piątek, 12 września 2014

Rozdział 12

Trochę kazałam wam poczekać na ten rozdział (biorąc pod uwagę tępo z jakim normalnie piszę). Mam niestety urwanie głowy z załatwianiem spraw na studia. 

Rozdział trochę krótszy niż ostatnie, ale myślę, że treść bardzo wam się spodoba.

To już 12 rozdział, a w Hogwarcie nawet pierwszy tydzień szkoły nie minął - nie wiem jak ja to robię.




-Jeden, wielki śmietnik. – syknął Draco widząc zaplecze sali do eliksirów Slughorna. Wszędzie walały się puste buteleczki i słoiki, niektóre porozbijane. Więcej rzeczy znajdowało się na podłodze i stoliku niż na półkach. Porozwalane składniki i substancje na eliksiry walały się we wszystkich możliwych miejscach.
-Bierzmy się do roboty. Chcę to już mieć za sobą. – skwitowała Hermiona i zabrała się za sprzątanie rozbitego szkła.
-Zostaw. Z Twoim szczęściem i zaradnością zaraz będziesz cała pokaleczona. – powiedział chamsko. Gryfonka odwróciła się w jego stronę zdziwiona, a on szybko ją ominął i sam zaczął sprzątać ostre odłamki.
-„To było… miłe…” – przeszło jej przez myśl. Może i sposób w jaki to powiedział był gburowaty i niezbyt uprzejmy, ale jakby nie patrzeć chciał ją w czymś wyręczyć, żeby nie zrobiła sobie krzywdy. – „Kiedyś by nawet o tym nie pomyślał.”
-Będziesz tak stać jak idiotka czy weźmiesz się do roboty? – syknął zniecierpliwiony Malfoy. Dziewczyna otrząsnęła się uświadamiając sobie, że dalej stoi w miejscu tępo patrząc się w blondyna. Zaczęła wycierać kurze z półek. Jej myśli krąży wokół wczorajszego dnia, kiedy to poraz pierwszy usłyszała z ust księcia Syltherinu słowo „przepraszam” i kiedy zaklęciem wyleczył jej zraniony palec. To wszystko było takie inne, takie dziwne. Nie umiała tego zrozumieć. Długie minuty upływały im w milczeniu, które oboje bardzo chcieli przerwać, ale nie wiedzieli jak. W końcu do dokonania tego zdecydowała się Hermiona.
-I jak? Zadowolony z dzisiejszego treningu? – mimo starań jej pytanie zabrzmiało trochę nieśmiało. Zdziwiony Draco odwrócił głowę w jej stronę.
-Jest w porządku. Starzy gracze trzymają poziom, a nowych będę męczyć, aż ich dogonią. – odpowiedział po chwili. – A ty co o nich sądzisz? – tym razem to Hermiona była zaskoczona. ON pyta JĄ o zdanie?!
-Nie znam się. – wzruszyła ramionami po czym przełknęła ślinę. Wzięła głęboki oddech i zmusiała się jak mogła do powiedzenia tych kilku, jakże trudnych dla niej słów. – Chociaż wydaje mi się, że szło wam całkiem nieźle. – po tym zdaniu w małym pomieszczeniu na tyłach sali do eliksirów rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Do Draco zaskoczony tym co usłyszał upuścił jedną ze szklanych fiolek. Hermiona udała, że tego nie zauważyła.
-Dzięki… - powiedział cicho i trochę niepewnie nie wiedząc do końca jak zareagować. – Nie spodziewałem się, że to powiesz. – przyznał w końcu.
-„Ja też.” – pomyślała Gryfonka. Reszta szlabanu upłynęła im spokojnie. Każdy wykonywał swoją pracę i żadne nie wchodziło drugiemu w drogę. Odzywali się do siebie mało, wymieniali po kilka zdań, albo nawet słów.
-Już prawie koniec. Nareszcie. – westchnęła z ulgą Hermiona około godziny 21:00.
-Masz jakieś plany? – zapytał Ślizgon niby obojętnym tonem.
-Chciałabym posiedzieć dziś trochę z Harrym i Ronem. Ostatnio spędzam z nimi mało czasu. Cały czas jest coś do roboty, bez przerwy jestem zajęta. – odpowiedziała, po czym zaczęła się zastanawiać czemu mu się tak zwierza. Mogła zwyczajnie odpowiedzieć „tak”, albo „nie twoja sprawa, Malfoy”. To byłoby zdecydowanie bardziej normalne. Tymaczsem Draconowi stanęła gula w gardle na sam dźwięk imion jej przyjaciół.  Nie wiedział skąd ta reakcja ale był zły.
-Jeszcze Ci się ci dwaj debile nie znudzili? – mruknął zanim zdążył się ugryźć w język.
-SŁUCHAM?! – oburzyła się Hermiona odwracając się w kierunku blondyna, który przeklnął na siebie w duchu.
-Nie ważne. – rzucił chociaż i tak wiedział, że teraz to już nic nie da.
-Jak śmiesz tak mówić na temat moich przyjaciół?! – czemu tak się unosi? Przecież to Malfoy: takie docinki są u niego na porządku dziennym. Przywykła przecież przez ostatnie 7 lat. Mimo wszystko nie umiała przestać się wściekać, to było silniejsze od niej.
-To są twoi „przyjaciele” … - to słowo powiedział z wielką ironią - … nie moi, więc mogę mieć o nich takie zdanie jakie mi się tylko podoba. – wysyczał.
-Zdanie miej jakie chcesz, ale nie musisz go wypowiadać na głos. Szczególnie kiedy obok stoję ja! – Hermiona przeszła do krzyku. – No ale przecież to jesteś ty! Nie możesz odpuścić! Zawsze wredny i zawsze cyniczny! Nie masz pojęcia co to miłość, przyjaźń czy współczucie! Uważasz się za jakiegoś wielkiego księcia, a w rzeczywistości jesteś tylko nędznym, nic nie wartym, ohydnym, arystokratycznym dupkiem bez uczuć i serca! – z każdym zdaniem krzyczała coraz głośniej. Kiedy skończyła obróciła się na pięcie i skierowała do drzwi. Poczuła na swojej ręce uścisk jego dłoni. Wyrwała ją z całej siły i obróciła tylko twarz w jego stronę.
-Puść, bo jeszcze pobrudzisz się szlamem zasrany szlachcicu. – syknęła i wyszła. Jednak w połowie sali do eliksirów blondyn znowu ją dogonił i przygwoździł jednym ruchem do ściany. Zrobił to z taką siłą, że Hermiona wypuściła całe powietrze z płuc, a głową dość mocno uderzyła o kamienną ścianę. Smok zdawał się nie zwracać na to uwagi.
-Puszczaj! – mimo jej twardego rozkazu chłopak dalej mocno trzymał ją za ramiona przyciskając do ściany.
