czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 10

Było ciężko. Najpierw nie wiedziałam jak zacząć, potem nie wiedziałam jak skończyć. Ale finalnie jest - 10 rozdział! Jestem bardzo ciekawa waszych opinii na temat wizyty naszych bohaterów w Ministerstwie. Zapraszam do czytania i komentowania!



-„Jak ja mam się ubrać?” – Hermiona stała zrozpaczona przed swoją szafą. Wiedziała, że do Ministerstwa Magii nie może pójść ani w dresie, ani w wytartych jeansach co jej dosyć przeszkadzało. Westchnęła głośno. – „Może jakaś sukienka dla odmiany?” – przeszło jej przez myśl. Wyciągnęła swoje trzy ulubione patrząc na nie krytycznie. Czarną odrzuciła z miejsca – była trochę za krótka. Biała? Nie… jakoś jej się nie uśmiechała. Wzrok Gryfonki spoczął na czerwonym materiale. Wzruszyła ramionami i zaczęła ściągać swój mundurek. Kiedy sukienka znalazła się już na jej ciele przejrzała się w lustrze. Dopasowana w górnej części, delikatnie rozkloszowana na dole, rękawki tuż za łokcie, zapinana z tyłu na zamek. – W sumie. Może być. – powiedziała sama do siebie. Nie miała ochoty bawić się za bardzo swoją fryzurą, rozpuszczone włosy tylko delikatnie zawinęła za pomocą zaklęcia w loki, żeby je poskromić. Podobnie z makijażem – nałożyła tylko odrobinę podkładu i tuszu do rzęs, po czym popsikała się swoimi ulubionymi perfumami. Ogarnęła całość w lustrze. – „Niech będzie.” – pomyślała. Zerknęła na zegar. Zostało jej 30 minut do spotkania z Malfoyem. Wzdrygnęła się. Nie wiedziała co myśleć o dzisiejszym zajściu podczas lekcji eliksirów. Czemu on się tak zachował? Dlaczego ją przeprosił? Dlaczego jej pomógł? Nie potrafiła tego zrozumieć. Zrezygnowana siadła przy biurku i otworzyła podręcznik do „Starożytnych run”, żeby powtórzyć sobie materiał przed jutrzejszą lekcją. Kiedy pozostało jej tylko 5 minut do spotkania szybko włożyła czarne szpilki i chwyciła torbę, po czym wyszła z pokoju. Przemierzała kolejne piętra zamyślona. Kiedy w końcu doszła pod gabinet profesor McGonagall zauważyła, że jej towarzysz niedoli już czeka. Ubrany był w spodnie od garnituru i marynarkę, oraz białą koszulę rozpiętą pod szyją. Nie bawił się w krawat. Kiedy szła powoli korytarzem spojrzał w jej stronę odgarniając jednocześnie blondwłosy pozostające w wiecznym nieładzie. Gryfonka miała wrażenie, że jego oczy jakby się powiększyły, kiedy ją zobaczył, a pierś podniosła znacznie do góry. Może się jej tylko wydawało?
-Granger? Tak idziesz? – zapytał. W jego głosie wyraźnie było czuć zdziwienie.
-Ohh. Siedź cicho. Nie chciało mi się pół godziny przygotowywać na głupi szlaban, więc ubrałam pierwszą rzecz, która była stosowna. Nie idziemy na pokaz mody, więc może przeżyjesz. – fuknęła poprawiając sukienkę. Chłopak zamknął mocno oczy i otworzył jeszcze raz, jakby miał wrażenie, że pani Prefekt zaraz zniknie. Hermiona tylko prychnęła i weszła do gabinetu wicedyrektorki. Pokój był pusty – profesorka ostrzegła, że może jej nie być i kazała im samym przenieść się do Ministerstwa za pomocą sieci „Fiuu”. Gryfonka zgarnęła z biurka upoważnienie do odbioru dokumentów, które mieli pokazać w obu wydziałach. – Idziemy? – zapytała podchodząc do kominka.
-Panie przodem. – powiedział Ślizgon siląc się na obojętny ton. Hermiona wzruszyła ramionami i wzięła małą garść proszku z kociołka stojącego obok. Weszła ostrożnie w palenisko.
-Ministerstwo Magii. – powiedziała głośno i wyraźnie rzucając pył pod nogi, po chwili zniknęła w zielonych płomieniach. Ciemne korytarze Ministerstwa były jak zawsze zatłoczone. Prefekt naczelna Hogwartu wyszła ostrożnie z kominka. Kilka chwil później wyłonił się z niego Draco otrzepując spodnie z ewentualnego kurzu. – Malfoy?
-Hmmm?
-Wiesz gdzie iść? Bo ja się na Ministerstwie nie znam ani trochę.
-Nie wierzę. Granger czegoś nie wie i prosi mnie o pomoc? – zadrwił blondyn. Dziewczyna rzuciła mu tylko lodowate spojrzenie. – No już, nie morduj mnie tym spojrzeniem bazyliszka. Gdzie najpierw?
-Może najpierw załatwimy pozwolenie na rozgrywki, a potem pójdziemy po papiery Danaila i Milana. – odpowiedziała. Ślizgon delikatnie skrzywił się na dźwięk pierwszego imienia, ona jednak tego nie zauważyła.
-To choć. – mruknął i poprowadził ją przez korytarz. Dookoła pełno było czarodziei, ubranych przeważnie w czarne garnitury lub w przypadku czarodziejek eleganckie sukienki, czy garsonki. Każdy podążał w swoją stronę trzymając w ręku teczkę lub plik papierów. Nie wiele się tu zmieniło od jej wizyty, kiedy była na piątym roku. Bardzo szybko znaleźli się pod windą, czekali w milczeniu, aż otworzą się drzwi. Kiedy weszli do środka Malfoy od niechcenia nacisnął jeden z przycisków i oparł się o ścianę, wzrok wlepił w Gryfonkę.
-Na co się gapisz? – syknęła.
-No na ciebie. – powiedział jakby to była najnormalniejsza i najoczywistsza rzecz.
-Bufon. – blondyn z delikatnym uśmiechem na ustach podniósł jedną brew.
-Awansowałem z „blond kretyna” na „bufona”? Czuje się zaszczycony. – powiedział swoim typowym, szyderczo-ironicznym tonem. Hermiona prychnęła. Kiedy drzwi otworzyły się na odpowiednim piętrze Dracon puścił swoją towarzyszkę przodem. Departament Magicznych Gier i Sportów znajdował się za drzwiami na końcu korytarza. Również tutaj Malofy postąpił jak na arystokratę przystało i otworzył dziewczynie drzwi. Bardzo dziwnie się z nim czuła. W końcu jakby nie było to oznaka grzeczności i szacunku… ani jedno, ani drugie nie pasowało do ich relacji. Weszli do kolejnego korytarza pełnego drzwi, dość szybko udało im się znaleźć te odpowiednie – Smok zapukał. Szybko usłyszeli kobiecy głos mówiący „Proszę” – wtedy nacisnął na klamkę. Za biurkiem siedziała przysadzista kobieta, na oko miała trochę ponad 60 lat i ubrana była w czarno-czerwony kwiatowy kostium w którym niekoniecznie wyglądała dobrze.
-Słucham? – zapytała. Blondyn już otwierał usta żeby odpowiedzieć, ale brązowooka go ubiegła.
-Jesteśmy delegacją ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Przychodzimy w imieniu profesora Dumbledora i profesor McGonagall po pozwolenie na organizację szkolnych rozgrywek w Qudditchu. Nazywam się Hermiona Granger i jestem Prefektem Naczelnym, mój… - tutaj w oficjalnym tonie pojawiła się nutka zawahania - …kolega, Dracon Malfoy – jeden z kapitanów szkolnych drużyn. – wskazała a chłopaka. Rzeczywiście słowo „kolega” w ustach Granger mówiący o NIM to bardzo dziwne zjawisko. Sam zainteresowany poczuł się dosyć nieswojo.
-Czy mogę zobaczyć upoważnienie? – zapytała kobieta mierząc ich wzrokiem zza swoich czerwonych okularów o bardzo wymyślnym kształcie.
-Oczywiście. – Gryfonka podała jej pergamin. Urzędniczka uważnie czytała go przez chwilę, w końcu skinęła głową.
– Proszę poczekać. – odpowiedziała i weszła do pomieszczenia obok. Uczniowie stali w bardzo krępującej ciszy. Przez głowę dziewczyny przelatywało milion myśli na sekundę.
-„Co się ostatnio dzieje? Czemu on mnie tak traktuje? Nie jest taki jak kiedyś. Nie nazywa mnie „szlamą” na każdym kroku. W ogóle nie wiem kiedy ostatnio usłyszałam z jego ust to słowo. Na pewno nie w tym roku szkolnym. Ostatnimi czasy wszystko się zmieniło.” – myślała Gryfonka. Przypomniała sobie sytuację na dzisiejszej lekcji eliksirów. Dalej nie umiała uwierzyć w to że ON tak po prostu jej pomógł. Ba! Usłyszała od niego „przepraszam”. Drzwi ponownie się otworzyły i do pomieszczenia z powrotem weszła urzędniczka podsuwając im dokument.
-Proszę podpisać. Imieniem i nazwiskiem. Czytelnie. – zaskrzeczała. Draco machnął ręką w sposób, który mówił, że Hermiona ma to zrobić pierwsza. Pani Prefekt wzięła do ręki pióro leżące na biurku i zamoczyła w atramencie. Kształtnymi literami podpisała się w odpowiednim miejscu po czym oddała pióro Malfoyowi. On załatwił to kilkoma szybkimi ruchami, od niechcenia. Następnie odebrali pergamin z pozwoleniem. Gryfonka szybko przebiegła wzrokiem po tekście i zwinęła w rulon, po czym schował do torebki.
