No i jest drugi rozdział! Nie sądziłam, że napiszę go tak szybko, ale to zasługa waszych komentarzy, które dodały mi weny i zapału do pisania. Na kolejny rozdział mam już pomysł więc o ile będę dysponować czasem powinien się pojawić w najbliższym czasie. Liczę, że z tego będzie zadowoleni. Przepraszam za wszystkie błędy interpunkcyjne ale przecinki to moja pięta Achillesa, której nieudolnie staram się pozbyć...
Życzę miłego czytania! :)
-Pamiętacie jak my płynęliśmy
tymi łodziami do Hogwartu? – zapytał Ron patrząc w stronę jeziora po którym
sunęły łodzie z pierwszorocznymi. On, Hermiona, Harry, Luna, Nevill i Ginny
siedzieli w powozie zaprzęgniętym w testrale powoli kierującym się w stronę
zamku.
-To było niesamowite. –
powiedziała Luna swoim jakby nieobecnym głosem.
-Tak. Niesamowite. A jeszcze
bardziej niesamowite, że właśnie jedziemy po raz ostatni na ucztę
rozpoczynającą rok szkolny. – dodała cicho Hermiona. Kiedy uświadomiła
przyjaciołom ten fakt wszyscy zmrożeni popatrzyli na siebie z przejęciem.
Wydaje się jakby dopiero wczoraj wszyscy się poznali. Mali, trochę wystraszeni
pierwszoroczni nie wiedzący czego mają się spodziewać. Teraz wszyscy
wydorośleli i zmienili się niesamowicie. I tak o to przyszło im powitać swój
ostatni rok w szkole w której spędzili najpiękniejsze chwile swojego życia. Za
kilka miesięcy będą musieli ją opuścić. Będą musieli pożegnać Hogwart. To tak
jakby powiedzieć, że będą musieli pożegnać dom. W oczach Hermiony zamajaczyły
łzy, które po chwili spłynęły po jej policzku. Harry przytulił ją kładąc głowę
na swoim ramieniu.
-Nie martw się Miona.
Najważniejsze, żebyśmy trzymali się razem.
-Właśnie. Mamy wiele wspomnień do
których na pewno będziemy spotykając się w przyszłości. – powiedział z
entuzjazmem
-Przy kominku z małymi dziećmi. –
zaśmiała się ruda.
-Jak na pierwszym roku
spotkaliśmy puszka. – przypomniał Ron.
-I jak w końcu zdobyliśmy dla
Gryffindoru puchar domów! – krzyknął Nevil.
-No i jak w trzeciej klasie
znokautowałaś Malfoya. – dodał z uśmiecham Harry.
-Tak! To jest warte zapisania w
„Historii Hogwartu”. Gdybyśmy mieli zrobione temu zdjęcie oprawiłbym je w złotą
ramkę i powiesił nad kominkiem. – powiedział Ron na co wszyscy wybuchli
śmiechem.
-To było trochę głupie,
szczeniackie zachowanie… - zaczęła Hermiona. – …ale przyznam, że sprawiło mi
tyle przyjemności, że bez zawahania zrobiłabym to drugi raz. – Pozostała część
drogi minęła im na wspominaniu minionych 6 lat przez pryzmat łez i śmiechu.
Wejście do Hogwartu a potem do Wielkiej Sali było jak co roku niesamowite. Czuć
było, że przekracza się progi niesamowitego miejsca. Przemówienie Dumbledora
było jak co roku ciekawe i nikt z uczniów nie śmiał nawet szepnąć gdy dyrektor
stał przy mównicy. Dziękował uczniom, którzy angażowali się w bitwie o Hogwart
mówił, że wie jak ciężko było przekonać rodziców do powrotu do szkoły, ale
zapewniał że jest tu w stu procentach bezpiecznie. Po rozpoczęciu w uczty w
Sali zrobiło się głośno i wesoło. Duchy domów wesoło latały nad stołami
zadziwiając sobą nowych uczniów. W tym roku doszło dwóch nowych uczniów do ich
rocznika. Z tego co usłyszała Hermiona z plotki, która niosła się po stołach
byli to dwaj chłopcy z Drumstrangu i oboje zostali przydzieleni do Slytherinu. Nie
zaskoczyła jej ta nowina. Prawie co roku do Hogwartu dochodził jakiś nowy uczeń
ze starszego rocznika, którego rodzice przeprowadzili się Anglii, przez co
zmuszony był zmienić szkołę. Zamiast zastanawiać się nad tym nałożyła sobie na
talerz swoją ulubioną sałatkę i nalała soku z dyni. Była niesamowicie
szczęśliwa siedząc ze znajomymi, rozmawiając i śmiejąc się. Wszystko było tak
jak zawsze. Rozkoszowała się tą chwilą z uśmiechem na ustach, który spełzł jej
z twarzy gdy poczuła na sobie czyiś wzrok. Od razu zauważyła przyglądającego
się jej blondyna przy stole Slytherinu. Chłopak szybko spuścił głowę udając, że
zainteresowany jest kawałkiem kurczaka na swoim talerzu.