-Nie. Będę cię trzymał tak długo jak mi się tylko podoba. W końcu i tak jestem jedynie wrednym, chamskim i nic nie wartym dupkiem. Prawda? – wysyczał przybliżając niebezpiecznie swoją twarz do jej twarzy. Gryfonka znowu poczuła jego zniewalający zapach perfum, ale tym razem był już zbyt ”zniewolona”, żeby mógł na nią zadziałać. Przez kilka bardzo długich sekund Draco wpatrywał się w nią swoimi stalowymi oczyma, a ona za wszelką cenę starała się tego wzroku uniknąć. W końcu odezwał się znowu wściekłym głosem – Może i nie jestem taki milutki, uczynny i wspaniały jak ty. Może i zachowywałem się przez te wszystkie lata jak prawdziwa świnia. Tylko, że tak się składa, że w przeciwieństwie do ciebie, ja nie miałem wyboru. Jeszcze zanim się urodziłem całe moje życie było zaplanowane, wkrojone w pieprzony szablon na który kształt nie miałem ani trochę wpływu! – oderwał gwałtownie ręce od Hermiony. Ona była jednak w zbyt wielkim szoku, żeby choćby drgnąć, a co dopiero uciec. Chłopak podwinął rękaw koszuli i podniósł rękę na wysokość jej twarzy pokazując wytatuowany mroczny znak. – A to jest jedna, kurwa, mała cząsteczka tego co musiałem znosić przez 17 lat życia. Podkreślam: MUSIAŁEM, bo miałem do wyboru albo to, albo śmierć swoją i całej mojej rodziny! Ale ty i tak nie masz pojęcia o czym mówię! Zawsze miałaś wybór! Mogłaś sobie wybrać znajomych, przyjaciół, przyszłość, to gdzie pojedziesz na wakacje i jak spędzisz święta. A teraz kiedy jest już po wszystkim i chciałbym choć trochę, chociaż w jakimś ułamku procenta to wszystko naprawić, to nie mogę! Nawet nie pozwalasz mi spróbować! Kurwa! Nie wiem czy zauważyłaś ale od początku roku nie nazwałem cię… (chwila zawahania w krzyku) … sama wiesz jak. Staram się być miły na tyle na ile mój pierdolony, zarozumiały charakter pozwala: pomogłem ci jak źle się czułaś, kiedy byliśmy zamknięci w lochach, na patrolu pilnowałem, żeby ci cholera jasna zimno nie było! A ty na mnie naskakujesz o byle pierdołę?! Rozumiem! – przerwał na chwilę i zaczął mówić normalnie, nawet trochę ciszej niż normalnie. - Rozumiem, że nie da się zapomnieć tych wszystkich lat drwin i nękania, rozumiem, że nie da się wybaczyć tego co się stało wtedy… kiedy moja ciotka cię torturowała. Myślisz, że ja zapomniałem? To wszystko… kurwa. To wszystko dalej śni mi się po nocach. Nie karzę ci, żebyś mi odpuściła, ale żebyś chociaż spróbowała zrozumieć moją sytuację, to jak to wszystko wygląda z mojej strony i to jak wiele mnie kosztuje próbowanie naprawienia tego wszystkiego. Tylko, że ty nie masz najmniejszego zamiaru dać mi jakiejkolwiek szansy na zmianę. – blondyn spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy. Hermiona zamarła. W tych błękitnych tęczówkach było tyle smutku, że aż ścisnęło się jej serce. – Powiedz mi więc, kto jest tutaj tak naprawdę bez serca? – gdy powiedział te słowa odwrócił się powoli w kierunku wyjścia. Gryfonka od dłuższego czasu czuła jak jej kolana drżą, teraz nie wytrzymały i ugięły się pod ciężarem jej ciała. Opadła na zimną posadzkę, po jej policzkach popłynęły ciepłe strugi łez. Ślizgon już sięgał do klamki u drzwi kiedy usłyszał jej cichutki szept.
-Draco… - zamarł bez ruchu. Pierwszy raz odezwała się do niego po imieniu. Nie wiedział co zrobić. Przed chwilą otworzył się przed tą dziewczyną, jak przed nikim innym, nawet Diabeł nie znał go od tej strony. Przerażało go to ile powiedział o sobie i swoich uczuciach, mówił nawet rzeczy o których sam nie wiedział. Aż do teraz. Bał się. Zwyczajnie się bał spojrzeć jej jeszcze raz w oczy. Jednak, gdy usłyszał po raz drugi swoje imię był już zdecydowany. Szybko podszedł do dziewczyny i objął ramieniem dosyć niepewnie, bo nie miał pojęcia jak Granger na to zareaguje. Kiedy poczuł jak opiera głowę o jego tors nie wiedział czy bardziej się cieszy, czy jest w szoku. – Przepraszam. - wyjąkała, poczuł jak jego koszula powolutku robi się mokra od jej łez.
-Nie płacz. Nie powinienem był tego wszystkiego mówić. – powiedział gładząc ją po włosach.
-Nie. Masz rację. Walczyłam tak zażarcie o to, żeby nie było czegoś takiego jak podział krwi, żeby wszyscy czarodzieje byli sobie równi. I kiedy już się udało to nie chcę przyjąć tego stanu rzeczy. – jej głos drżał. Czuła ciepło jego ciała, obejmował ją swoimi silnymi rękoma, było jej tak dobrze… Klęczeli tak przez kilka minut w milczeniu, na zimnej podłodze sali do eliksirów, przytulając się nawzajem. Niemal było czuć jak na ogromnym murze, który od pierwszej klasy stał między nimi pojawiają się głębokie rysy i pęknięcia.
-Chodźmy. Odprowadzę cię do twojego dormitorium. – powiedział w końcu Smok i pomógł wstać Gryfonce. Była już 22 – rozpoczęła się cisza nocna, więc żaden uczeń nie mógł już chodzić po korytarzach. Żaden oprócz Prefektów naczelnych i osób im towarzyszących… Szli obok siebie przez ciche i puste korytarze Hogwartu nie odzywając się nawet słowem. Dopiero pod portretem prowadzącym do kwatery Hermiony padły pierwsze słowa.
-Dziękuje. – powiedziała cicho błądząc wzrokiem po podłodze.
-Spoko. – uśmiechnął się lekko blondyn. – No to… widzimy się jutro. Dobranoc. – powiedział nie wiedząc za bardzo co zrobić. Cała sytuacja była dla niego bardzo niezręczna.
-Dobranoc. – odpowiedziała. Chłopak odwrócił się i odszedł w stronę ruchomych schodów. Kiedy był w połowie korytarza zatrzymał go jej głos.
-Czekaj! – zawołała za nim. Spojrzał w jej stronę. – Może wejdziesz na chwilę? – zapytała nie wierząc, że to robi.