-Dziękujemy. Do widzenia. – powiedziała grzecznie wychodząc.
-Do widzenia. – mruknął cicho jej towarzysz idąc za nią. Skierowali się z powrotem do windy.
-A ten drugi departament wiesz gdzie jest? – starała się na jak najbardziej obojętny ton.
-Spokojnie. Nie zgubimy się. Chociaż nie wątpię, że chciałabyś się przez przypadek ze mną zatrzasnąć w jakimś małym, pustym biurze. – powiedział swoim zalotnym głosem. – „Po cholerę ja to robię?” – pytał sam siebie w myślach. – „Opanuj się!”
-Chyba śnisz Malfoy. – kiedy weszli do windy sytuacja się powtórzyła. On naciska przycisk i opiera się o ścianę wlepiając w nią wzrok, a ona stara się nie wybuchnąć wkurzona jego zachowaniem.
-Dobra. To teraz na serio Granger. Idziesz gdzieś jeszcze potem, że się tak odstawiłaś? – Hermiona oniemiała słysząc te słowa.
-Słucham? – przypomniało jej się mimo wszystko, że jest jeszcze umówiona na 19 z Danailem i musi się przebrać po powrocie w coś bardziej normalnego. – To czy gdzieś się wybieram to nie twój interes. A ubrana jestem całkowicie normalnie! – odwróciła głowę w przeciwnym do niego kierunku. Czuła, że niemal gotuje się ze złości. – „Jak on śmie w ten sposób do mnie mówić?” – nie zauważyła, kiedy blondyn stanął tuż za nią i nachylił się nad jej uchem.
-Skoro to taki normalny strój to może jutro na szlaban też się tak ubierzesz? Ja bym nie miał nic przeciwko. – wyszeptał zmysłowo. Poczuła jego oddech na swojej szyi i zadrżała – nie, na pewno nie z przyjemności. A nawet jeśli to już na pewno tego przed sobą nie przyzna. Przez głowę szybko przemknęła jej jedna, niesforna myśl, którą powinna zignorować. Niestety jej silna wola ją zawiodła. Uległa tej drobnej przyjemności. Odwróciła się w jego kierunku. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Pomimo, że miała na sobie szpilki był od niej sporo wyższy – prawie o głowę. Objęła jego szyję delikatnie przybliżając jego twarz do swojej. Poczuła zniewalający zapach męskich perfum i jego ręce które spoczęły na jej talii. Musiała z całych sił starać się opanować, żeby nie zapomnieć się w tej chwili słabości. Przystawiła swoje usta do jego ucha ocierając się jednocześnie policzkiem o jego twarz. Czuła, że blondyn wstrzymał oddech, czuła, że zaczarowała go na te kilka krótkich chwil. Uśmiechnęła się delikatnie i wyszeptała najbardziej zmysłowym głosem na jaki było ją stać w tamtej chwili.
-Uważaj tylko, żeby nie pobrudzić się szlamem, ty nędzny arystokratyczny dupku. – w tym momencie drzwi w windzie otworzyły się zanim on zdążył przetworzyć w głowie słowa Gryfonki i zanim ona zdążyła odsunąć się przystojnego Ślizgona, który dalej obejmował jej biodra. Malfoy uniósł głowę i zastygł strwożony. Chłopak jak mógł najszybciej odsunął od siebie Hermione, która obróciła się przy tym w kierunku drzwi. Ona również stanęła zszokowana i trochę wystraszona.
-Draco? – powiedziała cicho zaskoczona kobieta. Szybko przebiegła wzorkiem po Gryfonce, tu przybrała jeszcze bardziej zdziwiony wyraz twarzy, po czym wróciła do niego. Spojrzenia dwóch par stalowych oczu spotkały się.
-Witaj matko. – powiedział, czuł jak jego gardło zaciska się przy wypowiadaniu tych dwóch krótkich słów.
-Dzień dobry. – powiedziała cichutko Hermiona patrząc się na czubki swoich butów. Oboje szybko wyszli z windy.
-Co ty tu robisz? – zapytała Narcyza.
-My… McGonagall nas wydelegowała do Ministerstwa, żeby pozałatwiać kilka spraw dla szkoły. Ona… – wskazała ruchem głowy na Gryfonkę. – …jest Prefektem naczelnym. – powiedział szybko, trochę za szybko. Dziewczyna czuła głośnie bicie swojego serca. Stała cichutko starając się zapaść pod ziemię. To była jej wina.
-A to teraz? – pani Malfoy ściszyła głos i spojrzała na syna z wyczekiwaniem.
-My… my się kłóciliśmy. – palnął przypominając sobie ostatnie słowa Hermiony w windzie. – „Kurwa. Naprawdę jestem blond kretynem.” – pomyślał kiedy uświadomił sobie absurdalność swoich słów względem zaistniałej sytuacji. Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Narcyza uniosła wysoko brwi i o mało nie parsknęła śmiechem.
-Ah tak? Powiedz mi… często się kłócicie? – zapytała ironicznie. Jej ton głosu był sympatyczny, wyraźnie rozbawiony. Prefekt zdziwiła się trochę. Nie spodziewała się takiej reakcji matki Malfoya na to zajście. Jej syn już otwierał usta żeby coś odpowiedzieć (o zgrozo), ale przerwał mu lodowaty męski głos.
-Dracon? – wszyscy odwrócili się w stronę z której dobiegał. Korytarzem szedł sam Lucjusz Malfoy. Hermiona poczuła jak jej żołądek robi pętelkę i zaciska supeł, a serce podchodzi do gardła. Narcyzie uśmiech spełzł z twarzy, która przybrała obojętny, arystokratyczny wyraz. Sam Smok wyprostował się i uniósł wysoko podbródek przeczesując palcami niesforne kosmyki włosów, a następnie poprawiając klapę czarnej marynarki. Gryfonka zlustrowała go wzrokiem.
-„Naprawdę wygląda jak prawdziwy arystokrata. W każdym calu.” – przeszło jej przez myśl.
-Witaj ojcze. – odpowiedział równie chłodnym i obojętnym tonem. Zabrzmiało to bardzo oficjalnie. Miona zadrżała.
-Można wiedzieć co tutaj robisz? – pytanie obniżyło temperaturę powietrza o kilka stopni.
-„Jeżeli kiedyś mówiłam, że głos młodego Malfoya jest zimny, lodowaty, pełen pogardy i nienawiści, to wszystko cofam. To nic w porwaniu z głosem jego ojca.” – pomyślała Hermiona. Miała ochotę zniknąć, chciała uciekać jak najdalej. Przełknęła jednak ślinę i pozostała niewzruszona na swoim miejscu starając się nie okazać zdenerwowania.
-Już tłumaczyłem matce. Zostałem wysłany tutaj, żeby załatwić kilka spraw dla szkoły. – jego głos był opanowany, nie wyrażał cienia emocji. Lucjusz przeniósł swój wzrok na dziewczynę, zlustrował ją od stóp po czubek głowy i uniósł lekko brwi.
-Razem z nią? – zapytał niby obojętnie, mimo wszystko każdy wyczuł nutę pogardy dla Gryfonki.
-Granger jest Prefektem naczelnym. Wszędzie potrzebny jest jej podpis. – wyjaśnił sucho.
-Prefekt naczelna? – uśmiechnął się pod nosem i jakby z niedowierzaniem kontynuował – To smutne, że Hogwart obsadza tak ważne i odpowiedzialne stanowiska ludźmi takiego pokroju. – długowłosy mężczyzna świdrował ją swoim wzrokiem. Hermiona poczerwieniała ze złości. Już otwierała usta, żeby odpowiedzieć „temu drugiemu zasranemu arystokracie”, ale ubiegł ją Smok.
-Myślę, że to już nie ma znaczenia. – w jego głosie również było słychać złość. – A co u ciebie, drogi ojcze? Jak kolejna wizyta w Wizengamocie? – słowa przepełnione były jadem. Blondyni mierzyli się przez chwilę wzrokiem, stojące obok panie przypatrywały się temu na jednym wdechu.
-Zważ na słowa chłopcze. – wysyczał w końcu Lucjusz. – I nie zapominaj się, pamiętaj kim jesteś. - popatrzył na swoją żonę, która stała blada pod ścianą.
-Ty nigdy mi na to nie pozwolisz. – odpowiedział jego syn z nienawiścią.
 - Idziemy, Cyziu? – mężczyzna udał, że nie słyszał tej kąśliwej uwagi.
-Tak. Czas na nas. – kobiecie wyraźnie ulżyło. Podeszła do syna i ucałowała go w policzek. – Żegnaj Draco. Zobaczymy się podczas przerwy świątecznej.
-Oczywiście. – odpowiedział. Hermiona nie widziała jego twarzy, bo stał do niej plecami, ale w jego głosie czuć było nutkę ciepła, co nie uszło jej uwadze. Narcyza przypatrywała się synowi uśmiechając się w dość dziwny sposób, ruchem oczu wskazała szatynkę. Dracon tylko prychnął lekko, a jego matka weszła do windy.  Kiedy drzwi się zamknęły Gryfonka głośno wypuściła powietrze. Smok obrócił się  i podszedł do niej.
