wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 2


No i jest drugi rozdział! Nie sądziłam, że napiszę go tak szybko, ale to zasługa waszych komentarzy, które dodały mi weny i zapału do pisania. Na kolejny rozdział mam już pomysł więc o ile będę dysponować czasem powinien się pojawić w najbliższym czasie. Liczę, że z tego będzie zadowoleni. Przepraszam za wszystkie błędy interpunkcyjne ale przecinki to moja pięta Achillesa, której nieudolnie staram się pozbyć...
Życzę miłego czytania! :)



-Pamiętacie jak my płynęliśmy tymi łodziami do Hogwartu? – zapytał Ron patrząc w stronę jeziora po którym sunęły łodzie z pierwszorocznymi. On, Hermiona, Harry, Luna, Nevill i Ginny siedzieli w powozie zaprzęgniętym w testrale powoli kierującym się w stronę zamku.
-To było niesamowite. – powiedziała Luna swoim jakby nieobecnym głosem.
-Tak. Niesamowite. A jeszcze bardziej niesamowite, że właśnie jedziemy po raz ostatni na ucztę rozpoczynającą rok szkolny. – dodała cicho Hermiona. Kiedy uświadomiła przyjaciołom ten fakt wszyscy zmrożeni popatrzyli na siebie z przejęciem. Wydaje się jakby dopiero wczoraj wszyscy się poznali. Mali, trochę wystraszeni pierwszoroczni nie wiedzący czego mają się spodziewać. Teraz wszyscy wydorośleli i zmienili się niesamowicie. I tak o to przyszło im powitać swój ostatni rok w szkole w której spędzili najpiękniejsze chwile swojego życia. Za kilka miesięcy będą musieli ją opuścić. Będą musieli pożegnać Hogwart. To tak jakby powiedzieć, że będą musieli pożegnać dom. W oczach Hermiony zamajaczyły łzy, które po chwili spłynęły po jej policzku. Harry przytulił ją kładąc głowę na swoim ramieniu.
-Nie martw się Miona. Najważniejsze, żebyśmy trzymali się razem.
-Właśnie. Mamy wiele wspomnień do których na pewno będziemy spotykając się w przyszłości. – powiedział z entuzjazmem
-Przy kominku z małymi dziećmi. – zaśmiała się ruda.
-Jak na pierwszym roku spotkaliśmy puszka. – przypomniał Ron.
-I jak w końcu zdobyliśmy dla Gryffindoru puchar domów! – krzyknął Nevil.
-No i jak w trzeciej klasie znokautowałaś Malfoya. – dodał z uśmiecham Harry.
-Tak! To jest warte zapisania w „Historii Hogwartu”. Gdybyśmy mieli zrobione temu zdjęcie oprawiłbym je w złotą ramkę i powiesił nad kominkiem. – powiedział Ron na co wszyscy wybuchli śmiechem.
-To było trochę głupie, szczeniackie zachowanie… - zaczęła Hermiona. – …ale przyznam, że sprawiło mi tyle przyjemności, że bez zawahania zrobiłabym to drugi raz. – Pozostała część drogi minęła im na wspominaniu minionych 6 lat przez pryzmat łez i śmiechu. Wejście do Hogwartu a potem do Wielkiej Sali było jak co roku niesamowite. Czuć było, że przekracza się progi niesamowitego miejsca. Przemówienie Dumbledora było jak co roku ciekawe i nikt z uczniów nie śmiał nawet szepnąć gdy dyrektor stał przy mównicy. Dziękował uczniom, którzy angażowali się w bitwie o Hogwart mówił, że wie jak ciężko było przekonać rodziców do powrotu do szkoły, ale zapewniał że jest tu w stu procentach bezpiecznie. Po rozpoczęciu w uczty w Sali zrobiło się głośno i wesoło. Duchy domów wesoło latały nad stołami zadziwiając sobą nowych uczniów. W tym roku doszło dwóch nowych uczniów do ich rocznika. Z tego co usłyszała Hermiona z plotki, która niosła się po stołach byli to dwaj chłopcy z Drumstrangu i oboje zostali przydzieleni do Slytherinu. Nie zaskoczyła jej ta nowina. Prawie co roku do Hogwartu dochodził jakiś nowy uczeń ze starszego rocznika, którego rodzice przeprowadzili się Anglii, przez co zmuszony był zmienić szkołę. Zamiast zastanawiać się nad tym nałożyła sobie na talerz swoją ulubioną sałatkę i nalała soku z dyni. Była niesamowicie szczęśliwa siedząc ze znajomymi, rozmawiając i śmiejąc się. Wszystko było tak jak zawsze. Rozkoszowała się tą chwilą z uśmiechem na ustach, który spełzł jej z twarzy gdy poczuła na sobie czyiś wzrok. Od razu zauważyła przyglądającego się jej blondyna przy stole Slytherinu. Chłopak szybko spuścił głowę udając, że zainteresowany jest kawałkiem kurczaka na swoim talerzu.
-Hermiona? Wszystko w porządku? – zapytała Ginny widząc nietęgą minę przyjaciółki.
-Ohh…  Tak. Wiesz, niezbyt dobrze znoszę długie podróże. Jestem strasznie zmęczona. – skłamała. Nie przyzna się przecież co jest prawdziwym powodem. Sama nie wiedziała czemu tak dziwnie zareagowała na przyglądającego jej się ślizgona.
-Chcesz już iść do dormitorium? – zaoferowała się Ruda.