-Hermiona miała dziś się z nami spotkać, a jest już po 22. – powiedziała Ginny opadając na kanapę.
-Może szlaban jej się przedłużył. – odpowiedział Harry siedzący w fotelu obok i czytający jakąś książkę.
-Ostatnio spędza więcej czasu z tym Malfoyem niż z nami. – naburmuszył się Ronald.
-Przecież nie robi tego z własnej woli. Ma z nim szlaban i tyle, nie siedzi z nim przecież dla przyjemności, nie zaprasza do siebie na nocne pogaduchy („hehs…” – przypisek autorki). – ruda fuknęła na barta, a Harry jej przytaknął.
-Oby tylko ten idiota nic jej zrobił. – westchnął Wybraniec do swojej „byłej”.
-To duża dziewczynka, da sobie radę.


-Napijesz się czegoś?
-Masz „Ognistą”?
-Mhm. Z lodem?
-Jeszcze się pytasz…
-Wiesz? Wyjątkowo też sobie naleję. – Hermiona podała blondynowi szklankę z bursztynowym płynem i kostkami lodu tłukącymi się o szklane ścianki. Ze swojej, o identycznej zawartości, pociągnęła łyk i opadła na kanapę. Spojrzała na Dracona rozłożonego w jej czerwonym fotelu. Miał na sobie białą koszulę, której pierwsze trzy górne guziki były rozpięte i czarne jeansy. Jego platynowe włosy w nieładzie opadały na czoło. – Nie wierzę, że to się dzieje. – powiedziała uśmiechając się i pociągając kolejnego łyka.
-Ja też. – odpowiedział również delektując się procentowym płynem.
-Ja… przepraszam za to… - zaczęła.
-Przestań. – przerwał jej. – Mnie też poniosło. Nie powinienem był ci tego wszystkiego mówić.
-Możliwe.  – upijała łyk łykiem. Musiała sobie dodać odwagi. – Mam pytanie.
-Mów.
-To co powiedziałeś… O wtedy… Naprawdę dalej o tym… myślisz? – nie umiała się wysłowić. Wzrok miała utkwiony w swojej szklance. Malfoy odchylił głowę mocno do tyłu. Przez dłuższą chwilę między nimi panowało milczenie. Uciążliwe, ale potrzebne.
-Tak. – odpowiedział w końcu z zamkniętymi oczyma. – Granger… ja naprawdę nie mogłem nic zrobić…
-Nie tłumacz się. – tym razem ona mu przerwała. – Rozumiem… chyba… - napiła się sporej ilości whisky. – Pytam się bo… bo nie umiem zapomnieć. Dalej mi się to śni, mam koszmary… - mówiła zakłopotana. – „Czemu nie mogę się po prostu zamknąć?” – pytała w głowie samą siebie
-Granger. Czy… została blizna? – zapytał siląc się na obojętny ton, który jednak nie wyszedł. Hermiona skuliła się w kanapie. Po chwili podwinęła rękaw swojej bluzy i pokazała mu swoją rękę. Na przedramieniu widniała blizna układająca się w napis „mudblood”. Oboje pociągnęli ogromny łyk „Ognistej” nie wiedząc co powiedzieć.
-Malfoy. Nalej mi jeszcze. – powiedziała podając mu swoją szklankę. Ten bez słowa podszedł do barku w którym dziewczyna trzymała słodycze i trochę alkoholu i uzupełnił braki w ich porcjach. Następnie usiadł na kanapie obok Gryfonki i podał jej whisky.
-Chcę żebyś coś wiedziała.
-Mhm?
-To co jest na naszych przedramionach już dla mnie nic nie znaczy. – Hermiona słysząc te słowa spojrzała na niego zaskoczona, nawet nie wiedziała kiedy się odezwała.
-Dla mnie też. – czuła jak jej oczy wilgną. Wytarła je rękawem zanim zdążyła uronić choćby jedną łzę. Draco widząc to przysunął się bliżej dziewczyny i objął ją ramieniem. – Czemu to robisz? – zapytała.
-Czemu cię przytulam? Bo płaczesz. Tak się chyba powinno robić. – Hermionie to jedno słowo użyte w zdaniu, to ciche „chyba” uświadomiło straszną rzecz: jego nigdy nikt nie przytulał, nikt go nigdy nie pocieszał. Takie odruchy nie były u niego normalne, bo nigdy ich nie doświadczył.
-„Na Merlina. Jak ja mogłam się na niego złościć za jakieś drobne wredne zachowania ostatnimi czasy?” – myślała. Była bardzo zmęczona, mało dziś zjadła i dodatkowo miała bardzo słabą głowę do alkoholu. Kiedy więc opróżniła szybko drugą szklankę „Ognistej” poczuła jak alkohol zaczyna szumieć jej w głowie. Odstawiła puste naczynie na stolik. Chłopak widząc to podniósł się i poszedł nalać jej kolejną porcję. Kiedy wrócił znowu usiadł obok niej, a ona sama przytuliła się do jego torsu. To był tak samo dziwne jak przyjemne. Dziewczyna znowu łyknęła trochę whisky. Stan w który wpadała zaczynał jej się podobać.
-Jutro ostatni szlaban. – powiedział Smok po dłużej chwili ciszy.
-Mhm. – mruknęła. Znowu chwila ciszy. – A co będzie potem?
-Potem będą w końcu wolne wieczory. – zaśmiał się lekko.
-Wszystko… wróci do normy? – zapytała i podniosłą głowę, żeby widzieć jego twarz.
-Co masz na myśli? – upił duży łyk.
-Dobrze wiesz co mam na myśli. – odpowiedziała cicho. Chłopak odchylił głowę i zamknął oczy.
-A  jak byś chciała żeby to wyglądało? Tak jak wcześniej? Omijamy się, nie odzywamy do siebie ani słowem i patrzymy spode łba? – zapytał przyglądając się jej z uniesionymi brwiami. Szatynka zamyśliła się i zacisnęła wargi.
-Zlinczują nas jak będzie inaczej. – odpowiedziała w końcu.
-Kto?
-Wszyscy. A już na pewno moi przyjaciele. Nie zrozumieją tego.
-A więc po jutrzejszym szlabanie koniec? Potem nie kłócimy się, ale oficjalnie się nie lubimy. Tak? – zapytał i wypił jednym haustem pół szklanki whisky.
-Mhm. – mruknęła spuszczając wzrok.
-Dobrze. – odpowiedział i oboje poczuli dziwne ukłucie w sercu.


Komentujcie!




wtorek, 2 września 2014

Rozdział 11



Ładny obrazek znalazłam? :)
Z rozdziału jestem średnio zadowolona - no, ale to wasza opinia się liczy.
Przepraszam za błędy i powtórzenia, ale nie miałam już siły sprawdzać.
Co sądzicie o takim sposobie w jakim go napisałam?
Komentujcie!



DRACON
Był tak niesamowicie wkurwiony na cały świat. Jak to w ogóle możliwe, że spotkał swoich rodziców w Ministerstwie? Jak można mieć tak wielkiego pecha? A to jak jego ojeciec zachował się wobec Granger. Miał ochotę rzucić się na niego z pięściami i z trudem trzymał nerwy na wodzy. Szczerze go nienaiwdził – za to jaki jest i za to co Draco i jego matka musieli przejść, szczególnie podczas wojny. No i jeszcze te głupie uśmieszki Narcyzy na korytarzu – co ona sobie myśli? Niby on i Granger? Przecież to śmieszne. No i sama Gryfonka i jej zachowanie w windzie! Oszalała? Co ona sobie myśli? Przecież to on – Draco Malfoy, jest od tego żeby rozpalać i bawić się płcią przeciwną, a nie na odwrót. Jeszcze nigdy nikt nie postąpił z nim tak jak on z tymi wszystkimi dziewczynami!
-Smoku, w porządku? – usłyszał głos Blaisa, kiedy wszedł do ich wspólnego dormitorium.
-Nic kurwa nie jest w porządku! – warknąl tylko w jego kierunku i poszedł pod prysznic. Gorąca woda lała się na niego z dobre 10 minut. W tym czasie on stał oparty o ścianę delektując się spływającymi po jego ciele strugami i starając się oczyścić umysł, nie myśleć o niczym. Kiedy w końcu wyszedł z łazienki i oznajmił przyjacilowi, że na kolację się nie wybiera, położył się na swoim łóżku z zamkniętymi oczyma. W czasie gdy Zabini był w Wielkiej Sali opróżnił pół butelki „Ognistej”. Ona była pewnie na spacerze z tym pieprzonym Bułgarem. Czemu on w ogóle o tym myśli? Co jest nie tak? Może powinien przygarnąć jakąś dziewczynę do siebie do łóżka i mu przejdzie? Może to tylko wina testosteronu? Jednak sama myśl go odrzucała. Chciał tylko jednego, co go przerażało : żeby już wybiła godzina 18:00 następnego dnia.