-Przepraszam za to. – powiedział cicho przeczesując palcami włosy, jego wzrok utkwił w jej czekoladowych tęczówkach.
-To moja wina. To w windzie…
-To było wredne. – powiedział a na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech. Dziewczyna nie miała pojęcia, skąd ten dobry humor? Blondyn powoli ruszył w stronę Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. – Jak na Ślizgonkę przystało. Ty chyba naprawdę chciałabyś zmienić dom. – zakpił.
-A to szuja. – mruknęła pod nosem mimowolnie się uśmiechając. Szybkim krokiem dogoniła go. – Nie jesteś na mnie zły? – zapytała zdziwiona.
-Zawiedziona? Spotkanie z moją rodzinką było dla ciebie wystarczającą karą. Poza tym nie tak łatwo mnie ruszyć.
-Doprawdy? W windzie chyba mi się udało. Podobało ci się, przyznaj. – tym razem to ona przybrała ten denerwujący, pełen kpiny ton.
-Z tobą? Chyba żartujesz. – prychnął. – „Kurwa...nawet nie masz pojęcia jak bardzo…”


-To do jutra. – powiedziała trochę nieśmiało. Była wtedy taka urocza.
-To jak? Jutro też się tak ładnie dla mnie ubierzesz? – zapytał.
-Zapomnij Malofy. Idę do dormitorium i od razu się przebieram. – trochę krępowało ją to co mówił. Spojrzała na zegar znajdujący się w korytarzu, przed gabinetem wicedyrektorki do którego trafili z powrotem również za pomocą sieci „Fiuu”. Wskazywał 18:40. – Muszę już lecieć. Jestem umówiona. – powiedziała i szybko poszła w swoją stronę.
-Z kim? –rzucił tylko Draco zaskoczony.
-Z Danailem! – odkrzyknęła już z końca korytarza. Dracon mimowolnie poczuł jak jego pięści się zaciskają. Denerwował go ten zasrany Bułgar. Czemu w kółko tak się kręci obok niej.
-„Smoku… przestań w końcu tak myśleć o tej Granger. Jest dużo lepszych tematów.” – skierował się w stronę lochów, a następnie Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Ostatnio rzadko tam bywał, wolał przebywanie samemu ze sobą, ewentualnie jeszcze Diabłem, w ich wspólnym dormitorium. Pomieszczenie nie było bardzo zatłoczone, każdy realizował jakieś swoje piątkowe plany. Draco usiadł na skórzaną kanapę przed kominkiem, odchylił głowę i zamknął oczy.
-Dracusiu! Już wróciłeś? – usłyszał piskliwy głos Astorii.
-„Nie… błagam, zrobię wszystko… tylko nie ona.” – już po chwili poczuł jak dziewczyna wiesza się na jego ramieniu i zaczyna trajkotać. A chciał spędzić spokojnie wieczór… Wyłączył się, nie słuchał w ogóle tego co mówi do niego blondynka. Myślami był w Ministerstwie, w tej nieszczęsnej windzie w której przez kilka krótkich sekund przestało mu bić serce. Później przypomniał sobie wczorajszy szlaban na którym zdarzyło się zbyt wiele. Nie umiał wytłumaczyć tego co się z nim dzieje. To było chore i zdecydowanie mu się nie podobało.
-Zjeżdżaj stąd Greengrass. – usłyszał lodowaty kobiecy głos. Otworzył oczy. Stała przed nim czarnowłosa dziewczyna ubrana w szkolny mundurek.
-Bo co? Niby czemu mam się ciebie słuchać? – fuknęła blondynka. Tym razem wtrącił się Malfoy.
-Nie zapominaj się. Pansy to moja przyjaciółka, więc skoro każe ci zjeżdżać to masz po prostu kurwa zjeżdżać! Zbyt trudne?! – krzyknął. Astoria potulnie zeszła z kanapy i odeszła w stronę dormitorium dziewcząt. Nie odezwała się już słowem. – Jesteś moją wybawicielką. – powiedział do brunetki.
-Wiem. – dziewczyna usiadła obok. – Cóż się stało, że szanowny pan Dracon Malfoy zawitał w nasze skromne progi?
-Nie wiem co mi odbiło. Ale jak widać dość szybko zostałem ukarany.
-Czemu po prostu jej nie powiesz, żeby się odwaliła?
-A myślisz, że nie mówiłem? Jej mózg chyba całkiem się wypalił od tego lakieru do włosów. Wiesz jak to śmierdzi? Raz przy śniadaniu myślałem, że zemdleje przez tą idiotkę.
-Dobrze wiesz, że i tak ci nie współczuję. – prychnęła Parkinson.
-Wiem, ale lubię sobie ponarzekać. – uśmiechnął się pod nosem Draco. – Co słychać?
-Jakoś się toczy. Jutro robisz nabór do drużyny?
-Mhm. O 15, potem zaraz trening. Ale szukam tylko graczy na wolne miejsca, resztę składu zostawiam, więc nie musisz się martwić, że ktoś cię wygryzie.
-Niby kto? Dobrze wiesz, że jestem najlepszą ścigającą w całym Hogwracie. – powiedziała dumnie lekko się uśmiechając.
-Powiedz to przy Diable. Chętnie popatrzę jak się kłócicie. – zaśmiał się blondyn. Pansy mu zawtórowała. O jej kłótniach z Zabinim na temat ich zdolności krążyły już legendy. Raz nawet, w przypływie furii, rozbiła chłopakowi na głowie wazon z kwiatami.
-A co u ciebie? – zapytała go dziewczyna łagodnym tonem.
-Żyje, jak widać.
-A jak twoje szlabany z Granger? – Draco przewrócił oczyma.
-Co jest z wami? Czy to jest dla każdego obowiązkowe pytanie, które musi mi zadać?
-No wiesz. Codzienność to to nie jest…
-Normalnie. – Ślizgonka uniosła brew.
-Normalnie? No sorry, ale spędzasz z nią każdy wieczór w tym tygodniu. Dużo słów tutaj pasuje, ale na pewno nie „normalnie”.

-A co cię to interesuje? Granger, jak Granger, zostały jeszcze tylko 2 dni i w końcu będę miał święty spokój. – wstał z kanapy naburmuszony i skierował się w stronę wyjścia. – Idę do siebie. – rzucił i wyszedł z Pokoju Wspólnego. W jego głowie obijały się jego własne słowa : „…zostały jeszcze tylko 2 dni…”. Martwiło go, że jakoś nie cieszy się z tego powodu.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 9

No i kolejny rozdział pyknął :D Trochę krótszy niż te poprzednie, ale myślę, że mi całkiem fajny wszedł. Komentujecie!



Draco wpadł do swojego dormitorium jak oparzony. Bez zastanowienia skierował się do barku. Kryształową szklankę wypełnił do połowy whisky, nie bawił się w dodawanie lodu, wypił całość na raz. Krzywiąc się od razu zaczął lać następną. Blaise wyłożony na kanapie z książką do transmutacji w ręku przyglądał się przyjacielowi z wysoko uniesionymi brwiami. Gdy blondyn opróżnił duszkiem już trzecią szklankę czarnoskóry chłopak zdecydował się odezwać.
-Widzę, że szlaban się udał. – Malfoy tylko rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie i nalał sobie czwartą szklankę, tym razem dodając już lodu i upijając tylko łyk. Zabini postanowił jak najszybciej wydobyć się z Dracona jakieś informacje, dopóki ten jest jeszcze w stanie mu odpowiedzieć. – Dobra Smoku. Konkrety. Co się stało? I dobrze wiesz, że nie wmówisz mi, że „nic”.
-Jestem pieprzonym idiotom. – odpowiedział siadając na skórzanym fotelu i upijając kolejny łyk bursztynowego płynu.
-Hogwart miał czterech założycieli…
-O czym ty pierdolisz? – Smok spojrzał na niego zdziwiony.
-No skoro mamy mówić rzeczy o których wszyscy wiedzą…
-Wiesz co? Odpierdol się. – Diabeł zamilkł na chwilę. Sam podszedł do barku i sobie również nalał wysokoprocentowej cieczy. Kiedy z powrotem usiadł na kanapie odczekał jeszcze chwilę i dopiero się odezwał:
-Więc? – Malfoy najpierw spojrzał na niego niepewnie, ale zdecydował jednak się odezwać.
-Byliśmy w szklarni. Mieliśmy posprzątać. – przez „Ognistą” jego mózg zaczął pracować na wolniejszych obrotach. – Nawąchałem się jakiegoś proszku od Sprout.
-Iiii? – wyraźnie zaintrygowany ciągnął Blaise. Draco się skrzywił. Bardzo ciężko było mu to przyznać, nawet przed najlepszym przyjacielem.
-Poczułem straszne parcie na Granger. – przyznał.
-Nie mów, że…
-Nie! Oszalałeś? Przecież to jest… - nie umiał dokończyć. Nie umiał wypowiedzieć zwykłego słowa „szlama”, co do tej pory przychodziło mu z taką łatwością. – „Na Salazara co się ze mną dzieje?” – pomyślał. - …Granger. – wyrzucił w końcu zły na siebie. Zabini westchnął i upił łyk ze swojej szklanki.
-Niech ci będzie, ale skoro tylko „miałeś na nią parcie” i do niczego nie doszło, to w czym problem? – zapytał i znowu zamoczył usta w „Ognistej”.
-Niezupełnie „do niczego nie doszło” – burknął cicho blondyn. Prefekt zachłysnął się swoim napojem.