-Nie. Wolę jeszcze posiedzieć ze wszystkimi. – uśmiechnęła się brązowooka.


-Dracusiu wszystko w porządku? – zapytała Pansy Parkinson słodziutkim głosem.
-Właśnie Dracusiu. Wszystko w porządku? – powtórzył chłopak siedzący obok Dracona starając się przedrzeźniać swoją koleżankę. Blondyn zmierzył go chłodno wzrokiem.
-A czemu by nie? – zapytał niemrawo.
-Bo zachowujesz się jakby ci właśnie zdechło ukochane zwierzątko. – powiedział Blaise robiąc maślane oczka i obejmując przyjaciela. – Nie martw się skarbie. Kupimy ci nowego. – Malfoy szybko odepchnął go od siebie.
-Spieprzaj Diable. Wszyscy wiemy, że na mnie lecisz ale nie musisz się z tym tak obnosić.
-Łamiesz mi serce.
-Co ci łamie? – zapytał rozbawiony Draco.
-To, że ty jesteś grubo skórnym dupkiem nie znaczy, że wszyscy tacy są. – Zabini puścił mu kuksańca w bok.
-Taak. Ale to nie ja chodziłem z 3 laskami jednocześnie. – odciął się Malfoy przyjmując rękawicę rzuconą przez kolegę.
-Daj spokój smoku. To było pod koniec 5 klasy i byłem wtedy bardzo głupi.
-Wiele się nie zmieniło.
-Ale jednak zawsze kilka rzeczy…- Blaise zaważył silny związek stalowych oczu i stołu domu lwa.- Na przykład to gdzie błądzi twój wzrok podczas jedzenia. –ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, żeby usłyszał je tylko Draco. Ten zakrztusił się sokiem dyniowym, który właśnie miał w ustach. Gdy przestał się krztusić wstał od stołu.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz. – rzucił i skierował się w stronę wyjścia.
-1:0 dla mnie. – powiedział do siebie brunet uśmiechając się pod nosem.  Podczas gdy jego przyjaciel był już w drodze do lochów. Był niesamowicie wkurzony na Zabiniego.
-„O co mu chodzi? Raz zerknąłem na stół tego pieprzonego Gryffindoru a ten już sobie coś wyobraża.” – myślał chłopak. Jednak w głębi ducha czuł się jak mały chłopiec złapany na gorącym uczynku. Wszedł do pokoju wspólnego domu węża o czym skierował kroki do swojego dormitorium. Znaczy swojego i tego błazna Zabiniego. Osobne dormitorium przysługuje tylko perfektom, jednak Zabini wiedząc jak jego przyjaciel źle znosi przebywanie w dormitorium chłopców wśród takich półgłówków jak Crab i Goyle poprosił Sanpea o to, żeby Malfoy mógł zamieszkać razem z nimi. Blondyn przyjął propozycję bardzo chętnie. Miał spokój i towarzystwo kogoś kogo szczerze lubi, a takich ludzi nie jest zbyt wielu. Opadł na swoje łóżko. Zerknął na walizkę obok.
-Nieee… jutro to wypakuje. – stwierdził. Po chwili poczuł jak ogarnia go ogromnie znużenie. Nawet nie wiedział kiedy zasnął.



Hermiona przeciągnęła się na swoim łóżku leniwie. Uśmiechnęła się delikatnie i powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w swoim dormitorium w Hogwarcie. Czuła się jakby wróciła do domu z bardzo długiej podróży. Zerknęła na zegarek po czym wyskoczyła jak strzała z łóżka.
-8:45! Jak mogła zaspać! I to pierwszego dnia. W pośpiechu zakładała spódniczkę i koszulę ze szkolnego mundurka. Spakowała do torebki podręczniki i zerknęła do lustra. Jej twarz nie wyglądała najgorzej. Jakimś cudem obstał się jej wczorajszy makijaż, którego zapomniała zmyć wieczorem. Za to jej włosy to był istna katastrofa. Wygrzebała z kosmetyczki gumkę do włosów i spięła je w niedbały kok. Szybko ubrała pończochy i wsunęła buty a następnie wybiegła jak szalona z dormitorium starając znaleźć w torebce plan lekcji. Ledwo zdążyła odczytać, że powinna za 2 minuty być pod salą Transmutacji, gdy upadła na ziemię w wyniku zderzenia z czymś twardym. Tym czymś okazała się być pierś Malfoya, który również zachwiał się ale w ostatniej chwili wsparł się ściany.
-Uważaj jak łazisz… - zerknął tutaj na powód tej małej kraksy. Leżał on na podłodze w lekkim szoku, niedbale związanymi włosami, których pojedyncze kosmyki opadały uroczo na twarz, nie do końca u góry zapiętą koszulą i spódniczką, która podczas upadku podjechała odrobinę za mocno do góry pokazując jędrne i kobiece uda. - …szlamo. – dokończył tutaj szybko, uświadamiając sobie, że zamarł w pół zdania. Zaraz potem oprzytomniał odrywając wzrok od poobijanej gryfonki.
-Malfoy? Świetnie. Lepiej nie mogłam trafić z samego rana. – burknęła i spojrzała na niego. Chłopak ubrany był w koszulę i spodnie z szat szkolnych. Rozluźniony krawat i rozczochrane włosy sprawiały, że wyglądał… intrygująco.
-Odpieprz się Granger. – fuknął. Szatynka powoli podniosła się z podłogi. – Biegasz jak idiotka po szkole, a jak na kogoś wpadniesz to jeszcze marudzisz.