HERMIONA
Wstała bardzo wcześnie rano. Przeciągnęła się leniwie na łóżku i wlepiła wzrok w baldachim nad sobą. Wczorajszy dzień był… dziwny. To co się wydarzyło w Ministerstwie, spotkanie z rodzicami Malfoya, no i to co zarówno on jak i ona odstawili w windzie. Poczuła jak na jej policzkach kwitną rumieńce. Już dawno nie zrobiła tak głupiej rzeczy jak wtedy. Jest przecież Prefektem naczelnym! Musi być przykładem dla innych… tymczasem wstyd jej samej przed sobą. Wszystko co się wtedy wydarzyło nie powinno mieć nigdy miejsca. A potem był spacer z Danailem. Był taki miły wobec niej. Dość długo spacerowali razem p szkolnych błoniach, a później  dosiedzieli na trawie niedaleko Zakazanego Lasu. Danail był bardzo uprzejmy i szarmancki na każdym kroku co ją dość mocno peszyło. Każdy uśmiech sprawiał, że delikatnie się czerwieniły, a kiedy przytulił ją nie wiedziała za bardzo co zrobić. Z tego co mówił byli dobrymi kolegami z Krumem, kiedy oboje chodzili do Drumstrangu i dalej utrzymują kontakt. Hermiona uśmiechnęła się na samą myśl. Nie wiedziała czemu przestała pisywać do Wiktora, a może to on to zrobił? Nie pamiętała. Mimo wszystko bardzo miło z jego strony, że pamiętał o niej i dał prezent… który Gryfonka wcisnęła na dno szafy niepewna czy chce, żeby przypominał jej o szukającym bułgarskiej drużyny. Bała się momentu w którym zaprosi ją na spotkanie przy okazji przyjazdu do Anglii na mecz. Starała się o tym nie myśleć. Ostatnimi czasy było wiele rzeczy o których starała się nie myśleć, jednak niekoniecznie jej się udawało. Jedną z nich była pewna osoba o stalowych oczach i blond włosach w wiecznym nieładzie... taaak, musi zdecydowanie coś z tym zrobić. Wstała powoli z łóżka i powlekła się do łazienki, gdzie wzięła prysznic. Kiedy po wykonaniu porannej toalety wyszła z łazienki dochodziła 7:00. Hermiona wyjęła z szafy czarne leginsy z trzema paskami z sztucznej skóry umieszczonymi skośnie w okolicy kolan oraz biały top, bez ramiączek. Do tego jasna, jeansowa kurtka i czarne buty wiązane za kostkę. Jako, że miała dużo czasu postanowiła trochę więcej czasu poświęcić na makijaż: oprócz standardowego podkładu i tuszu do rzęs nałożyła aż eyeliner. Włosy pozostawiła rozpuszczone. Kiedy była już gotowa spojrzała na zegarek: 7:15. Śniadanie zaczynało się od 7:30, jednak jej już burczało w brzuchu. Wzięła jedna z książek i położyła się razem z nią na kanapie. Gdy znowu spojrzała na zegarek była już 7:40. Zadowolona zamknęła opasły tom i wyszła z dormitorium. Przemierzała korytarze Hogwartu bez zastanowienia, jej głowa pełna była rożnych, zagmatwanych myśli. Starał się nie myśleć o trudnych lub krępujących ją tematach jak na przykład wczorajszy szlaban. Kiedy weszła do Wielkiej Sali jej wzrok przykuły platynowe włosy, należące do księcia Slytherinu, który siedział przy swoimi stole.
-„Ooo, Dra… uspokój się Hermiono! To tylko MALFOY”