-Hermiona? Wszystko w porządku? –
zapytała Ginny widząc nietęgą minę przyjaciółki.
-Ohh… Tak. Wiesz, niezbyt dobrze znoszę długie
podróże. Jestem strasznie zmęczona. – skłamała. Nie przyzna się przecież co
jest prawdziwym powodem. Sama nie wiedziała czemu tak dziwnie zareagowała na
przyglądającego jej się ślizgona.
-Chcesz już iść do dormitorium? –
zaoferowała się Ruda.
-Nie.
Wolę jeszcze posiedzieć ze wszystkimi. – uśmiechnęła się brązowooka.
-Dracusiu wszystko w porządku? –
zapytała Pansy Parkinson słodziutkim głosem.
-Właśnie Dracusiu. Wszystko w
porządku? – powtórzył chłopak siedzący obok Dracona starając się przedrzeźniać
swoją koleżankę. Blondyn zmierzył go chłodno wzrokiem.
-A czemu by nie? – zapytał
niemrawo.
-Bo zachowujesz się jakby ci
właśnie zdechło ukochane zwierzątko. – powiedział Blaise robiąc maślane oczka i
obejmując przyjaciela. – Nie martw się skarbie. Kupimy ci nowego. – Malfoy
szybko odepchnął go od siebie.
-Spieprzaj Diable. Wszyscy wiemy,
że na mnie lecisz ale nie musisz się z tym tak obnosić.
-Łamiesz mi serce.
-Co ci łamie? – zapytał
rozbawiony Draco.
-To, że ty jesteś grubo skórnym
dupkiem nie znaczy, że wszyscy tacy są. – Zabini puścił mu kuksańca w bok.
-Taak. Ale to nie ja chodziłem z
3 laskami jednocześnie. – odciął się Malfoy przyjmując rękawicę rzuconą przez
kolegę.
-Daj spokój smoku. To było pod
koniec 5 klasy i byłem wtedy bardzo głupi.
-Wiele się nie zmieniło.
-Ale jednak zawsze kilka rzeczy…-
Blaise zaważył silny związek stalowych oczu i stołu domu lwa.- Na przykład to
gdzie błądzi twój wzrok podczas jedzenia. –ostatnie zdanie wypowiedział tak
cicho, żeby usłyszał je tylko Draco. Ten zakrztusił się sokiem dyniowym, który
właśnie miał w ustach. Gdy przestał się krztusić wstał od stołu.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz. –
rzucił i skierował się w stronę wyjścia.
-1:0 dla mnie. – powiedział do
siebie brunet uśmiechając się pod nosem.
Podczas gdy jego przyjaciel był już w drodze do lochów. Był niesamowicie
wkurzony na Zabiniego.
-„O co mu chodzi? Raz zerknąłem
na stół tego pieprzonego Gryffindoru a ten już sobie coś wyobraża.” – myślał
chłopak. Jednak w głębi ducha czuł się jak mały chłopiec złapany na gorącym
uczynku. Wszedł do pokoju wspólnego domu węża o czym skierował kroki do swojego
dormitorium. Znaczy swojego i tego błazna Zabiniego. Osobne dormitorium
przysługuje tylko perfektom, jednak Zabini wiedząc jak jego przyjaciel źle
znosi przebywanie w dormitorium chłopców wśród takich półgłówków jak Crab i
Goyle poprosił Sanpea o to, żeby Malfoy mógł zamieszkać razem z nimi. Blondyn
przyjął propozycję bardzo chętnie. Miał spokój i towarzystwo kogoś kogo
szczerze lubi, a takich ludzi nie jest zbyt wielu. Opadł na swoje łóżko.
Zerknął na walizkę obok.
-Nieee…
jutro to wypakuje. – stwierdził. Po chwili poczuł jak ogarnia go ogromnie
znużenie. Nawet nie wiedział kiedy zasnął.