-Ohh… zamknij się już. Twoje zdanie mało mnie interesuje. – odpowiedziała mu poprawiając mundurek.
-Zaważ na słowa. – powiedział Malfoy wyciągając różdżkę. Hermiona wściekła zrobiła to samo.
-Bo co? Żadna szlama nie będzie cię znieważać? Litości. Stajesz się coraz bardziej żałosny z tą swoją obsesją na punkcie czystości krwi. – gdy to powiedziała różdżka Ślizgona zaczęła podnosić się ku górze, w ślad za nią poszła różdżka dziewczyny.
-Nikt nie będzie mnie znieważać. A już tym bardziej ty. – syknął.
-I vice versa. – odpowiedziała Hermiona. Mierzyli w siebie różdżkami wycelowanymi w pierś przeciwnika miotając się nawzajem morderczymi spojrzeniami. Tą chwilę sam-na-sam przerwał im głos prof. McGonagall, która wyszła zza rogu.
-Panno Granger! Panie Malfoy! Co wy na brodę Merlina wyrabiacie. – Słysząc te słowa uczniowie natychmiast schowali różdżki i zaskoczeni obrócili się w stronę nauczycielki.
-P-pani p-profesor… - wyjąkała Hermiona nie wiedząc co zrobić. Nie umiała uwierzyć, że to się dzieje. Malfoy również zaskoczony stał odrobinę za nią starając się wtopić w ścianę.
-Żeby taki incydent. W pierwszym dniu szkoły! I to jeszcze kto! Perfekt naczelna i kapitan drużyny! Nie mogę uwierzyć! Bardzo się na was zawiodłam.
-Przepraszam. – bąknęła speszona Hermiona spuszczając pokornie głowę. Malfoy nie odezwał się słowem, co jeszcze bardziej wkurzyło Gryfonkę.
-Zwykłe przepraszam tutaj niczego nie załatwi. Tłumaczyłam wam jak ważna jest współpraca między domami. Ale widzę nie wyciągnęliście z tego żadnych związków. Tak więc nie widzę innego wyjścia jak ukaranie was. I to surowo, tym bardziej biorąc pod uwagę wasze stanowiska. Tak więc wasze domy tracą po 20 punktów za to karygodne zachowanie. – oboje uczniowie się skrzywili, 20 punktów pierwszego dnia to bardzo dużo. – Mało tego w ramach zadośćuczynienia, aby nawiązać współpracę przez najbliższy tydzień codziennie o 18 widzę was w moim gabinecie. Będę wam wyznaczała jakieś prace na których zyska i szkoła i wasze relacje. – Hermiona poczuła jakby dostała w twarz. Codzienne spędzanie wieczorów z Malfoyem, na Godryka wszystko tylko nie to! – A teraz zapraszam do Sali.
-„No tak, przecież transmutacje mamy z Ślizgonami. Super!” – Zironizowała w myślach dziewczyna i zrezygnowana podążyła za nauczycielkom. – „Nie wierzę, że dałam się sprowokować temu patafianowi!” – Zła na siebie i „tą durną fretkę” weszła do klasy i opadła na krzesło przy stoliku miejsca Harrego.
-Wszystko ok? – zapytał Potter widząc minę przyjaciółki.
-Nie pytaj. Zaraz wybuchnę. – powiedziała wymuszając na sobie spokój. Wybraniec nie zamierzał zadawać więcej pytań. Wiedział, że dziewczyna powie mu wszystko jak ochłonie a póki co nie warto ją denerwować jeszcze bardziej. Transmutacja, podobnie jak inne lekcje zleciały dość szybko. Hermiona zarobiła dla Gryffindoru 30 punktów starając się jak tylko się dało nadrobić starty z porannego incydentu. Zaraz po zielarstwie, które było jej ostatnią lekcją skierowała się do Wielkiej Sali na obiad. Była strasznie głodna z racji, że ominęło ją śniadanie, a dodatkowo ten dzień nie zaliczał się do łatwych. Nie znalazła nikogo ze swoich przyjaciół przy stole, więc usiadła sama i nałożyła sobie na talerz kawałek piersi z kurczaka i sałatkę. Po chwili do Sali weszła Ginny, zaraz przysiadła się do przyjaciółki.
-Hej. Jak tam? – zaczęła rozmowę ruda.
-Źle. –burknęła Miona.
-Ojoj. A to dlaczego? – zaciekawiona ruda sięgnęła po sok dyniowy patrząc się wyczekująco na panią perfekt.
-Rano zaspałam i biegłam na pierwszą lekcję. Biegnąc, żeby zdążyć wpadłam na Malfoya. Oczywiście zaczęliśmy się sprzeczać i wyciągnęliśmy różdżki….
-Iiiii? – ciągnęła Ginny.
-Iiii… w tym momencie zobaczyła nas McGonagall.
-Żartujesz?
-A czy na taką wyglądam? – zapytała zrezygnowana szatynka.
-I co zrobiła?
-Poleciało po 20 punktów. To jeszcze jestem w stanie przeżyć, ale dostaliśmy szlaban. Od dziś, codziennie, przez tydzień, razem. Będą nam wyznaczane jakieś zadania. Obstawiam, że coś typu sprzątanie Sali Pamięci, układanie eliksirów dla Slughorna itd.
-Współczuje. – powiedziała Wesleyówna smutnym głosem.
-Dzięki. Tak więc wybacz, ale będę już szła. Muszę jeszcze iść do biblioteki i trochę się pouczyć, a o 18 mam randkę z panem M. – uśmiechnęła się ironicznie.