-Mów! – wykrztusił, gdy odzyskał zdolność oddychania. Draco siedział cicho wpatrując się nieprzytomnie w jakiś punkt i popijając od czasu do czasu whisky. Blaise wiedział, że nie ma sensu go w tym momencie poganiać.
-W sumie to sam nie wiem co robiłem. – odpowiedział w końcu. Alkohol już nieźle szumiał mu w głowie. Mniej więcej streścił przyjacielowi sytuację w szklarni. Gdy Diabeł wysłuchał wszystkiego zagwizdał z wrażenia.
-No nieźle. – podsumował. Dracon wstał, żeby nalać sobie jeszcze jedną szklankę. – Czyli mówisz Smoku, że Hermiona chciała się wyrwać i protestowała?
-Mhm.
-Szczerze przyznaj. Kiedy Ci się ostatnio coś takiego zdarzyło? – Malfoy słysząc to pytanie zamyślił się na chwilę. Zdawał sobie sprawę, że większość ludzi ma go za faceta, który zalicza każdą, która mu się spodoba. Nie było tak. Święty nie był, ale do męskich dziwek zdecydowanie się nie zaliczał. Może i bawił się wieloma dziewczynami zachowując się jak na czystego drania przystało, ale jak do tej pory niewiele dziewczyn miało to szczęście, żeby znaleźć się z nim w jednym łóżku. Zdawał sobie sprawę z tego jak działa na płeć przeciwną i nieraz robił z tego pewną grę. Ale nie w ten sposób w jaki myślą inni. Były to raczej delikatne sugestie i adorowanie dziewczyny, która już po chwili zachowywała się wobec niego jak kukiełka robiąca wszystko pod jego dyktando.  Zawsze każde jego zbliżenie się, dotyk, choćby odpowiednie spojrzenie sprawiło, że każda niemal już chciała biec do jego sypialni. Kiedy już znudziło go obserwowanie podniecenia, wyczekiwania i zwyczajnej naiwności dziewczny po prostu zostawiał ją bez słowa. Gra mogła trwać zarówno kilka dni, jak i kilka minut. Kobiet, którym najpierw dał nadzieje i rozpalił, a potem od których zwyczajnie odwrócił się na pięcie było bardzo wiele, ale…
-Nigdy. – odpowiedział przyjacielowi uśmiechając się pod nosem z lekkim niedowierzaniem.



-Wszystko ok? – zapytał ją Harry na śniadaniu. Siedzieli razem w Wielkiej Sali już od 15 minut w ciągu których, chłopak zjadł już kilka tostów z dżemem i jajecznicę. Tymczasem Hermiona popijała tylko kawę z mlekiem patrząc się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń.
-Mhm. – mruknęła.
-Więc dlaczego nic nie jesz? – zapytał.
-Nie zaczyna się zdania od „więc”. – fuknęła tylko dziewczyna udając, że nie słyszała pytania. Niechętnie nałożyła na swój talerz parówkę i posmarowała chleb masłem. Wybraniec miał racje. Musiała coś zjeść. – Co teraz mamy?
-Zaklęcia z Krukonami.
-A jest coś ze Ślizgonami?
-Tak. Transmutacje na drugiej godzinie i eliksiry na ostatniej lekcji. Czemu pytasz? – zapytał brunet z obawą patrząc na panią Prefekt. – Miałaś jakiś problem z Malfoyem na wczorajszym szlabanie? – w jego głosie czuć było troskę.
-Nie! W ogóle skąd ten pomysł? Potrafię o siebie zadbać i nie wiem jaki mogłabym mieć z NIM problem! – uniosła się zdenerwowana. Potter patrzył na nią w szoku. Hermiona uświadamiając sobie nietakt swojego wybuchu uspokoiła się trochę. On się po prostu o nią martwił i chciał być miły. – Przepraszam. Po prostu już mam dość tego idioty i nie wiem jak przeżyje jeszcze te 3 dni.
-Wiesz, że możesz na mnie liczyć? – zapytał.
-Dziękuje. – odpowiedziała uśmiechając się ciepło i zabrała się za swoje śniadanie. Kiedy wzięła pierwszy kęs drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, stanął w nich drugi Prefekt naczelny Hogwartu, który z uśmiechem na ustach skierował się w stronę stołu Slytherinu. Tuż za nim szedł jego blond przyjaciel, na widok którego Hermionie na moment stanęło serce. Wyglądał jak po bardzo ciężkiej nocy, miał podkrążone oczy, włosy w większym nieładzie niż zawsze, a jego twarz miała bardzo zmęczony wyraz.
-„Czemu nawet w takim stanie jest tak przystojny?” – zapytała się w myślach po czym miała ochotę samą siebie uderzyć w twarz. Nie może tak myśleć – to jest przecież Malfoy - podła i podstępna żmija. Kiedy szukający domu węża usiadł przy swoim stole skierował swój wzrok w jej stronę. Kiedy ich spojrzenia spotkały się oboje szybko spuścili wzrok udając, że nie obchodzą siebie nawzajem. Gryfonka starała się nie myśleć o sytuacji z wczorajszego wieczora. W kółko powtarzała sobie, że Malfoy był pod wpływem pyłu pożądania i nie panował nad sobą. Mimo wszystko była na niego wściekła. Jeszcze bardziej wściekła była na siebie, za to że przez kilka sekund w jej głowie pojawiła się myśl, że to wszystko co robił Ślizgon było bardzo przyjemne.
-Idziemy? – zapytał Harry wstając od stołu.
-Tak. Chodźmy. – odpowiedziała zbierając się jak najszybciej. Odetchnęła z ulgą kiedy znaleźli się w holu. Spokojnym krokiem udali się do sali, gdzie mieli lekcje. Po drodze spotkali zdyszanego Rona.
-Budziłem cię. Twierdziłeś, że już wstajesz i mogę iść bo zaraz dojdziesz. – powiedział Potter.
-Coś mi nie wyszło. – powiedział zdyszany. Pozostała dwójka roześmiała się. Podczas lekcji zaklęć Hemrionie udało się zdobyć 15 punktów dla Gryffindoru. Kiedy zajęcia dobiegły końca „Święta Trójca Hogwartu” udała się na w stronę sali opiekunki swojego domu na lekcje transmutacji. Harry i Ron usiedli w jednej ławce. Hermiona zajęła miejsce pod samym oknem. Po chwili obok niej dosiadł się Danail.
-Co słychać? – zapytała na widok Bułgara.
-Dobrze. – odpowiedział. Jego silny akcent bił Gryfonkę po uszach. – A u ciebie?
-Jakoś leci. Dużo nauki i obowiązków. – odpowiedziała wzruszając ramionami.
-Ale jest już piątek. Masz jakieś plany na weekend? – Gryfonka zmarszczyła nos na to pytanie.
-Nic szczególnego. – odpowiedziała. Cały weekend planowała spędzić w bibliotece.
-Może wyszłabyś ze mną dziś na spacer późnym popołudniem? Na przykład o 18? – Hermiona już miała zamiar zaprotestować, ponieważ o 18 odbywa swój szlaban u McGonagall, ale przypomniała sobie, że dziś ma iść do Ministerstwa zaraz po lekcjach. Zmarszczyła czoło.
-Wiesz… muszę załatwić jeszcze kilka spraw i nie wiem czym się wyrobię. – powiedziała. Jakoś nie chciała mówić koledze o swoim dzisiejszym zadaniu. Tym bardziej, że to m.in. jego papiery są jej celem. – Ale o 19 powinno być ok. – uśmiechnęła się na zakończenie.
-Super. To o 19 w holu?
-Pewnie. – w tym momencie usłyszała, że ktoś siada w ławce za nią. Spojrzała przez ramię, żeby tego „kogoś” zidentyfikować.
-Witam. – jej uszu dobiegł przyjazny głos jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole.
-Cześć Blaise. Co tam? – nigdy w życiu nie pomyślałaby, że będzie używać tak miłego tonu wobec jakiegokolwiek Ślizgona. – „Na Godryka, Hermiono! Właśnie umówiłaś się z jednym z  nich na wieczorny spacer! A wczoraj z jeszcze innym…. STOP! Nie myśl o tym. To nie jest niczyja wina. On był pod wpływem pyłu i nie mógł na to nic poradzić.”
-Dziś piątek, czyli zajebiście. – uśmiechnął się Prefekt naczelny. – No w sumie może nie dla każdego.
-To znaczy? – Gryfonka uniosła delikatnie brew.
-Widziałaś dziś ten blond cień człowieka, który za mną chodzi? Wczoraj wieczorem przesadził z „Ognistą”, a dziś przez to cierpimy obaj. Jego boli głowa przez kaca, a mnie przez jego narzekanie. – powiedział z udawaną nutą goryczy w głosie. – O Smoku mowa, właśnie się wtacza. – Na te słowa szatynka spięła wszystkie mięśnie i zerknęła w kierunku drzwi. Malfoy rzeczywiście wyglądał okropnie. Co oczywiście nie przeszkadzało mu w byciu mega seksownym – ale tego już przed sobą nie przyznała. Widząc, gdzie siedzi jego czarnoskóry przyjaciel niechętnie podążył w ich kierunku.
-Cześć. – rzucił cicho całej trójce nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. A jej widoku unikał jak ognia. Danail delikatnie uniósł dłoń i odwrócił się w kierunku biurka nauczyciela do którego podchodziła już profesor McGonagall. Hermiona cicho bąknęła jakąś odpowiedź Ślizgonowi i również zajęła się wpatrywaniem w swoją opiekunkę.