Hermiona przeciągnęła się na
swoim łóżku leniwie. Uśmiechnęła się delikatnie i powoli otworzyła oczy.
Znajdowała się w swoim dormitorium w Hogwarcie. Czuła się jakby wróciła do domu
z bardzo długiej podróży. Zerknęła na zegarek po czym wyskoczyła jak strzała z
łóżka.
-8:45! Jak mogła zaspać! I to
pierwszego dnia. W pośpiechu zakładała spódniczkę i koszulę ze szkolnego
mundurka. Spakowała do torebki podręczniki i zerknęła do lustra. Jej twarz nie
wyglądała najgorzej. Jakimś cudem obstał się jej wczorajszy makijaż, którego
zapomniała zmyć wieczorem. Za to jej włosy to był istna katastrofa. Wygrzebała
z kosmetyczki gumkę do włosów i spięła je w niedbały kok. Szybko ubrała
pończochy i wsunęła buty a następnie wybiegła jak szalona z dormitorium
starając znaleźć w torebce plan lekcji. Ledwo zdążyła odczytać, że powinna za 2
minuty być pod salą Transmutacji, gdy upadła na ziemię w wyniku zderzenia z
czymś twardym. Tym czymś okazała się być pierś Malfoya, który również zachwiał
się ale w ostatniej chwili wsparł się ściany.
-Uważaj jak łazisz… - zerknął
tutaj na powód tej małej kraksy. Leżał on na podłodze w lekkim szoku, niedbale
związanymi włosami, których pojedyncze kosmyki opadały uroczo na twarz, nie do
końca u góry zapiętą koszulą i spódniczką, która podczas upadku podjechała
odrobinę za mocno do góry pokazując jędrne i kobiece uda. - …szlamo. –
dokończył tutaj szybko, uświadamiając sobie, że zamarł w pół zdania. Zaraz
potem oprzytomniał odrywając wzrok od poobijanej gryfonki.
-Malfoy? Świetnie. Lepiej nie
mogłam trafić z samego rana. – burknęła i spojrzała na niego. Chłopak ubrany
był w koszulę i spodnie z szat szkolnych. Rozluźniony krawat i rozczochrane
włosy sprawiały, że wyglądał… intrygująco.
-Odpieprz się Granger. – fuknął.
Szatynka powoli podniosła się z podłogi. – Biegasz jak idiotka po szkole, a jak
na kogoś wpadniesz to jeszcze marudzisz.
-Ohh… zamknij się już. Twoje
zdanie mało mnie interesuje. – odpowiedziała mu poprawiając mundurek.
-Zaważ na słowa. – powiedział
Malfoy wyciągając różdżkę. Hermiona wściekła zrobiła to samo.
-Bo co? Żadna szlama nie będzie
cię znieważać? Litości. Stajesz się coraz bardziej żałosny z tą swoją obsesją
na punkcie czystości krwi. – gdy to powiedziała różdżka Ślizgona zaczęła
podnosić się ku górze, w ślad za nią poszła różdżka dziewczyny.
-Nikt nie będzie mnie znieważać.
A już tym bardziej ty. – syknął.
-I vice versa. – odpowiedziała Hermiona.
Mierzyli w siebie różdżkami wycelowanymi w pierś przeciwnika miotając się
nawzajem morderczymi spojrzeniami. Tą chwilę sam-na-sam przerwał im głos prof.
McGonagall, która wyszła zza rogu.
-Panno Granger! Panie Malfoy! Co
wy na brodę Merlina wyrabiacie. – Słysząc te słowa uczniowie natychmiast
schowali różdżki i zaskoczeni obrócili się w stronę nauczycielki.
-P-pani p-profesor… - wyjąkała
Hermiona nie wiedząc co zrobić. Nie umiała uwierzyć, że to się dzieje. Malfoy
również zaskoczony stał odrobinę za nią starając się wtopić w ścianę.
-Żeby taki incydent. W pierwszym
dniu szkoły! I to jeszcze kto! Perfekt naczelna i kapitan drużyny! Nie mogę
uwierzyć! Bardzo się na was zawiodłam.
-Przepraszam. – bąknęła speszona
Hermiona spuszczając pokornie głowę. Malfoy nie odezwał się słowem, co jeszcze
bardziej wkurzyło Gryfonkę.