-Haha. Nooo… będzie gorąco, nie powiem. Tylko uważaj na niego!
-Niech lepiej on uważa na mnie! – odpowiedziała jej Hermiona i udała się w stronę wyjścia. Gdy już otwierała drzwi podbiegł do niej nieznajomy chłopak.
-Zaczekaj! – krzyknął prawie wpadając na nią.
-Tak? – odwróciła się w jego stronę. Był to przystojny wysoki brunet o dużych orzechowych oczach i ciemnej karnacji. Na jego twarzy wdać było drobny zarost.
-Ty jesteś Hermiona Granger, zgadza się? – mówił poprawnie po angielsku, jednak z mocnym akcentem.
-Tak. O co chodzi? – zapytała.
-Mam na imię Danail. Jestem tu nowy. Przyjechałem z Bułgarii…
-A więc to ty jesteś jednym z tych dwóch nowych uczniów? Miło mi cię poznać.
-Tak. Mi ciebie również. Ja mam dla ciebie paczkę. – dopiero teraz dziewczyna zauważyła małą paczkę w rękach Bułgara. – Wiktor kazał mi cię znaleźć i to dać.
-Krum? – zapytałam zdziwiona.
-Tak. Ten sam. – Hermiona przyjęła od niego paczkę i razem z Danailem wyszła z Wielkiej Sali. – Mówił, żebym ci to przekazał i pozdrowił. Prosił też żebym powiedział, że w najbliższym czasie przyjedzie na mecz do Anglii i ma wielką nadzieję się z tobą spotkać.
-Ojej… to miło z jego strony. Dziękuje. – uśmiechnęła się. – Bardzo dobrze mówisz po angielsku. Jestem pod wrażeniem.
-Ja i mój kuzyn, ten drugi nowy uczeń, bardzo dobrze znamy ten język. Nasze matki są siostrami i urodziły się w okolicach Yorku, do Bułgarii przeprowadziły się kiedy na wakacjach poznały naszych ojców. Od małego uczyły nas dwóch języków.
-Imponujące. –przyznała dziewczyna. – Idę do biblioteki. Może przejdziesz się ze mną?
-Ja…bardzo chętnie, ale niestety razem z Milanem mamy się zgłosić do dyrektora. Chyba coś w sprawie przeniesienia. – powiedział speszony.
-Rozumiem. No to życzę miłego dnia.
-Dzięki. No to pa!
-Do zobaczenia. – uśmiechnęli się do siebie po czym chłopak pobiegł w swoją stronę, a ona skierowała swoje kroki do biblioteki. Kiedy już stała pomiędzy regałami położyła paczuszkę na jednym ze stolików i zajrzała do środka. Zaniemówiła na moment po czym wyciągnęła podarunek. Była do duża szklana kula z padającym śniegiem (pojawiającym się magicznie u góry, a nie tak jak w mugolskich kulach gdzie, żeby śnieg przez chwilę mienił się w środku trzeba najpierw nią wstrząsnąć). W środku szkła uwięziona była obejmująca się para : chłopak ubrany w czarny płaszcz i czapkę i dziewczyna w fioletowej kurtce, szarym szaliku i z brązowymi lokami, uderzająco podobna do Hermiony. – Przepiękna. – wyszeptała. Podziwiała prezent jeszcze przez chwilę, po czym schowała go z powrotem. Wizyta w bibliotece trwała wyjątkowo, krótko. Gryfonka szybko załatwiła to co chciała i pobiegła do swojego dormitorium. Była już 16 a miała tyle rzeczy do zrobienia. Między innymi napisanie podziękowań do Wiktora i nauka na następny dzień, żeby zarobić jak najwięcej punktów dla swojego domu.



-„Co to do cholery jasnej ma być?” – zastanawiał się w myślach Draco leżąc na łóżku w swoim pokoju i gapiąc się tępo w sufit z rękoma założonymi za głowę. Widząc w bibliotece jak Hermiona odpakowuje paczuszkę z którą wcześniej przez cały dzień chodził ten nowy Bułgar i widząc jej zawartość zbulwersował się niesamowicie. –„Jak taki idiota może dawać dziewczynie prezent skoro nawet jej nie zna?” – zastanawiał się w myślach wymyślając przy okazji nowe wyzwiska na nowego ucznia. Oczywiście, jak sobie tłumaczył, jego niechęć do Danaila nie wzięła się z tego, że chłopak dał prezent nieznajomej dziewczynie, ale z tego że ten Ślizgon zbrukał swoją czystą krew poprzez ten gest do GRYFONKI, przez co naraził na hańbę cały dom węża. Przecież gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział… Spojrzał na zegarek. 17:40 pora się zbierać na szlaban do McPindy. Wstał i zerknął w lustro poprawiając swoje włosy. Był niesamowicie zły na to, że wpadł już pierwszego dnia i przez to będzie usiał przez tydzień spędzać wieczory z Granger. No ale cóż. Jakoś będzie musiał to przeboleć. Powolnym krokiem wyszedł ze swojego dormitorium a jego myśli zaprzątała tylko i wyłącznie towarzyszka jego niewoli…

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 1