-Witam wszystkich. – zaczęła. – Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się tzw. „Transmutacją żywą”. Za pomocą prostego zaklęcia postaramy się przemienić zwykłą muchę w motyla. – przebiegła swoim zimnym spojrzeniem po klasie zatrzymując się na Hermionie. Zdziwiona uniosła brwi, ale niczego nie skomentowała. Gryfonka na początku nie miała pojęcia o co jej chodzi, ale po chwili zrozumiała. Siedziała sobie jak gdyby nigdy nic w otoczeniu trzech Ślizgonów. Dosyć niecodzienny widok. Co się dzieje z tym światem? Po krótkim wstępie teoretycznym przeszli do ćwiczeń. Oczywiście pani Prefekt wykonała swoje zadanie idealnie już za pierwszym podejściem. Po sali latał już piękny motyl, który jeszcze kilka chwil wcześniej była zwyczajną muchą sporych rozmiarów. Jej partnerowi z ławki nie szło jednak tak dobrze.
-Źle ruszasz ręką. – pouczyła go widząc bez efektowne zmagania Bułgara. Zademonstrowała prawidłowy manewr swoją różdżką. – Powtórz.
-Tak? – chłopak spróbował.
-Nie. Popatrz. – chwyciła jego nadgarstek i powoli pokierowała jego dłoń. Po trzech powtórzeniach chłopak spróbował sam. Motyl poderwał się do lotu. Hermiona usłyszała za sobą ciche prychnięcie. Nie musiała się odwracać, wiedziała doskonale, że był to komentarz stalowookiego. Postanowiła to zignorować i uśmiechnęła się ciepło do Danaila, który zachwycony swoim sukcesem odpowiedział jej tym samym. Kolejne lekcje minęły bardzo spokojnie. Przerwa obiadowa wypadała przed jej ostatnimi zajęciami. Razem z przyjaciółmi siedziała przy stole patrząc z niedowierzaniem na ilości jedzenia, które pochłaniał Ron.
-Ronaldzie mógłbyś jeść trochę wolniej? – zapytała w końcu.
-Jestem głodny. Nie było mnie na śniadaniu. – odpowiedział. Sukcesem było to, że najpierw przełknął, a nie mówił z pełnymi ustami.
-Coś się zgadałaś z tym nowym Ślizgonem, co nie? – zapytał ostrożnie Harry. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Jest nowy. Moim obowiązkiem jako Prefekta naczelnego jest zadbać, żeby dobrze się tu czuł. Poza tym jest bardzo miły.
-No ale to dalej Ślizgon. – tym razem rudzielec nie poczekał z komentarzem, aż będzie miał pustą buzię.
-No i co z tego? Wojna się skończyła, Ron. Trzeba budować wszystko od nowa. – sama nie była przekonana co do słuszności swoich słów, ale brzmiały sensownie. Weasley zmarszczył z niezadowoleniem nos, ale nie odpowiedział. Kiedy skończyli jeść zeszli do lochów. Drzwi sali do eliksirów były otwarte więc zajęli już swoje miejsca. Chłopcy razem, dziewczyna siadła dwie ławki dalej przy pustym stoliku. Klasa powoli się zapełniała.
-Mogę? – gdy usłyszała to jedno słowo wypowiedziane obojętnie-lodowatym tonem o mało nie zachłysnęła się powietrzem. Dracon nie czekał na pozwolenie – to nie było w jego stylu, a pytanie było czysto retoryczne. Hermiona szybko odwróciła się w kierunku przyjaciół. Gdy napotkała ich zdziwione spojrzenia sama wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia. – jedynie poruszyła ustami w ich kierunku i z powrotem obróciła się do stolika. Siedzieli chwilę w ciszy, którą przerwał Smok.
-Jeżeli chodzi o wczoraj… - zaczął cicho.
-Nie ważne. – wyrzuciła szybko przerywając mu. On spojrzał na nią pytająco. – Nawąchałeś się „pyłu pożądania”. – mówiła prawie szeptem. Nie chciała, żeby ktoś oprócz niego to usłyszał. – Nie miałeś wpływu na to co robisz. To nie jest niczyja wina. Chociaż nie błysnąłeś inteligencją wsadzając nos w substancję, której nie znasz. Tak czy inaczej, zapomnijmy o tym. I zostanie to między nami. Do niczego nie doszło. Jasne? – głos lekko jej drżał ze zdenerwowania, mówiła bardzo szybko. Chłopak pokiwał głową na znak zgody. Gryfonka sama nie wierzyła, że udało jej się to wszystko powiedzieć. Jednak ulżyło jej. Lekcja się zaczęła. Mieli uwarzyć eliksir spokoju. Banał zarówno dla wszechwiedzącej Gryfonki, jak i wybitnego z eliksirów Ślizgona. Praca nad wspólnym kociołkiem szła im całkiem sprawnie. On kruszył moździerzem kamień księżycowy, a ona kroiła na drobne kawałeczki ciemiernik z którego wydobyć musiała syrop.
-Granger… - zaczął cicho.
-Hmm? – mruknęła pochłonięta pracą.
-…no bo. Ja rzeczywiście nie panowałem nad sobą i tak dalej…
-To już ustaliliśmy, więc o co chodzi? – syknęła lekko spięta tym, że Dracon znowu porusza ten niewygodny dla obojga temat.
-… no, ale myślałam trochę o tym. I kurwa mimo wszystko to fajne nie było… znaczy… chodzi mi, że ogólnie nie fajna sytuacja… - trochę plątał się w tym co mówił, szczególnie kiedy usłyszał jak to zabrzmiało.
-„W sumie czy ja wiem, czy to nie było fajne?” – ta myśl przeszła przez głowę obojgu naraz i oboje wymierzyli sobie, za nią mentalnego policzka.
-Rozumiem o co ci chodzi. – wyjąkała speszona Hermiona.
-Właśnie. I chciałem… - tutaj wziął głęboki oddech. – Kurwa, nie wierzę, że to mówię. Przepraszam cię za to Granger.
-Aua! – Gryfonka krzyknęła kiedy trafiła ostrzem na swój palec.
-Wszystko w porządku panno Granger? Proszę o zachowanie ostrożności. – usłyszała głos profesora Slughorna zza jego biurka. Spojrzała na blondyna z niedowierzaniem. Siedział z lekko spuszczoną głową nie odrywając wzroku od moździerza w którym kruszył kamień z straszną zawziętością. Unikał jej wzroku.
-„Czy właśnie Dracon Malfoy powiedział do mnie „przepraszam”? To chyba jakiś sen. To nie może się dziać naprawdę. Sam się do mnie przysiadł, sam zaczął temat i sam mnie przeprosił! O co chodzi?”
-Tylko pamiętaj. WSZYSTKO zostaje między nami. – powiedział jeszcze. Dziewczyna tępym wzrokiem patrzyła na swój lekko rozcięty palec z którego płynęła delikatnie czerwona stróżka. Absurdalność tej sytuacji nie mieściła się w jej głowie. Sprawę pogorszyło to co się stało później.
-Granger. Idiotko. Nie widzisz, że krwawisz? – syknął Malfoy. I wyciągnął różdżkę. – Episkey – powiedział celując w jej palec. Rana momentalnie znikła.

-„Teraz to już kurwa zupełnie nic nie wiem” – pomyślała.

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 8

Kubek ciepłej herbatki i pisanie nowego rozdziału idzie jak z płatka :) Mam nadzieję, że z niczym nie przesadziłam i rozdział wam się spodoba. Komentujcie proszę! Jak tak dalej pójdzie będę musiała chyba poszukać sobie bety, bo co jak co, ale sprawdzać rozdziału samej po sobie to ja ani nie umiem, ani nie lubię ;)



Pluła sobie w brodę za to jak się zachowała na ostatnim szlabanie. Malfoy pogrywał w jakieś typowe dla niego arystokratyczne gierki, a ona mu na to pozwalała. Tak nie mogło być dalej. Jej znajomość z nim musi wrócić do dawnego stanu rzeczy.
-„Ale jak w takim razie był sens tej wojny skoro wszystko ma zostać takie samo. Czy to nie właśnie równość wśród czarodziejów była jedną z rzeczy o które walczyliśmy i na których nam zależało? O zburzenie murów i uprzedzeń? Przestań. To Malfoy. Jego mur jest kilometrowej długości i zrobiony z zimnej stali. Dokładnie takiej jak jego oczy…”
-Uhh…przestań. – wściekła mruknęła do siebie pod nosem, kiedy zrozumiała, że myśli o oczach tego idioty.
-Hermiona, mówisz sama do siebie? Wiesz, że to jest pierwszy objaw choroby psychicznej? – zapytał Harry z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna uniosła wysoko brwi z kpiną na twarzy.
-Ze wszystkich tu zebranych mi chyba najdalej do choroby psychicznej. – powiedziała. Siedziała w Pokoju Wspólnym Gryfonów razem Harrym, Ronnem i Ginny. Siedzieli przy stoliku niedaleko kominka odrabiając swoje zadania domowe. Brązowowłosa była akurat w trakcie pisania eseju na eliksiry dla Slughorna, czym zajmowali się również (a przynajmniej chcieli) chłopcy. Ruda za to pochylała się nad podręcznikiem z zielarstwa zakuwając regułki przed jutrzejszym sprawdzianem. – Zamyśliłam się po prostu, ok?
-Nie ty jedna. Harry też co chwila odlatuje. To chyba nie jest najlepszy dzień na naukę. – powiedziała panna Weasley patrząc na Harrego.