GINNY
Cichutko zamknęła za sobą drzwi do dormitorium dziewcząt. Większość z nich jeszcze spała, ale ruda obudziła się bardzo wcześnie czując dużą potrzebę, żeby zejść szybko na śniadanie. To może nawet i lepiej? Będzie miała dłuższy dzień, a że jest sobota tym bardziej nie miała na co narzekać. Hogwart w sobotę o 7:30 był niesamowicie cichy, Ginny przemierzała jego korytarze czując się trochę jak w śnie. Ocknęła się z niego dopiero kiedy weszła do Wielkiej Sali. Zapach jedzenia i świeżej kawy wdarł się do jej nozdrzy. O tej godzinie niewielu uczniów siedziało już przy stole, ucieszyła się jednak widząc swoją przyjaciółkę popijającą kawę i czytającą jakiś opasły tom – cała Hermiona. Z uśmiechem na ustach ruszyła w jej stronę.
-Dzień dobry. – powiedziała wesoło. Dopiero wtedy pani Prefekt podniosła wzrok znad książki.
-Ginny? Cześć… co Ty tu robisz tak wcześnie śpiochu? – zdziwiła się. Weasley usiadła po przeciwnej stronie stołu.
-Nie wiem. Tak jakoś wcześniej się obudziłam. – wzruszyła ramionami i nasypała trochę płatków do miseczki. Od przyjazdu do Hogwartu przyjaciółki spędzały ze sobą mało czasu.  Zajęte były nauką, a Hermionie dodatkowo dochodziły obowiązki Prefekta i codzienne szlabany z Malfoyem. No, ale w końcu zaczął się weekend, można trochę to nadrobić? – Masz dziś coś w planach? – zapytała.
-Ummm… uczę się.
-No ale chyba nie będziesz siedzieć na książkami cały dzień. – ruda przewróciła oczyma.
-No nie. O 18 mam szlaban, przedostatni, nareszcie. – odpowiedziała Hermiona. Ginny westchnęła.
-Chciałam żebyśmy spędziły trochę czasu ze sobą. Ostatnio nie ma w ogóle na nic czasu…
-Mmm… co proponujesz? – mruknęła brązowowłosa znad swojego kubka z kawą.
-Może spacer po błoniach?
-Już mam tego dość w tym tygodniu. – zaśmiała się Granger na co jej przyjaciółka uniosła wysoko brwi zdziwiona.
-Bo widzisz… - zaczęła tłumaczyć - …jednego dnia, przez pół nocy musiałam patrolować błonia razem z Malfoyem,  a wczoraj Daniali zaprosił mnie na spacer…
-I nic mi nie powiedziałaś? – oburzyła się Ginevra.
-A co tu jest do mówienia? Byliśmy na spacerze – tyle. – Hermiona wzruszyła ramionami i sięgnęła po tosta.
-Jak było? – ruda nie dawała za wygraną.
-Miło… Danail jest dowodem na to, że nawet Ślizgoni potrafią być w porządku. – na te słowa Weasley zmarszczyła brwi.
-No wiesz, jakby nie patrzeć ostatnio spędzasz więcej czasu z Ślizgonami niż z nami. – powiedziała zachmurzona. – Ten cały Danail, Zabini… no i Malfoy. – ostatnie nazwisko dziewczyna niemal wysyczała.
-Danail jest nowy w szkole. Nie rozumie tej całej wrogości między domami i jest do wszystkich pozytywnie nastawiony. Nie ma co się go czepiać. A Zabini… dzielę z nim stanowisko. Musimy się dogadywać. No i zmienił się, naprawdę, stał się bardziej… ludzki. Myślę, że gdybyś go poznała sama byś go polubiła.
-A nasz kochany książę? – zapytała sztucznie przesłodzonym głosem.
-Z nim sprawa się skończy. Już jutro. – odpowiedziała brunetka niemrawo. Ginny upiła łyk swojej kawy.
-Chociaż z drugiej strony muszę powiedzieć, że Ci zazdroszczę. Kręcisz się wokół najprzystojniejszych facetów w całym Hogwarcie. – na jej twarz wstąpił delikatny uśmiech.
-Oszalałaś? Przestań w ogóle mówić takie rzeczy! – oburzyła się gromiąc przyjaciółkę gniewnym wzrokiem.
-No dobrze. Więc jak? Umawiamy się jakoś na dziś?
-Może wpadniesz do mnie po obiedzie? Napijemy się kremowego piwa i pogadamy. – zaproponowała Hermiona.
-Spoko. W sumie… - rudej jednak przerwał ktoś inny. Męski głos zabrzmiał tuż nad jej ramieniem.
-Witam panie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? – zapytał.
-Dobrze wiesz, że przeszkadzacie, ale niekoniecznie cię to obchodzi. – odpowiedziała kwaśno Hermiona.
-Bingo. – uśmiechnął się Blaise. Obok niego stał jego przyjaciel, starając się nie patrzeć na żadną z Gryfonek. -Mamy do pani bardzo ważną sprawę, pani Prefekt. – kontynuował.
-Czyli? – brunetka uniosła brwi.
-Smoku? Może wykażesz się jako kapitan drużyny? – zapytał Zabini.
-Odwal się. Jak już zacząłeś to mów. – prychnął blondyn nieco zirytowany, dalej nie patrząc się w stronę dziewczyn.