Październik to piękny miesiąc. Jesień prezentuje się w pełni swojej okazałości. W rześkim powietrzu czuć zapach mokrych liści, a słońce nadaje światu ciepłych, pomarańczowo-żółtych barw. Hermiona wyszła z domu wlokąc za sobą walizkę załadowaną po brzegi rzeczami niezbędnymi dla niej podczas ostatniego roku w Hogwarcie. Nie pamiętała kiedy ostatnio była w Londynie na jesieni. Ostatnie 6 lat swojego życie spędziła w szkole magii i czarodziejstwa, będąc w domu tylko podczas świąt, wakacji no i czasem ferii. A teraz przyszło jej rozpoczynać rok w październiku. Nie wiedziała co ma myśleć o swoim powrocie do szkoły. Z jednej strony chciała już zobaczyć się z przyjaciółmi, a z drugiej bała się tego co może ją spotkać w szkole. Jak to teraz miało wyglądać? Po wojnie w której zginęło tylu ludzi, po bitwie o Hogwart, po śmierci Voldemorta… Tyle rzeczy się zmieniło, tyle zostało wylanych łez spowodowanych bólem i cierpieniem. Po ostatnich wydarzeniach magiczny świat nigdy już nie będzie wyglądał tak jak kiedyś. Z przerażeniem zauważała też tak wielkie zmiany w sobie i swoich najbliższych. Weasleyowie dalej nie doszli do siebie po śmierci Freda, Ron i Ginny strasznie wydorośleli. Harry jako ten, który wybawił świat gdy tylko wszystko się skończyło zakamuflował się w Norze i nie wychodził stamtąd pod żadnym pretekstem. Chciał mieć spokój i odpocząć, a wszyscy to uszanowali. A Hermiona? Hermiona nie mogła już chyba wydorośleć bardziej, ale zrozumiała wiele rzeczy a także sporo spraw w jej życiu się rozwikłało. Nie była już z Ronem. To był błąd, którego teraz bardzo żałuje. Z początku wydawało jej się, że to prawdziwa miłość, ale niestety się myliła. Kochała go, jak brata i nie mogła pokochać inaczej. Całując go miała wyrzuty sumienia a po pewnym czasie słodkie słówka i wyznania nie umiały jej już przejść przez gardło. Kiedy podczas jednego z ich spacerów na łąkach niedaleko Nory powiedziała mu, że między nimi koniec chłopak przyjął to wszystko na klatę. Nie pokazał po sobie żadnego żalu czy smutku. Jednak wszyscy dookoła widzieli jak cierpi w duchu, nie mieli jednak tego za złe Hermionie. Niestety ona miała to za złe sobie. Nie potrafiła sobie do końca wybaczyć, że zraniła przyjaciela w tak trudnej dal niego chwili, gdy codziennie chodził na grób brata, a w nocy budził się z krzykiem myśląc, że dalej walczy na błoniach Hogwartu. Jednak nie mogła sama znieść tych oszustw i kłamstw, sama chciała w końcu odpocząć i się zrelaksować na tyle na ile było to możliwe, żeby w końcu zacząć nowy rozdział w swoim życiu. A żeby to zrobić musiała uporządkować wszystkie swoje sprawy. Końcówkę wakacji z premedytacja spędziła w domu chcąc zapomnieć na chwilę o problemach czekających ją w świecie magii. Tak więc spotkała się nareszcie z dawnymi znajomymi, którzy wyciągali ją co wieczór na rockowy koncert, do pubu lub na domówkę. I tego właśnie potrzebowała, oderwania się od rzeczywistości. Razem z Davidem i Patriciem, rodzeństwem z którymi kiedyś spędzała każdą wolną chwilę, dała się porwać rozrywkom. Kiedy spotkała się z nimi po raz pierwszy była w szoku jak bardzo się zmienili. Zamiast 11-letnich chłopców, których pamiętała zobaczyła dwóch młodych mężczyzn, ubranych w potargane spodnie, skórzane kurtki i bluzki z ulubionymi rockowymi i metalowymi zespołami. Ich towarzystwo wpłynęło także na wygląd Hermiony, której spodobało się mugolskie życie. Nawet momentami łapała się na tym, że żałowała momentu kiedy dostała list z Hogwartu. Zaczęła bardziej dbać o swój wygląd i nosić bardziej odważne i kobiece ciuchy do których namawiały ją nowe koleżanki poznane na imprezach. Odkryła w sobie kobiecość, pełne biodra, wcięcie w tali, pełne piersi i zaczęła to podkreślać. Wstając dziś z łóżka i uświadamiając sobie, że wraca do swojego świata zaczęła rozmyślać.  Tak więc świat stał teraz przed nią otworem, była już wolna w każdym calu, bez obaw, że Czarny Pan może w każdym momencie powrócić i znowu wywrócić wszystko do góry nogami. Może więc warto tam wrócić? Podała walizkę swojemu tacie, który wpakował ją do bagażnika, a sama siadła na miejscu pasażera.
- Skąd taka smutna mina? – zapytał ją tata odpalając wóz. – Nie cieszysz się, że tam wracasz?
-Sama nie wiem… Nie jestem pewna co tam zastanę. Hogwart na pewno nie jest taki jak był kiedyś.