-Też, tak sobie myślałem… - zaczął Wybraniec.
-Nawet tobie się czasem zdarza. – przerwał mu kpiąco rudy przyjaciel. Potter żartobliwie rzucił mu urażone spojrzenie i kontynuował.
-Tak sobie myślałem, że od pierwszej klasy, kiedy się poznaliśmy, co roku się w coś pakowaliśmy. Żadna klasa nie upłynęła nam spokojnie, bez rewelacji, za każdym jednym razem coś robiliśmy, na coś się narażaliśmy. Przez te kilka lat złamaliśmy prawie wszystkie poważne zakazy punkty szkolnego regulaminu. A wszystko co się działo sprowadzało się do jednego: Voldemorta i walki z nim. A teraz? To już koniec. Nie ma go, a my przeżyjemy prawdopodobnie zwykły, normalny rok szkolny w Hogwarcie. Tak jak na porządnych uczniów przystało.
-Jedyny taki w naszym życiu. – zaśmiała się Hermiona. Wszyscy poczuli dziwne uczucie w klatce piersiowej. Harry miał racje. Wraz z końcem wojny i śmiercią Voldemorta skończył się bardzo ważny etap w ich życiu. Był on mroczny i strasznie niebezpieczny, ale też pełen przygód, dający wiele niezapomnianych wspomnień.
-Jak sobie tak przypomnę co my robiliśmy przez ostatnie 7 lat, to się tylko zastanawiam jakim cudem my jeszcze żyjemy? – odezwał się Ronald.
-W sumie. Jak tak mówisz to rzeczywiście, chyba jechaliśmy cały czas na jednym wielkim farcie. – westchnęła Prefekt naczelna.
-A teraz już koniec pakowania się w tarapaty. – westchnął brunet. Odchylając się na krześle do tyłu i przeciągając leniwie.
-No, tego to bym nie powiedziała. Tak się składa, że nasza Hermiona już na samym początku roku wzięła się za kontynuowanie w tradycji. Przez cały tydzień, codziennie o 18, tak? – powiedziała kpiącym tonem Ginny szczerząc się w stronę przyjaciółki.
-Ani mi nie mów. Już mam dość, a mam dopiero za sobą 3 szlabany. Zostały jeszcze 4.
-Nie ciesz się tak bardzo. – zaśmiał się Ron, a dziewczyna pokazała mu język. Zerknęła na zegar. Była 17:25, kolacja zaczynała się o 17:30.
-Idziemy jeść? – zapytała.
-Tak wcześnie? – odpowiedziała jej przyjaciółka.
-Jak już wcześniej zauważyłaś mam bardzo ważne spotkanie o 18, a nie chcę iść głodna.
-Ah. No tak. Chodźmy w takim razie.
-To wy idźcie, a my tylko zaniesiemy swoje książki do dormitorium. – powiedział Harry, kiedy z Ronem zbierali swoje rzeczy. Hermiona wrzuciła wszystko do dużej, czarnej torby ze sztucznej skóry, którą miała przy sobie. Odniesie ją do siebie po kolacji, przy okazji się przebierze. Kiedy były w połowie drogie do Wielkiej Sali dognili je chłopcy.
-Cholernie trudne do wypracowanie na eliksiry, co nie Miona? – zaczął rudy.
-Zapomnij Ronaldzie. Nie jest wcale takie trudne. Wszystkie informacje masz w książce. Poza tym ja muszę dokończyć jeszcze swoje i nie mam czasu na zajmowanie się jeszcze twoją pracą. Przez tego blond kretyna w ogóle mam teraz mało czasu na cokolwiek. – powiedziała kiedy byli już w holu i zbliżali się do drzwi Wielkiej Sali.
-Jak już kogoś obgadujesz Gragner to upewnij się przynajmniej, że nie stoi za Twoimi plecami. – syknął blond kretyn, który akurat wyszedł z lochów i szedł w kierunku grupki przyjaciół. Hermionie dreszcz przeszedł po plecach. Obok niego szedł czarnoskóry władca piekieł.
-Cześć Blaise. – Gryfonka postanowiła udawać, że nie widzi obiektu, jej wcześniejszej wypowiedzi.
-Witam, witam. – uśmiechnął się czarująco Diabeł i przejechał ręką po jej brązowych lokach, gdy przechodził obok. Dracon widząc to prychnął teatralnie i otworzył z rozmachem drzwi za którymi wśród głośnych rozmów kolację jedli uczniowie Hogwartu.
-Co to było? – zapytał zszokowany Ron, gdy Ślizgoni zniknęli za progiem.
-Zabini jest naprawdę w porządku. Zmienił się bardzo. Pozatym oboje jesteśmy naczelnymi, więc wypadało żebyśmy się dogadywali. – wytłumaczyła. Mimo to przyjaciele patrzyli na nią z powątpiewaniem.
-No co? Wiem, że to… Zabini… - nie chciała mówić nic na temat śmierciożerczej przeszłości chłopaka - … ale myślę, że dopóki jest wobec mnie miły i nic nie kombinuje to chyba mogę traktować go tak samo.
-Jesteś z nasz wszystkich najmądrzejsza i pewnie masz rację… ale i tak uważaj. – powiedział Wybraniec obejmując przyjaciółkę ramieniem.
-Wiem Harry. – odpowiedziała i weszli do Wielkiej Sali.
-Na Salazara! Czy ja też mam zacząć nazywać Cię „blond kretynem”, żebyś w końcu zwrócił na mnie uwagę i zaczął słuchać? – Zabini starał się sprowadzić przyjaciela na ziemie.
-Hmmm? – mruknął w końcu pytająco Dracon.
-Nie „hmmm” tylko ogarnij się. Od kiedy siedliśmy wpatrujesz się w nią i nic do ciebie nie dociera. I jajecznica już ci całkiem wystygła. – Malfoy spojrzał krytycznym okiem na swój talerz. Wziął z niechęcią widelec i zaczął powoli jeść.
-Strasznie wkurwia mnie ta Granger. – powiedział po przełknięciu pierwszego kęsa.
-Jak dla mnie powiedziała po prostu to, o czym wiemy wszyscy. – zaśmiał się Blaise co spotkało się z mrożącym spojrzeniem przyjaciela.
-Ona jest teraz z tym Potterem? – zapytał.
-A czemu niby?
-Widziałeś jak ją obejmował jak weszli?
-Zazdrosny? – zapytał Diabeł teatralnie poruszając brwiami.
-Chyba kpisz. Tak się zastanawiam… - prychnął blondyn.
-Słuchaj. To są przyjaciele. A przyjaciele się nawzajem czasem obejmują. Chociaż tobie zdarza się mnie obejmować tylko jak wypijesz za dużo Ognistej i nie potrafisz sam dojść do łóżka. – zakpił Prefekt.
-Wiem, że na mnie liczysz i chciałbyś czegoś więcej, ale zapomnij. – odpowiedział Draco nie chcąc pozostać dłużnym. W tym momencie zauważył, że brązowowłosa Gryfonka wstaje od swojego stołu i żegna się z przyjaciółmi dając każdemu buziaka w policzek. Zauważył, że siedzący obok niego Ślizgon już otwiera usta, żeby coś powiedzieć.
-Zapomnij Zabini. Całować też się z tobą nie będę. – powiedział Draco. Uśmiech przyjaciela zamienił się w grymas zawodu. Bynajmniej nie z powodu, że jego przyjaciel „dał mu kosza”, ale dlatego, że nie zdążył mu dopiec przy tak wyśmienitej okazji. Hermiona założyła swoją torbę na ramię i spojrzała z pogardą na Malfoya, a później na zegar znajdujący się w sali. Zrozumiał aluzje, wskazówki pokazywała 17:45. Pora było się zbierać na szlaban. Dziewczyna nie czekając na jego reakcję skierowała się do wyjścia. – Muszę się zbierać. – rzucił „blond kretyn” do kolegi i odszedł od stołu.
-Miłego wieczoru życzę! – krzyknął do kolegi. Malfoy dogonił dziewczynę na schodach. Dopiero kiedy znalazł się obok niej zadał sobie pytanie po cholerę tak  biegł. Mógł przecież iść z sam. Było już jednak za późno. Przeszli w ciszy korytarz i weszli na ruchome schody, które powoli przesuwały się torując im wejście na wyższe piętra.
-Muszę iść do siebie zanieść rzeczy. – rzuciła Gryfonka kiedy znaleźli się przy wejściu na 7 piętro. Skręciła w korytarz i ze zdziwieniem stwierdziła, że Ślizgon idzie razem z nią. On sam, też nie potrafił wyjść z szoku kiedy znalazł się przed portretem prowadzącym do jej dormitorium.
-„Co ja tutaj robię?” – zapytał sam siebie w myślach. Hermiona postanowiła udawać, że nie zwraca na niego uwagi.
-Felix draco* – powiedziała Hermiona na co jej zamyślony towarzysz uniósł pytająco głowę. Dopiero wtedy uświadomiła sobie znaczenie hasła do swojego dormitorium i jego wydźwięk. Po chwili wpadła na jeszcze jedną rzecz. – „Czy ty właśnie powiedziałaś swoje hasło przy MALFOY’U?!” – krzyczała po sobie w myślach. Lekko oszołomiony Ślizgon bez namysłu wszedł za dziewczyną do pokoju. I po raz kolejny dotarło do niego, że nie powinien tak za nią łazić kiedy było już za późno. Chcąc jakoś zatuszować swoje głupie zachowanie odezwał się:
-Ciekawe hasło Granger. Sama wybierałaś? – starał się na swój zwykły, zimny, trochę szyderczy ton. Nawet mu wyszło.