-Ohh… niech będzie. – teatralnie westchnął czarnoskóry. – Dziś o 15 odbywa się nabór do Ślizgońskiej drużyny Qudditcha.
-Ani Quidditch, ani Ślizgoni mnie nie interesują. – zakpiła Hermiona z lekkim uśmiechem.
-Ranisz moje serce… - po raz kolejny teatralnie odpowiedział Diabeł.
-Twoje co? – zaśmiała się dziewczyna.
-Ohh już daj spokój. Potrzebna jest nam obecność Prefekta. – powiedział w końcu.
-No i? Mam ci udzielić jakieś specjalne pozwolenie, żebyś poszedł? Bo nie rozumiem… - Gryfonka mówiła dalej nabijającym się głosem. Jej przyjaciółka siedziała w tym czasie sztywna jak struna. Obecność Ślizgonów bardzo ją krępowała. Dobrze, że była odwrócona do nich plecami.
-Nie. Masz iść na stadion i mnie podziwiać. Jestem członkiem drużyny, więc nie mogę kontrolować naboru.
-Chyba żartujesz? – dziewczynie wyraźnie nie spodobał się ten pomysł.
-Nie, nie żartuje. No nie udawaj. Dobrze wiem, że marzysz o tym, żeby popatrzyć na mnie i Draco w akcji. – pochylił się do przodu poruszając dwuznacznie brwiami. Ginny zrobiło się gorąco kiedy poczuła zapach jego perfum.
-Diable, przestań robić z siebie błazna. – syknął Malofy.
-Oczywiście możesz ze sobą zabrać przyjaciółkę. – uśmiechnął się kładąc ręce na ramionach rudej, której w tym momencie twarz wpasowała się w kolor włosów.
-Nie mam wyboru, prawda? – westchnęła Miona.
-Owszem Granger. Nie masz. – odpowiedział od niechcenia Malfoy. Dziewczyna zmierzyła go chłodnym wzrokiem.
-Przyjdę. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo… - Blaise na te słowa uśmiechnął się tryumfalnie i ukłonił, po czym odszedł w kierunku wyjścia. Za nim podążył kapitan drużyny. Prefekt odprowadziła ich wzrokiem. – Więc jak Gin? Przejdziesz się ze mną?
HARRY
Większość czasu pomiędzy śniadaniem i obiadem spędził na nauce i odrabianiu zadań. Razem z Ronem siedział przy małym stoliku w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Nie widział dziś ani Hermiony, ani Ginny, a miał nadzieję spędzić z nimi sobotę. Szczególnie Miona nie miało ostatnio, ani trochę wolnego czasu. Natłok obowiązków Prefekta, szkoła no i te szlabany z Malfoyem sprawiły, że od początku roku oprócz posiłków i lekcji widział się z nią tylko kilka razy. Poza tym dziewczyna miała prywatne dormitorium, które wolała od Pokoju Wspólnego. Harry jej się nie dziwił i nie miał jej tego za złe – prywatność w Hogwarcie to luksu, poza tym był to jeden ze sposobów na ominięcie Rona. Jego obecność ewidentnie krępowała szatynkę. Mimo wszystko Wybraniec cieszył się, że nie są już razem. To nie był dobry związek. Hermiona jest bardzo inteligentna, miła, dobrze wychowana, oczytana, pomocna i ambitna. Tym czasem Ron… no cóż, te epitety zdecydowanie do niego nie pasowały. Niby przeciwieństwa się przyciągają, ale nie na aż taką skalę. Herm według niego potrzebowała kogoś kto byłby zupełnym przeciwieństwem Weasleya. Chłopaka mądrego, kulturalnego, który nawet jeżeli by się z nią w jakichś sprawach nie zgadzał to rozumiał jej tok myślenia i zawsze mógł pomóc. Potrzebowała kogoś kto nie ograniczałby ją, nie był kulą u nogi, ale który pomógłby się jej rozwijać i zapewniał przy tym bezpieczeństwo. Harry zamyślił się. Tak wiele ostatnimi czasy się zmieniło. Do pokoju wszedł Ron.
-A ty dalej się uczysz? – zapytał zdziwiony.
-Tak. I ty też powinieneś. – odpowiedział Harry nie odrywając wzroku od pergaminu. – Myślisz, że Hermiona odrobi wszystkie lekcje za ciebie? Ona też ma swoje sprawy na głowie.
-Może nie zrobi całkiem, ale chociaż pomoże. Nie wiem nawet jak się za to zabrać! – oburzył się rudzielec.
-Może najpierw zaczniesz od otworzenia książek. – odpowiedział brunet z przekąsem.
-Już dobra, skończ. Idziemy na obiad. – tutaj wskazał na zegar wskazujący 14:45.
-Taa. Chodźmy. – Harry zamknął książki. Kiedy byli już pod Wielką Salą drzwi otworzyły się i szybkim krokiem wyszły Ginny i Hermiona.
-Już zjadłyście? –spytał zdziwiony Ron.
-Tak. Musimy już lecieć. Spotkamy się jeszcze może przed kolacją, zanim będę miała szlaban. To pa. – rzuciła im szybko i skierowała się w stronę wyjścia.
-Okey. Cześć. – odpowiedział jeszcze Harry i odprowadził dziewczyny wzrokiem.