-Kochanie posłuchaj mnie. – pan Granger spojrzał swojej córce prosto w oczy – nie jestem oczywiście zbyt wtajemniczony w ten magiczny świat i nie wszystko w nim rozumiem, ale myślę że to co teraz powiem jest uniwersalne. Wszystko się zmienia mój skarbie. Kiedy urodziłaś się Ty nasz świat stanął na rękach. Musieliśmy z mamą kompletnie zmienić nasz pan dnia i tryb funkcjonowania. Wstawanie w środku nocy, chodzenie spać wtedy kiedy Ty masz ochotę, czasami nawet za dnia. Mama była na macierzyńskim a ja i tak często musiałem brać urlop albo urywać się z gabinetu, żeby jej pomóc bo nie wytrzymywała fizycznie. Ale nigdy nie żałowaliśmy twoich narodzin i zawsze byliśmy szczęśliwi. To samo było kiedy dostałaś list z Hogwartu. Mama płakała długie tygodnie, ale wiedzieliśmy, że to dla twojego dobra i że jesteś tam szczęśliwa. Zmiany czasem przychodzą z wielkim trudem, ale jeżeli nie pozwolisz im na działanie to będziesz tkwiła całe życie w jednym punkcie. – Hermiona uśmiechnęła się do taty, a on ruszył - Nie wierzę, że po pokonaniu Voldemorta twój świat miałby się zmienić na gorsze. Jesteś bardzo silną dziewczyną co pokazałaś ostatnio podczas walki czy chociaż wywożąc mnie i mamę do Australii. Teraz z biegiem czasu rozumiem dlaczego to zrobiłaś i jestem z ciebie dumny, że umiałaś sama podjąć tak ważną i odpowiedzialną decyzję. Nie wierzę, żebyś nie poradziła sobie teraz. A wiem, że będzie tylko lepiej.
-Dziękuje tato, odpowiedziała Hermiona. – po tej rozmowie było jej zdecydowanie lepiej.
-Nie martw się kochanie. Wszystko będzie dobrze. – Ojciec zatrzymał się pod dworcem Kings Cross i wyjął jej walizkę. Było bardzo ciepło, Hermiona ubrana była w dopasowane jasne jeansowe spodnie, czarny, przypominający gorset top wysadzany ćwiekami i czarną kurtkę ze sztucznej skóry, którą od razu rozpięła, na nogach miała czarne botki na obcasie. W ręce trzymała swoją podręczną torebkę w której trzymała sok pomarańczowy i trzy opasłe tomy, który świadczyły, że Hermiona nie zmieniła się, aż tak bardzo. Gdy weszli na stację Hermiona pomimo wielkiego tłoku bez problemu znalazła perony 9 i 10 a także ścianę pomiędzy nimi.
-Nigdy się nie przyzwyczaję do tych waszych rozwiązań. – Tata Hermiony już 7 rok jeździ ze swoją córką i po nią na dworzec, ale dalej z niedowierzaniem przyglądał się ścianie w której córka znikała i pojawiała się kilka razy do roku. Zachęcała go wielokrotnie, żeby poszedł razem z nią ale on wolał zostać po tej znanej mu, niemagicznej części Londynu. Uścisnął swoje dziecko po raz ostatni.
-I pamiętaj skarbie nie bój się zmian. Choćby nie wiem jak dziwne i nienormalne się wydawały, nie bój się ich. Czasem wywrócenie świat do góry nogami sprawia, że zyskujemy coś bardzo cennego. – po tych słowach pocałował ją w czoło i pogładził po włosach. Hermiona uśmiechnęła się. – Są tu twoi znajomi? – zapytał.
-Ohh… Nie wie, chyba nie… A czemu pytasz? – Gryfonka zaczęła rozglądać się po peronie.
-Chłopak po lewej od jakiegoś czasu nam się przygląda. – Hermiona dyskretnie zerknęła w tamtą stronę i zaraz w jej oczy wpadła tleniona grzywka, której właściciel szybko odwrócił wzrok.
-Malfoy… przeklęta gnida. – Ślizgon stał ze swoją walizką i żegnał się z rodzicami. Narcyza przytuliła swojego syna a Lucjusz podał mu rękę na co Hermionę przeszły ciarki. Sam fakt, że oboje rodzice odprowadzili go na peron i dodatku w jakikolwiek sposób się z nim żegnają jest nienormalne pod każdym względem. Z resztą sam zadufany w sobie książę wydawał się być średnio zadowolony z zachowania jego rodziców.
-Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.
-Dzięki tato. To do zobaczenia!
-Do zobaczenia. Widzimy się w święta. Może poznam w końcu swojego zięcia? – zaśmiał się pan Granger.
-Hermiona pokazała mu język a potem wysłała buziaka w locie i przebiegła przez ścianę między peronami 9 i 10. I tak oto wylądowała w swoim prawdziwym świecie. Dookoła tłok czarodziejów, sów, kotów i walizek które same jeździły za właścicielami. Hermiona weszła do pociągu taszcząc za sobą ogromną walizkę. Z daleka zobaczyła swoją rudą przyjaciółkę stojącą w drzwiach jednego z przedziałów.
-Ginny! – krzyknęła, a ta zaraz się odwróciła i wołając ze sobą Harrego podeszła do brązowowłosej.
-Hermiona! Tak się stęskniłam! – przywitała ją radośnie i przytuliła.
-Dobrze cię znowu widzieć. Świetnie wyglądasz. – uśmiechnął się Potter i wziął od przyjaciółki walizkę. Gdy weszła do przedziału przywitała się jeszcze z siedzącym tam Ronem. Chłopak objął ją przyjaźnie. Widziała jak stara się pokazać, że wszystko jest okej a nie bardzo mu to wychodziło, co zabolało Gryfonkę. Ulgę sprawił jej Dean Thomas, który wskoczył do nich do przedziału.
-Hermiona, Ron, jako perfekci macie zgłosić się do wagonu nauczycieli zaraz jak pociąg ruszy. Ty Harry też jako kapitan drużyny quidditcha. McGonagall będzie tam na was czekać. A ty Hermiono masz wcześniej z Zabinim przejść się po pociągu żeby sprawdzić czy wszystko w porządku.