-Zamknij się Malfoy. – syknęła.
-„Powiało chłodem.” – pomyślał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było minimalnie mniejsze od tego, które dzielił z Zabinim. Chociaż mogło się tak wydawać przez to, że ich dormitorium było zdecydowanie bardziej minimalistycznie urządzone. Mieli proste, czarne meble na których nie stało zbyt wiele ozdób. Nie mieli też żadnego dywanu ani obrazu na ścianie. Srebrno-zielone pościele i czarne, skórzane kanapy wyglądały całkiem nieźle, ale wszystko składało się na zimną i ponurą całość. Jedyną rozgrzewającą rzeczą w pokoju był barek pełen Ognistej Whisky. Dormitorium Hermiony było za to bardzo przytulne. Na jednej z kamiennych ścian wisiała wielka flaga z godłem Gryffindoru. Obok tablica korkowa przepełniona poprzypinanymi notatkami, zaraz pod nią wielkie dębowe biurko na którym w idealnym porządku poukładane były pióra i pergaminy. W rogu stały dwa regały z półkami uginającymi się pod ciężarem książek. Zaraz obok kominek na którym stały zarówno zwykłe jak i magiczne zdjęcia oprawione w ramki. Przed trzaskającym paleniskiem ustawiona była 3 osobowa kanapa i fotel obite czerwoną tapicerką oraz mały stolik, również przepełniony książkami stojący na okrągłym czerwonym dywanie ze złotymi zakończeniami. W tych samych kolorach było duże, dębowe łóżko z baldachimem i zasłonkami znajdujące się naprzeciwko drzwi. Obok stała komoda z poukładanymi na niej bibelotami a jeszcze dalej, w kącie, duża szafa. W całym dormitorium panował porządek i czuć było przyjemny zapach damskich perfum. Dziewczyna wkurzona i zrezygnowana rzuciła swoją torbę na łóżko. I skierowała się do szafy.
-Jeszcze tylko się przebiorę. – rzuciła chłodno.
-Byle szybko Granger. Nie mam zamiaru się spóźnić przez twoje kaprysy. – odpowiedział jeszcze chłodniej i rozsiadł się na fotelu. Dziewczyna otworzyła szafę i wyjęła z niej bez zastanowienia kilka rzeczy. Malofya zdziwiło, że Gryfonka nie zastanawia się jak typowa baba 3 dni co ma na siebie włożyć. Nie umknął, też jego uwadze porządek w jej szafie. On sam też lubił mieć swoje ubranie idealnie poukładane, ale przyzwyczajony był również do szafy Zabiniego, którą brunet zamykał bardzo szybko, żeby rzeczy które wcześniej upchał w niej nogą nie zdążyły wypaść. Hermiona zamknęła się w swojej łazience. Dracon rozejrzał się jaszcze raz po pokoju. Jego uwagę przykuły zdjęcia na kominku, obok którego teraz siedział. Te poruszające się przedstawiały ją i jej przyjaciół z Hogwartu, rodzinę Weasleyów, jedno Wiktora Kruma uśmiechającego się zalotnie. Chłopak prychnął widząc Bułgara i skierował wzork na te nie magiczne zdjęcia. Wstał, żeby przyjżeć im się bliżej. Raczej rzadko miał do czynienia z mugolskimi rzeczami. Jego brwi uniosły się bardzo wysoko. Na jednym ze zdjęć Hermiona siedziała w jakimś jak przypuszczał mugolskim klubie ubrana w czerwony krótki top, skórzane spodnie i kurtkę z tego samego materiału. Uśmiechnięta patrzyła do obiektywu drapieżnie podkreślonymi oczyma. Jej włosy upięte były luźny kok, a na policzki opadały niesforne kosmyki. Ślizgon nie chciał przyznać nawet sam przed sobą jak seksownie wygląda na tym zdjęciu. Obejmowali ją dwaj przystojni chłopcy, a właściwie mężczyźni. Chyba jej mugolscy przyjaciele wyglądali jakby byli ze sobą bardzo blisko. Na następnym zdjęciu Gryfonka ubrana była w zwykłą czarną sukienkę, na którą opadały wyprostowane, brązowe włosy. Obok niej stali – jak przypuszczał  - jej rodzice. Była do nich bardzo podobna. Gdy przesunął wzrok na następną fotografię, aż wziął głębszy oddech. Hermiona stała tam na małym molo nad jeziorem razem z dwojgiem chłopaków z pierwszego zdjęcia i jeszcze jedną blondynką. Wszyscy byli całkowicie mokrzy i ubrani w stroje kąpielowe szczerzyli się w kierunku aparatu. Hermiona miała na sobie dość proste czarne bikini, bez żadnych wiązań u górnej części. Jej mokre włosy przylepiały się do ciała, jeden z chłopaków obejmował ją w biodrach.
-Już się napatrzyłeś? – usłyszał fuknięcie za sobą. Szybko się obrócił, czując się trochę jak mały chłopiec przyłapany na gorącym uczynku. Teraz Gryfonka miała na sobie ciemnoczerwony sweter sięgający do połowy uda, czarne leginsy i skórzane buty wiązane za kostkę w tym samym kolorze. Włosy spieła u góry w luźnego koka. Patrzyła wyczekująco na blondyna. – Idziemy. – rzuciła w końcu.
-Nie wiedziałem, że aż tak bardzo mi ufasz, żeby zdradzać swoje hasło. – powiedział jak tylko wyszli na korytarz. Starał się pozbyć z przed oczu widoku Granger w bikini. – No chyba, że na coś liczysz, a to była delikatna sugestia? – jego głos przepełniony był kpiną.
-Chyba żartujesz. – syknęła czerwieniąc się nieznacznie. – Zapomniałam się. A ty masz o tym wszystkim zapomnieć. A spróbuj tylko wejść do mojego dormitorium bez mojego pozwolenia to cię chyba uduszę! – ostatnie słowa prawie wykrzyczała. – „Na brodę Merlina! Jak ja go nie znoszę!” – Szli bardzo szybko w kierunku gabinetu wicedyrektorki niechcąc się spóźnić. Wyrobili się idealnie na czas. Kiedy po zapukaniu do drzwi słyszeli ciche „Proszę” weszli i witając się niemrawo usiedli na dwóch fotelach przed nauczycielką. Czekał ich kolejny wieczór spędzony razem.
- Dziś chcę, żebyście posprzątali szklarnię, trzeba posegregować i poukładać donice, rośliny o oraz posprzątać ziemię.
- Dobrze pani profesor. – powiedziała Hermiona. Malfoy tylko wzruszył ramionami.
-Za to jutro mam dla was specjalnie zadanie. – Spojrzała na na nich znad swoich okularów. – Chcę żebyście zaraz po lekcjach udali się do Ministerstwa Magii. – tutaj oboje uczniowie z zainteresowaniem poruszyli się na swoich fotelach – Waszym zadaniem będzie odwiedzenie dwóch resortów. Departamentu Magicznych Gier i Sportów, skąd odbierzecie zgodę na przeprowadzenie tegorocznych rozgrywek szkolnych w qudditchu. Potem pójdziecie do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów skąd odbierzecie papiery dwojga nowych uczniów: Danaila Nikolowa i Milana Kisziszewa.
-Milana jakiego? – prychnął Dracon.
-Panie Malfoy. To są typowo bułgarskie nazwiska, mogę wydawać się panu dziwne, ale nie widzę w tym nic śmiesznego. – powiedziała surowo Minewra. – Jutro, zaraz po lekcjach chcę żebyście przyszli tutaj, do mojego gabinetu. Przez sieć „Fiu” dostaniecie się do Ministerstwa. Myślę, że nie będziecie mieli dużego problemu trafić do poszczególnych departamentów. Pracownicy będą uprzedzeni o waszym przybyciu. Ważne jest, żebyście pokwitowali odbiór obu dokumentów. Jeżeli chodzi o papiery samych uczniów wystarczy, że podpisze się panna Granger jako Prefekt naczelna. Za to przy pozwoleniu na rozgrywki będzie wymagany również pański podpis panie Malfoy, jako jednego z kapitanów drużyn. Czy wszystko jasne? – oboje kiwnęli głowami. Profesor McGonagll uśmiechnęła się delikatnie. – W takim razie to wszystko. Możecie już iść do szklarni. – kiedy byli już przy drzwiach usłyszeli jeszcze głos wicedyrektorki – I pamiętajcie, że jeżeli będziecie wspomagać się różdżkami przy waszej pracy dowiem się o tym.
-Tak, pani profesor. – powiedzieli na raz i wyszli.


Słońce już powoli chyliło się ku zachodowi. W szklarni pomimo chłodnego wrześniowego dnia było bardzo ciepło. Hermiona segregowała według wielkości donice w szafach, a Draco przenosił ciężkie worki z ziemią układając je na swoich miejscach w rogu pomieszczenia.
-Jak tu strasznie gorąco. – sapnął blondyn kiedy ustawił ostatni wór.
-To się rozbierz. – mruknęła dziewczyna zajęta donicami. Ślizgon spojrzał w jej kierunku.
-Granger, ty zbereźnico, chyba naprawdę na coś liczysz. – powiedział swoim tonem pełnym rozbawienia i złośliwości.
-Możesz sobie pomarzyć Malfoy. – powiedziała chłodno. – Nie mam po prostu ochoty słuchać Twojego marudzenia. Rób co chcesz, jak już się zdecydujesz to idź poukładać pojemniki na tym drewnianym regale obok konewek.