-Zwykłe przepraszam tutaj niczego
nie załatwi. Tłumaczyłam wam jak ważna jest współpraca między domami. Ale widzę
nie wyciągnęliście z tego żadnych związków. Tak więc nie widzę innego wyjścia
jak ukaranie was. I to surowo, tym bardziej biorąc pod uwagę wasze stanowiska.
Tak więc wasze domy tracą po 20 punktów za to karygodne zachowanie. – oboje uczniowie
się skrzywili, 20 punktów pierwszego dnia to bardzo dużo. – Mało tego w ramach
zadośćuczynienia, aby nawiązać współpracę przez najbliższy tydzień codziennie o
18 widzę was w moim gabinecie. Będę wam wyznaczała jakieś prace na których
zyska i szkoła i wasze relacje. – Hermiona poczuła jakby dostała w twarz.
Codzienne spędzanie wieczorów z Malfoyem, na Godryka wszystko tylko nie to! – A
teraz zapraszam do Sali.
-„No tak, przecież transmutacje
mamy z Ślizgonami. Super!” – Zironizowała w myślach dziewczyna i zrezygnowana
podążyła za nauczycielkom. – „Nie wierzę, że dałam się sprowokować temu patafianowi!”
– Zła na siebie i „tą durną fretkę” weszła do klasy i opadła na krzesło przy
stoliku miejsca Harrego.
-Wszystko ok? – zapytał Potter
widząc minę przyjaciółki.
-Nie pytaj. Zaraz wybuchnę. –
powiedziała wymuszając na sobie spokój. Wybraniec nie zamierzał zadawać więcej
pytań. Wiedział, że dziewczyna powie mu wszystko jak ochłonie a póki co nie
warto ją denerwować jeszcze bardziej. Transmutacja, podobnie jak inne lekcje
zleciały dość szybko. Hermiona zarobiła dla Gryffindoru 30 punktów starając się
jak tylko się dało nadrobić starty z porannego incydentu. Zaraz po zielarstwie,
które było jej ostatnią lekcją skierowała się do Wielkiej Sali na obiad. Była strasznie
głodna z racji, że ominęło ją śniadanie, a dodatkowo ten dzień nie zaliczał się
do łatwych. Nie znalazła nikogo ze swoich przyjaciół przy stole, więc usiadła
sama i nałożyła sobie na talerz kawałek piersi z kurczaka i sałatkę. Po chwili
do Sali weszła Ginny, zaraz przysiadła się do przyjaciółki.
-Hej. Jak tam? – zaczęła rozmowę
ruda.
-Źle. –burknęła Miona.
-Ojoj. A to dlaczego? –
zaciekawiona ruda sięgnęła po sok dyniowy patrząc się wyczekująco na panią
perfekt.
-Rano zaspałam i biegłam na
pierwszą lekcję. Biegnąc, żeby zdążyć wpadłam na Malfoya. Oczywiście zaczęliśmy
się sprzeczać i wyciągnęliśmy różdżki….
-Iiiii? – ciągnęła Ginny.
-Iiii… w tym momencie zobaczyła
nas McGonagall.
-Żartujesz?
-A czy na taką wyglądam? –
zapytała zrezygnowana szatynka.
-I co zrobiła?
-Poleciało po 20 punktów. To jeszcze
jestem w stanie przeżyć, ale dostaliśmy szlaban. Od dziś, codziennie, przez
tydzień, razem. Będą nam wyznaczane jakieś zadania. Obstawiam, że coś typu
sprzątanie Sali Pamięci, układanie eliksirów dla Slughorna itd.
-Współczuje. – powiedziała Wesleyówna
smutnym głosem.
-Dzięki. Tak więc wybacz, ale
będę już szła. Muszę jeszcze iść do biblioteki i trochę się pouczyć, a o 18 mam
randkę z panem M. – uśmiechnęła się ironicznie.
-Haha. Nooo… będzie gorąco, nie
powiem. Tylko uważaj na niego!
-Niech lepiej on uważa na mnie! –
odpowiedziała jej Hermiona i udała się w stronę wyjścia. Gdy już otwierała
drzwi podbiegł do niej nieznajomy chłopak.
-Zaczekaj! – krzyknął prawie
wpadając na nią.
-Tak? – odwróciła się w jego
stronę. Był to przystojny wysoki brunet o dużych orzechowych oczach i ciemnej
karnacji. Na jego twarzy wdać było drobny zarost.
-Ty jesteś Hermiona Granger,
zgadza się? – mówił poprawnie po angielsku, jednak z mocnym akcentem.
-Tak. O co chodzi? – zapytała.