-Dzięki Dean. – Hermiona uśmiechnęła się. Gdy chłopak wyszedł pogrążyła się w rozmowie z przyjaciółmi starając się nie myśleć o Ronie. Gdy pociąg zaczął ruszać, ostatni raz pomachali stojącym na peronie państwu Weasley po czym Ron i Hermiona wyszli z przedziału.
-Idź już. Ja zaraz dojdę. – Rzuciła gryfonka przyjacielowi po czym zaczęła obchód. Było wyjątkowo spokojnie. Wracając spotkała bardzo przystojnego ślizgona w jeansach i czarnym dopasowanym podkoszulku który świetnie podkreślał jego mięśnie.
-„Boże…o czym ja myślę…”- Hermiona skarciła siebie w swojej głowie.
-Wszystko w porządku?  – spytał Zabini. Hermiona nie patrząc się na niego pokiwała głową. Nie była zbyt zadowolona z tego, że musi dzielić funkcję perfekta naczelnego z tym okropnym, zadufanym w sobie chłopakiem. W sumie nie znała go zbyt dobrze, ale jaki inny mógłby być najlepszy przyjaciel Malfoya? Z pewnością nie inny niż on sam. W ciszy doszli do przedziału w którym odbywało się zebranie. Gryfonka kątem oka zauważyła że jej towarzysz (od siedmiu boleści) przygląda jej się uważnie, myśląc że ona nie widzi.
-„Bufon”-pomyślała i weszła do przedziału. Siedzieli już tam inni perfekci i kapitanowie drużyn w tym Harry, Ron, Cho i Parkinson a pomiędzy nimi wszystkim opiekunka domu lwa. Gdy tylko weszła do przedziału siedzący przy oknie Malfoy zrobił kwaśną minę i odwrócił głowę podziwiając nagle widoki. Nie mógł sobie na niej poużywać przy McGonagall. I bardzo dobrze bo to ostatnia rzecz jaką gryfonka miała teraz ochotę słuchać. Hermiona usiadła obok Harrego (ale tak żeby nie siedzieć koło Rona) i wsłuchała się wywód nauczycielki na temat tego jak ma wyglądać ten rok szkolny. Nie umiała się jednak skupić bo cały czas czuła na sobie wzrok pewnego ślizgona. Irytował ja tak bardzo, że z trudem zaciskała zęby żeby nic mu nie odpowiedzieć. Co on sobie myśli? Przygląda jej się cały czas i pewnie wymyśla różne propozycje na dokuczenie jej i jej przyjaciołom w tym ostatnim roku w Hogwarcie. Gdy tylko profesorka skończyła Hermiona zerwała się z miejsca i już chciała wychodzić, kiedy ją zatrzymano.
-Panno Granger, panie Zabini. Proszę chwilkę poczekać, jeśli łaska. – Oboje spojrzeli na nauczycielkę wyczekująco. – Współpraca między domami była zawsze ważna dla wszystkich pedagogów Hogwartu. A teraz, po ostatnich wydarzeniach stała się jeszcze ważniejsza. Liczę na to, że jako perfekci naczelni pokażecie przykład innym uczniom i pomożecie nam. A już w szczególności chcielibyśmy żeby Gryffindor i Slytherin ociepliły stosunki między sobą. Mam nadzieję że mogę na was liczyć?
-Tak, pani profesor. – odpowiedział chłopak.
-Oczywiście. – zawtórowała mu gryfonka. McGonagall uśmiechnęła się lekko.
-Dziękuje. A teraz proszę was, żebyście jeszcze raz razem spatrolowali korytarz. Potem możecie odpocząć, aż dojedziemy do Hogwartu i wszyscy wyjdą, wtedy jeszcze raz poproszę was o zajrzenie do przedziałów. – oboje skinęli głową. Pożegnali się i wyszli. Przedział w którym odbywało się zebranie był na samym przedzie więc mimo woli Hermiona musiała iść razem z chłopakiem. Po chwili ciszę przerwał jego głos.
-Jak tam ci minęły resztki wakacji Granger? – zapytał beznamiętnie. Hermiona, aż wstrzymała oddech. To musi być jakiś podstęp.
-O co cię to interesuje Zabini? Na pewno żadna szama nie przeżyła ich tak fajnie jak czysto krwisty, arystokratyczny dupek twojego pokroju. – odpowiedziała. Chłopak westchnął i zatrzymał się.
-Rozumiem cię, ale czy jest jakakolwiek szansa żeby przestać się kłócić? – Hermiona na te słowa uniosła jedną brew z niedowierzaniem.
-Słucham? Czy właśnie zaproponowałeś szlamie rozejm? – syknęła ze złością. Sama nie wiedziała czemu była taka nie miła. Pewnie była to już wypracowana przez lata reakcja obronna na podstępy ślizgonów.
-Wiem, że to wydaje się dziwne ale tak. Wojna już skończona. Nie możemy tak jak powiedziała McGonagall ocieplić stosunki między nami. – Widząc minę Hermiony dodał szybko. – To nie jest żadne podstęp.
-Jakoś nie chcę mi się wierzyć.
-W sumie nie dziwie ci się ale jako gryfonka jesteś z natury odważna więc może przystaniesz na tą niebezpieczną propozycję. – Uśmiechnął się brunet.
-Znam różnicę między odwagą a głupotą. Ty chyba nie.
-A jeżeli powiem, że mam w tym swój tajemny interes? – zapytał Zabini ruszając dalej.