-I jak to mam niby poukładać? Kolorystycznie? – zapytał wkurzony widząc półkę zawaloną malutkimi pudełeczkami.
-Każde powinno być podpisane. Poukładaj alfabetycznie. – wytłumaczyła i odwróciła głowę w jego kierunku chcąc sprawdzić czy robi to co powiedziała. Jednak gdy go zobaczyła zatrzymała na nim na chwilę swoje szeroko otwarte oczy po czym szybko odwróciła się do swojej szafki czując jak się rumieni. I to nie z powodu wysokiej temperatury. Chłopak rzeczywiście zdjął swoją bluzkę pokazując swój umięśniony tors, szerokie ramiona i wąskie biodra. Widok za który nie jedna dziewczyna dałaby się pokroić. Potrząsnęła głową i starając się nie myśleć o Ślizgonie i jego boskim ciele skupiła się na układaniu przedostatniej półki. Musiała przestać – przecież sama powiedziała, żeby ściągnął koszulkę skoro mu gorąco. Poczuła kropelki potu na swoim czole. Wytarła je rękawem swetra i zdecydowała się go zdjąć. Pod spodem miała zwykłą bluzeczkę na ramiączkach w ciemnozielonym kolorze. Od razu poczuła ulgę. –„Mogłam to zrobić wcześniej” – pomyślała i wróciła do swojej pracy. Po kilku minutach podskoczyła gdy usłyszała głos księcia Slytherinu tuż za sobą.
-Nie ma etykiety. Wiesz może co to jest? – powiedział obojętnym tonem. Hermiona szybko się odwróciła się w jego stronę. Chłopak stał przed nią z wyciągniętą ręką i małym brązowym pudełeczkiem. Dziewczyna wstrzymała oddech gdy zobaczyła na jego ręce tatuaż. Zamknęła oczy.
-„Już po wszystkim. Wojna się skończyła. A ten przed tobą był zmuszony do walki po przeciwnej stronie.” – starała się wytłumaczyć sobie w myślach. W między czasie wzięła małe pudełeczko. Gdy otworzyła oczy stwierdziła, że Malfoy nie zauważył jej nerwowej reakcji na Mroczony Znak i szybko zbadała zawartość pojemnika. Znajdował się w nim różowy proszek o silnym balsamicznym zapachu.
-To proszek z Dyptamu. – oznajmiła zamykając wieczko i oddając pudełko blondynowi. Mimowolnie przejechała wzrokiem po jego umięśnionym torsie, brzuchu na którym wyrazie zarysowany był sześciopak i podbrzuszu na którym bardzo wyraźnie zarysowane mięśnie układające się w literę V schodziły zachęcająco poniżej paska u spodni. Gryfonka zarumieniona szybko się odwróciła, jednak Draconowi nie umknął jej wzrok przejeżdżający po jego półnagim ciele. Uśmiechnął się pod nosem i również zlustrował Hermionę wzrokiem, zwracając uwagę na ciemnozieloną bluzkę. Odszedł w kierunku regału, który aktualnie sprzątał, jednak półuśmieszek nie schodził z jego twarzy. Otrząsnął się jednak po chwili. Nie rozumiał tego. Od początku roku Granger jakoś dziwnie na niego działa. Szczególnie na szlabanach, kiedy są sami. Nie rozumiał co się zmieniło. Przecież dalej jest tym samym przemądrzałym molem książkowym, który zawsze musiał być najlepszy i zawsze wiedzieć najwięcej szczycąc się tym. Przeczytała pół biblioteki i myśli, że przez to wszystko jej wolno. Ślepo zapatrzona w tych dwóch idiotów: Pottera i Weasleya. Nie znosił jej. Jednak coś go w niej intrygowało. Od tego roku? Nie… chyba wcześniej. Tak. Ale nie potrafił sobie przypomnieć kiedy to się zaczęło, kiedy oprócz nienawiści pojawiło się coś innego w jego myśleniu co do brązowowłosej Gryfonki.
-To już przesada. Za gorąco tu. – sapnęła zgrzana pod nosem.
-Mówisz sama do siebie Granger? – zapytał blondyn. – Wiesz, że to pierwszy obojaw choroby psychicznej. – dodał złośliwie. Hermiona wzdrygnęła się przypominając sobie, że kilka godzin temu to samo powiedział do niej, jej przyjaciel.
-Ja po prostu lubię czasem pogadać z kimś inteligentnym. A w tym momencie nie mam okazji. – sykneła zdenerwowana i wróciła do pracy.
-Sporo jest tu niepodpisanych. – powiedział po chwili.
-To odłóż je na bok. Potem je sprawdzę. – westchnęła. Skończyła układać donice i przeszła do jednego ze stołów stojących pod szklaną ścianą, żeby poukładać wszystkie narzędzie i wyczyścić blat. – Tylko nie wpadnij na to, żeby wąchać te proszki. Niektóre mogę dziwnie działać. – powiedziała nie odwracając się nawet do niego. Spóźniła się jednak o kilka sekund. Zaciekawiony szukający Slytherinu prawie wsadził nos w fioletowy, mieniący się proszek, którego zapach wydał mu się bardzo przyjemny już z daleka. Po jego ciele przeszedł dreszcz a potem poczuł przyjemne ciepło w nozdrzach, schodzące po jego ciele w dół i rozchodzące się w okolicach podbrzusza. Szybko odłożył pudełeczko nie przyznając się, że coś powąchał. Dalej pracowali ciężko przez jeszcze jakieś pół godziny. Po tym czasie Malfoy uporał się z bałaganem na regale. Odwrócił się i poczuł, że jest mu jeszcze bardziej gorąco niż było, delikatnie zakręciło mu się w głowie. Spojrzał na termometr przy drzwiach do szklarni. Słońce już zaszło, ale temperatura w środku dalej wynosiła 40 stopni. Przy pomocy magii przez cały rok utrzymywany tutaj był mniej więcej stały poziom ciepła, by móc uprawiać nawet najbardziej egzotyczne rośliny. Draco jeszcze zrobił głęboki wdech i wydech. To zdecydowanie nie jego klimat. Przyzwyczajony był raczej do chłodu panującego zarówno w lochach jak i w Malfoy Menor. Zaciekawiony spojrzał jak sobie radzi Granger. Dziewczyna męczyła się przy szorowaniu blatu od dobrych 15 minut. Pozbycie się śladów wszelkich substancji wymieszanych z ziemią bez pomocy różdżki wcale nie było łatwe. Widać, było gorąc jej też daje się we znaki. Na jej policzkach widniały spore rumieńce dodające pani Prefekt uroku. Poczuł jeszcze raz jak zakręciło mu się w głowie.
-„Pomogę jej. Chce już iść.” – Pomyślał i podszedł w stronę dziewczyny powolnym krokiem. Kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach jej perfum poczuł dziwne ciepło w okolicach brzucha. Po raz kolejny zlustrował ją wzrokiem, męczącą się przy szorowaniu i nagle stanęła mu znów przed oczami ona w stroju kąpielowym nad jeziorem.
-Pomóc ci? – zapytał łapiąc głęboko oddech.
-Poradzę sobie. – odpowiedziała starając się na obojętny ton, jednak zmęczenie i frustracja warunkami nie były wyraźnie wyczuwalne. Nie wytrzymał. Niewiele (a właściwie nic) nie myśląc podszedł do niej od tyłu i położył ręce na jej biodrach. Czuł delikatne zawroty głowy, ale nie przeszkadzało mu to. Dziewczyna zamarła nie wiedząc co robić. Draco nachylił się nad nią:
- Widzę, że ostatnio spodobały ci się zielone kolory. – wyszeptał jej do ucha – Może naprawdę chcesz zmienić dom? – jego ręce delikatnie głodziły jej biodra. Sam nie wiedział dlaczego to robi. Nie miał żadnej władzy nad swoim ciałem.
-Malfoy. Co ty robisz? Co ty bredzisz? – syknęła Hermiona. Spróbowała się wyrwać chłopakowi.  Jednak ten przytrzymał ją mocniej i obrócił przodem do siebie, chwycił za uda i posadził szybko na blacie napierając na nią delikatnie. Poczuła jego oddech na swojej szyi. – Przestań. – powiedziała cicho wystraszona.
-Wcześniej powiedziałaś żebym robił co chciał. – szepnął delikatnie muskając jej ucho wargami. Cichutko jęknęła – nie wiedziała co zrobić. Było jej strasznie gorąco, to co robił Malfoy było bardzo przyjemne, ale wiedziała, że tak nie może być.
-Proszę, nie. – wyszeptała cichutko. I to go otrzeźwiło. Spojrzał na nią jakby te słowa były policzkiem, który przywróciły go do rzeczywistości. Puścił ją i odsunął się spuszczając głowę. Widać, że czuł się trochę zagubiony. Szybko podszedł do regału przy którym spędził większość wieczoru i szybko znalazł małe czarne pudełeczko. Postawił je na stole.
-Powąchałem to. Chyba za mocno… - powiedział szybko nie patrząc się w jej oczy. Pospiesznie ubrał bluzkę i wyszedł. Hermiona powoli osunęła się na ziemię. Była w szoku.
-„Co to miało być?” – to pytanie huczało jej po głowie. Po chwili podeszła do stołu na którym leżało małe pudełeczko.

-Eris cupiditas – przeczytała cicho – Pył pożądania…

____________________________
* felix draco - szczęśliwy smok