-Mam na imię Danail. Jestem tu
nowy. Przyjechałem z Bułgarii…
-A więc to ty jesteś jednym z
tych dwóch nowych uczniów? Miło mi cię poznać.
-Tak. Mi ciebie również. Ja mam
dla ciebie paczkę. – dopiero teraz dziewczyna zauważyła małą paczkę w rękach Bułgara.
– Wiktor kazał mi cię znaleźć i to dać.
-Krum? – zapytałam zdziwiona.
-Tak. Ten sam. – Hermiona przyjęła
od niego paczkę i razem z Danailem wyszła z Wielkiej Sali. – Mówił, żebym ci to
przekazał i pozdrowił. Prosił też żebym powiedział, że w najbliższym czasie
przyjedzie na mecz do Anglii i ma wielką nadzieję się z tobą spotkać.
-Ojej… to miło z jego strony.
Dziękuje. – uśmiechnęła się. – Bardzo dobrze mówisz po angielsku. Jestem pod
wrażeniem.
-Ja i mój kuzyn, ten drugi nowy
uczeń, bardzo dobrze znamy ten język. Nasze matki są siostrami i urodziły się w
okolicach Yorku, do Bułgarii przeprowadziły się kiedy na wakacjach poznały
naszych ojców. Od małego uczyły nas dwóch języków.
-Imponujące. –przyznała dziewczyna.
– Idę do biblioteki. Może przejdziesz się ze mną?
-Ja…bardzo chętnie, ale niestety
razem z Milanem mamy się zgłosić do dyrektora. Chyba coś w sprawie
przeniesienia. – powiedział speszony.
-Rozumiem. No to życzę miłego
dnia.
-Dzięki. No to pa!
-Do
zobaczenia. – uśmiechnęli się do siebie po czym chłopak pobiegł w swoją stronę,
a ona skierowała swoje kroki do biblioteki. Kiedy już stała pomiędzy regałami
położyła paczuszkę na jednym ze stolików i zajrzała do środka. Zaniemówiła na
moment po czym wyciągnęła podarunek. Była do duża szklana kula z padającym
śniegiem (pojawiającym się magicznie u góry, a nie tak jak w mugolskich kulach
gdzie, żeby śnieg przez chwilę mienił się w środku trzeba najpierw nią
wstrząsnąć). W środku szkła uwięziona była obejmująca się para : chłopak ubrany
w czarny płaszcz i czapkę i dziewczyna w fioletowej kurtce, szarym szaliku i z
brązowymi lokami, uderzająco podobna do Hermiony. – Przepiękna. – wyszeptała.
Podziwiała prezent jeszcze przez chwilę, po czym schowała go z powrotem. Wizyta
w bibliotece trwała wyjątkowo, krótko. Gryfonka szybko załatwiła to co chciała
i pobiegła do swojego dormitorium. Była już 16 a miała tyle rzeczy do
zrobienia. Między innymi napisanie podziękowań do Wiktora i nauka na następny
dzień, żeby zarobić jak najwięcej punktów dla swojego domu.
-„Co to do cholery jasnej ma być?”
– zastanawiał się w myślach Draco leżąc na łóżku w swoim pokoju i gapiąc się
tępo w sufit z rękoma założonymi za głowę. Widząc w bibliotece jak Hermiona
odpakowuje paczuszkę z którą wcześniej przez cały dzień chodził ten nowy Bułgar
i widząc jej zawartość zbulwersował się niesamowicie. –„Jak taki idiota może
dawać dziewczynie prezent skoro nawet jej nie zna?” – zastanawiał się w myślach
wymyślając przy okazji nowe wyzwiska na nowego ucznia. Oczywiście, jak sobie
tłumaczył, jego niechęć do Danaila nie wzięła się z tego, że chłopak dał
prezent nieznajomej dziewczynie, ale z tego że ten Ślizgon zbrukał swoją czystą
krew poprzez ten gest do GRYFONKI, przez co naraził na hańbę cały dom węża.
Przecież gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział… Spojrzał na zegarek. 17:40 pora
się zbierać na szlaban do McPindy. Wstał i zerknął w lustro poprawiając swoje
włosy. Był niesamowicie zły na to, że wpadł już pierwszego dnia i przez to
będzie usiał przez tydzień spędzać wieczory z Granger. No ale cóż. Jakoś będzie
musiał to przeboleć. Powolnym krokiem wyszedł ze swojego dormitorium a jego
myśli zaprzątała tylko i wyłącznie towarzyszka jego niewoli…