-Zaczynasz mówić z sensem… - Miona uśmiechnęła się pod nosem. – Jaki to tajemny interes?
-Niestety gdybym ci powiedział nie byłby już tajemny. – Wyszczerzył się. I spojrzał jej prosto w oczy. – Jednak nic co miałoby zaszkodzić tobie lub komuś w twoim otoczeniu.
-Rozumiem… - mruknęła Hermiona.
-A więc jak? Zgadzasz się? – zapytał wyciągając rękę. Dziewczyna spojrzała na nią niepewnie a potem skierowała swój wzrok prosto w oczy Ślizgona.
-Jak już powiedziałam znam różnicę między głupotą a odwagą. Nie wiem o co ci chodzi, ale przestań. Nie mam najmniejszej ochoty na jakieś zabawy i dokuczanie sobie nawzajem. I lepiej schowaj tą rękę żebyś nie ubrudził się szlamem. – odpowiedziała mu i poszła w kierunku swojego wagonu zostawiając Zabiniego samego. Jej głos był tak smutny i przejmujący, że wstrząsnął nim do głębi. Zrozumiał teraz jak wiele bólu musiała znieść ze strony ślizgonów. Tym samym zrozumiał też jak ciężko będzie wprowadzić jego plan w życie.



Dracon Malfoy siedział naburmuszony w swoim przedziale. Rozłożył się na całe siedzenie kładąc głowę na oknie i patrzył się błędnym wzrokiem w sufit.
-„Ależ ona mnie wkurza. Wredna, nadęta, głupia szlama.” – Myśli chłopaka cały czas krążyły wokół jednej osoby. Co prawda widział ją dziś po raz pierwszy od dłuższego czasu i nie zdążyła się do niego nawet słowem odezwać ale sama jej obecność sprawiała, że Draco momentalnie tracił humor. Szczególnie jak widział jak się ściska z Potterem i tym rudym wieprzem Weasleyem. Wojna już się skończyła, a Malfoy teoretycznie przeszedł na tą „dobrą” stronę, ale to nie zmienia faktem, że do Granger czuł tylko i wyłącznie obrzydzenie i nie miał zamiaru tego zmieniać. – Przecież to tylko nic nie warta szlama. Czym ty się idioto przejmujesz? – szepnął sam do siebie.
-Mówiłeś coś? – zapytał Zabini wchodząc do przedziału. Blondyn spiął się. Nie chciał żeby jego przyjaciel domyślił się, że jego czysto krwisty umysł zaśmieca jakaś szlama.
-Nie. Przywidziało ci się coś. – Odpowiedział szybko i pewnie sięgając po sok dyniowy. Za szybko. Blaise uśmiechnął się pod nosem. – Co tak długo? – zapytał Draco przechylając butelkę.
-A nic… porozmawiałem sobie trochę z drugą panią perfekt. – odpowiedział z uśmiechem. Jego przyjaciel zakrztusił się.
-Cooo? Z Granger? – wykaszlał.
-Tak smoku. I uspokój się trochę. To całkiem miła dziewczyna. Skoro już pokój jest zawarty to pora na pogodzenie się z dawnymi wrogami. Nie sądzisz?
-Chyba sobie kpisz. Nie wierzę że z nią normalnie rozmawiałeś.
-Oj już daj spokój kochanie. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził. – Powiedział Diabeł posyłając Draconowi buziaka. Ten otrząsnął się z obrzydzeniem. – Nie uważasz, że Granger to świetna laska? – zapytał brunet – „Ohh… oczywiście, że tak uważasz.” – dodał w myślach.
-Ta szlama? Chyba nie zamierzasz do niej zarywać? – w głosie Malfoya słychać było jakąś dziwną nutę.
-Czy ja wiem… widziałeś jak wygląda? Zmieniła się bardzo i nie powiem, że na gorsze… - Uśmiechnął się Diabeł. Blondyn zmierzył go lodowatym wzrokiem po czym zamknął oczy opierając się szybę.
-Zamknij się. – rzucił.
-Nie zaprzeczyłeś. – Chłopak zadowolony opadł na siedzenie.
-Mówię żebyś się zamknął. – powtórzył zniecierpliwionym głosem. Zabini odpuścił wiedząc, że już i tak wygrał z przyjacielem. Dracon siedział po cichu oparty o szybę nie zwracając uwagę na towarzysza. Jego głowę zaprzątały teraz inne myśli. Granger rzeczywiście się zmieniła i wygląda teraz… no inaczej wygląda. Kiedy zobaczył ją z najprawdopodobniej jej ojcem na stacji poczuł dziwne uczucie w żołądku.  Nie wiedział za bardzo o co chodzi jego ciału ale chciał, żeby przestało. Myślał o tym wszystkim dopóki nie zasnął. Obudziło go dopiero szturchanie Blaisa , kiedy była już pora na przebranie się w uczniowskie szaty. Wszyscy uczniowie myśleli o tym samym. Pora na rozpoczęcie nowego roku nauki w Hogwarcie. Dla Draco, Blaisa, Hermiony, Harrego i Rona był to ostatni rok. Myśleli, że bo śmierci Voldemorta i powolnej stabilizacji w świecie magii będzie on najnudniejszy. Jeszcze nie wiedzieli jak bardzo się mylą.




Pierwszą notkę mam za sobą. Nie jestem chyba z niej do końca zadowolona, ale to początek, nastęne będą dużo ciekawsze.Przepraszam za wszystkie błędy. Liczę na wasze komentarze :)