BLAISE
Draco zaczynał go irytować. Zachowuje się ostatnio jak baba z PMS – jedna wielka kupka nerwów, cały czas albo siedzi cicho naburmuszony, albo się złości i krzyczy po wszystkich dookoła. Musiał z tym coś zrobić. Oczywiście, że obecność Prefekta nie była konieczna na treningu – był nawet zdziwiony, że Hermiona dała się na to nabrać i nawet nie sprawdziła, czy rzeczywiście są takie reguły. Musiał coś zrobić – jej i Malfoyowi zostały tylko 2 szlabany, a potem koniec, zero spotkań, zero rozmów. Nie będą mieli żadnej okazji, żeby jakkolwiek się do siebie zbliżyć czy poznać. Bo przecież sam Blaise nie może w kółko jej zapraszać do ich dormitorium, żeby pozałatwiać jakieś wymyślone sprawy Prefektów. Nie tędy droga. A kiedy szlabany się skończą, on sam oszaleje, jak będzie musiał wytrzymywać z tym idiotą w jednym pokoju. Potrzebna więc jest jego inicjatywa. Nie wiedział jak obecność Gryfonki na trybunach ma pomóc, podczas gdy oni będą na boisku, ale zawsze lepsze coś niż nic. Zdawał sobie sprawę, że ona kręci Smoka, i to bardzo, i to tak w cholerę mocno, że od kiedy zaczęli wspólne szlabany nie ma takiego wieczoru, kiedy Draco nie wypijałby przynajmniej pół butelki „Ognistej” patrząc tępo w przestrzeń. Oczywiście, że to nie jest tak, że od niecałego tygodnia blondyn nie potrafi oderwać od niej wzroku, a Zabini już staje na głowie, żeby coś z tym zrobić. O nie. Granger pociąga go od bardzo długiego czasu, jednak wcześniej wszystko było idealnie ukryte przed całym światem – za wyjątkiem Diabła, który swojego przyjaciela znał, aż za dobrze. Hermiona była niezwykła, nie działał na nią nigdy urok osobisty Malfoya i zawsze potrafiła się zdobyć na odwagę, żeby mu się sprzeciwić. Ba! Ona nawet miała w sobie na tyle siły i tupetu, żeby w trzeciej klasie dać mu po ryju! Nigdy się go nie bała i zawsze uważała się nawet nie za równą jemu, ale za kogoś lepszego. I to było niesamowite – mugolaczka ostentacyjna gardząca arystokratą. Była czymś niesamowitym i wyjątkowym, wśród tych wszystkich pustych dziewczyn mizdrzących się do blondyna ona była niezależną perłą. Już od bardzo dawna go intrygowała i pociągała. A teraz kiedy wojna się skończyła, Draco już nie jest związany żadnymi przysięgami, a ona wróciła po tym wszystkim do szkoły jeszcze piękniejsza i niczym nieskrępowana, wolna – tym bardziej, że rozstała się z rudzielcem, blondyn oszalał. Przyszła punktualnie o 15, razem z najmłodszą Weasley. Zdziwił się, bo sądził, że zajmą miejsce na trybunach. Tymczasem jedyne na stadionie przedstawicielki domu lwa weszły na murawę wejściem dla graczy i bez słowa usiadły na jednej z ławek ustawionych pod trybunami. Cała drużyna i osoby chcące się do niej dostać stały już na murawie przebrane w stroje do gry.
-Ci którzy należą do drużyny mogą usiąść. – warknął Draco wyraźnie zdenerwowany obecnością pewnych dwóch dziewczyn, a konkretniej jednej z nich. – Zabini, zostań tu. – powiedział jeszcze. Diabeł spodziewał się tego, będzie pomagał przyjacielowi w ocenie kandydatów. Czarnoskóry chłopak odnalazł wzrokiem Pansy. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Brunetka jak gdyby nigdy nic usiadła sobie obok dwóch Gryfonek.
-„Na nią zawsze można liczyć.” – pomyślał. Malfoy w tym czasie wydawał instrukcje. Podzielił Ślizgonów na mniejsze grupy, które miały ze sobą rozegerać mecz, bez szukającego - było to jedyne stanowisko, które nie trzeba było obsadzać. Po 20 minutach na murawie zostaną tylko najlepsi, którzy wtedy będą musieli pokazać co naprawdę potrafią.
-Jakieś pytania? – zapytał na koniec.
-Co one tu robią? – odezwał się jeden piątoklasista wskazując na ławkę. Zarówno Smok jak i Diabeł zmrozili go wzrokiem.
-A co cię to kurwa obchodzi? Obstawiam, że na normalnym meczu też będą siedzieć. Wtedy też będziesz narzekać? Jak ci się coś nie podoba do won z boiska i nie zabieraj mojego cennego czasu. – głos Malfoya sprawił, że wszystkim przeszły ciarki po plecach.
-„No i jeden już skreślony.” – pomyślał Zabini uśmiechając się pod nosem.


RONALD
-Co jest z tobą ostatnio? – zapytał naburmuszony brązowowłosej przyjaciółki podczas kolacji.
-Nie rozumiem o co ci chodzi Ronaldzie. – odpowiedziała spokojnie nakładając sobie trochę sałatki.
-Nie masz ostatnio dla nas ani trochę czasu. – powiedział urażony.
-Ponieważ mam dużo zajęć. Nie rozdwoję się. I skończmy już ten temat. – na te słowa rudzielec zachmurzył się jeszcze bardziej. Nie podobało mu się ostatnio zachowanie przyjaciółki. Był w stanie zrozumieć to, że się cały czas uczy i czyta książki. To akurat byłoby całkiem normalne. Ale Hermiona zaczęła coraz częściej obracać się w Ślizgońskim towarzystwie. Z jeden strony Zabini jako Prefekt, z drugiej Malfoy na tych przeklętych szlabanach, no i jeszcze ten nowy Bułgar. Trochę tego za dużo. Nie wiedział, czy bardziej przeszkadzało mu to, że to Ślizgoni, czy może to, że są bardzo przystojni – przynajmniej w mniemaniu żeńskiej części Hogwartu. Tak czy inaczej – nie podobało mu się to. Bardzo żałował, że nie jest już z Hermioną, ale zdążył się już z tym pogodzić.  Mimo wszystko nie chciał dopuścić do niej żadnego podejrzanego typa. Może akurat coś się odmieni pomiędzy nim a Mioną? Nie… nie może tak myśleć. Chociaż bardzo by chciał, żeby tak było.
-Gdzie się tak śpieszyłyście dziś w holu? – zapytał Harry chcąc zmienić temat.
-Kiepska sprawa. – mruknęła. – Bo widzisz musiałam…
-Iść na szlaban? Granger, jest za 5 osiemnasta. Nie mam zamiaru mieć problemów przez twoje spóźnialstwo. – usłyszała za swoimi plecami chłodny, męski głos. Gwałtownie się obróciła i spojrzała prosto w stalowo-niebieskie tęczówki wpatrujące się w nią.
-Już?! – prawie krzyknęła przerażona i wstała od stołu. – Muszę lecieć. – ucałowała obu przyjaciół w policzek. – Do jutra! – rzuciła jeszcze i razem z Malfoyem skierowała się do wyjścia. Wściekły Ron odprowadził ich wzrokiem.
-Nienawidzę go. – syknął.

PROF. MCGONAGALL
Była jak najbardziej zadowolona z aktualnego stanu rzeczy. Kiedy niecały tydzień temu zobaczyła tę dwójkę stojącą na korytarzu z wyciągniętymi rękoma o mało nie stanęło jej serce. Dwójka najzdolniejszych uczniów, Prefekt naczelna i kapitan szkolnej drużyny sportowej, będący na siódmym roku – kara musiała być surowa. Wiedziała, że wiele ryzykuje skazując ich na wspólne towarzystwo, ale ich kłótnie musiały się w końcu ukrócić. Muszą być przykładem dla swoich domów. Powinni pokazać, że nawet Gryfonka i Ślzigon mogąc znaleźć wspólny język. I póki co wszystko było na dobrej drodze. Małymi kroczkami. Sytuacja z Irytkiem podczas drugiego wieczoru może i nie była zaplanowana, ale w całym nieszczęściu dała doskonały początek. Najpierw zauważyła, że od czasu do czasu wymienili razem kilka zdań przed lekcją czy na korytarzu. Potem siedzieli blisko siebie na jej lekcji. Z tego co usłyszała od Horacego – dobrowolnie pracowali razem na eliksirach. Sukces może nie był póki co bardzo spektakularny, ale to wszystko jeszcze może się zmienić. Niestety pozostały tylko dwa szlabany. Będzie musiała wymyślić coś innego. Wzięła sobie za punkt honoru pogodzenie w końcu tej dwójki, co ma zapoczątkować współpracę między wrogimi domami. Patrzyła teraz z nutą satysfakcji jak panna Granger i pan Malfoy idą razem, ramię w ramię w kierunku wyjścia.
-„Robię to dla waszego dobra.” – pomyślała i również wstała od stołu.