Było ciężko. Najpierw nie wiedziałam jak zacząć, potem nie wiedziałam jak skończyć. Ale finalnie jest - 10 rozdział! Jestem bardzo ciekawa waszych opinii na temat wizyty naszych bohaterów w Ministerstwie. Zapraszam do czytania i komentowania!
-„Jak ja mam się ubrać?” – Hermiona stała zrozpaczona przed
swoją szafą. Wiedziała, że do Ministerstwa Magii nie może pójść ani w dresie,
ani w wytartych jeansach co jej dosyć przeszkadzało. Westchnęła głośno. – „Może
jakaś sukienka dla odmiany?” – przeszło jej przez myśl. Wyciągnęła swoje trzy
ulubione patrząc na nie krytycznie. Czarną odrzuciła z miejsca – była trochę za krótka. Biała? Nie… jakoś jej się nie uśmiechała. Wzrok Gryfonki spoczął na
czerwonym materiale. Wzruszyła ramionami i zaczęła ściągać swój mundurek. Kiedy
sukienka znalazła się już na jej ciele przejrzała się w lustrze. Dopasowana w
górnej części, delikatnie rozkloszowana na dole, rękawki tuż za łokcie,
zapinana z tyłu na zamek. – W sumie. Może być. – powiedziała sama do siebie.
Nie miała ochoty bawić się za bardzo swoją fryzurą, rozpuszczone włosy tylko
delikatnie zawinęła za pomocą zaklęcia w loki, żeby je poskromić. Podobnie z
makijażem – nałożyła tylko odrobinę podkładu i tuszu do rzęs, po czym popsikała się swoimi ulubionymi perfumami. Ogarnęła całość w lustrze. – „Niech będzie.” –
pomyślała. Zerknęła na zegar. Zostało jej 30 minut do spotkania z Malfoyem.
Wzdrygnęła się. Nie wiedziała co myśleć o dzisiejszym zajściu podczas lekcji
eliksirów. Czemu on się tak zachował? Dlaczego ją przeprosił? Dlaczego jej
pomógł? Nie potrafiła tego zrozumieć. Zrezygnowana siadła przy biurku i
otworzyła podręcznik do „Starożytnych run”, żeby powtórzyć sobie materiał przed
jutrzejszą lekcją. Kiedy pozostało jej tylko 5 minut do spotkania szybko włożyła
czarne szpilki i chwyciła torbę, po czym wyszła z pokoju. Przemierzała kolejne
piętra zamyślona. Kiedy w końcu doszła pod gabinet profesor McGonagall
zauważyła, że jej towarzysz niedoli już czeka. Ubrany był w spodnie od
garnituru i marynarkę, oraz białą koszulę rozpiętą pod szyją. Nie bawił się w
krawat. Kiedy szła powoli korytarzem spojrzał w jej stronę odgarniając
jednocześnie blondwłosy pozostające w wiecznym nieładzie. Gryfonka miała
wrażenie, że jego oczy jakby się powiększyły, kiedy ją zobaczył, a pierś
podniosła znacznie do góry. Może się jej tylko wydawało?
-Granger? Tak idziesz? – zapytał. W jego głosie wyraźnie było
czuć zdziwienie.
-Ohh. Siedź cicho. Nie chciało mi się pół godziny
przygotowywać na głupi szlaban, więc ubrałam pierwszą rzecz, która była
stosowna. Nie idziemy na pokaz mody, więc może przeżyjesz. – fuknęła
poprawiając sukienkę. Chłopak zamknął mocno oczy i otworzył jeszcze raz, jakby
miał wrażenie, że pani Prefekt zaraz zniknie. Hermiona tylko prychnęła i weszła
do gabinetu wicedyrektorki. Pokój był pusty – profesorka ostrzegła, że może jej
nie być i kazała im samym przenieść się do Ministerstwa za pomocą sieci „Fiuu”.
Gryfonka zgarnęła z biurka upoważnienie do odbioru dokumentów, które mieli
pokazać w obu wydziałach. – Idziemy? – zapytała podchodząc do kominka.
-Panie przodem. – powiedział Ślizgon siląc się na obojętny
ton. Hermiona wzruszyła ramionami i wzięła małą garść proszku z kociołka
stojącego obok. Weszła ostrożnie w palenisko.
-Ministerstwo Magii. – powiedziała głośno i wyraźnie rzucając
pył pod nogi, po chwili zniknęła w zielonych płomieniach. Ciemne korytarze
Ministerstwa były jak zawsze zatłoczone. Prefekt naczelna Hogwartu wyszła
ostrożnie z kominka. Kilka chwil później wyłonił się z niego Draco otrzepując
spodnie z ewentualnego kurzu. – Malfoy?
-Hmmm?
-Wiesz gdzie iść? Bo ja się na Ministerstwie nie znam ani
trochę.
-Nie wierzę. Granger czegoś nie wie i prosi mnie o pomoc? –
zadrwił blondyn. Dziewczyna rzuciła mu tylko lodowate spojrzenie. – No już, nie
morduj mnie tym spojrzeniem bazyliszka. Gdzie najpierw?
-Może najpierw załatwimy pozwolenie na rozgrywki, a potem
pójdziemy po papiery Danaila i Milana. – odpowiedziała. Ślizgon delikatnie
skrzywił się na dźwięk pierwszego imienia, ona jednak tego nie zauważyła.
-To choć. – mruknął i poprowadził ją przez korytarz. Dookoła
pełno było czarodziei, ubranych przeważnie w czarne garnitury lub w przypadku
czarodziejek eleganckie sukienki, czy garsonki. Każdy podążał w swoją stronę
trzymając w ręku teczkę lub plik papierów. Nie wiele się tu zmieniło od jej
wizyty, kiedy była na piątym roku. Bardzo szybko znaleźli się pod windą,
czekali w milczeniu, aż otworzą się drzwi. Kiedy weszli do środka Malfoy od
niechcenia nacisnął jeden z przycisków i oparł się o ścianę, wzrok wlepił w
Gryfonkę.
-Na co się gapisz? – syknęła.
-No na ciebie. – powiedział jakby to była najnormalniejsza i najoczywistsza rzecz.
-Bufon. – blondyn z delikatnym uśmiechem na ustach podniósł
jedną brew.
-Awansowałem z „blond kretyna” na „bufona”? Czuje się
zaszczycony. – powiedział swoim typowym, szyderczo-ironicznym tonem. Hermiona
prychnęła. Kiedy drzwi otworzyły się na odpowiednim piętrze Dracon puścił swoją
towarzyszkę przodem. Departament Magicznych Gier i Sportów znajdował się za
drzwiami na końcu korytarza. Również tutaj Malofy postąpił jak na arystokratę
przystało i otworzył dziewczynie drzwi. Bardzo dziwnie się z nim czuła. W końcu
jakby nie było to oznaka grzeczności i szacunku… ani jedno, ani drugie nie
pasowało do ich relacji. Weszli do kolejnego korytarza pełnego drzwi, dość
szybko udało im się znaleźć te odpowiednie – Smok zapukał. Szybko usłyszeli
kobiecy głos mówiący „Proszę” – wtedy nacisnął na klamkę. Za biurkiem siedziała
przysadzista kobieta, na oko miała trochę ponad 60 lat i ubrana była w
czarno-czerwony kwiatowy kostium w którym niekoniecznie wyglądała dobrze.
-Słucham? – zapytała. Blondyn już otwierał usta żeby
odpowiedzieć, ale brązowooka go ubiegła.
-Jesteśmy delegacją ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w
Hogwarcie. Przychodzimy w imieniu profesora Dumbledora i profesor McGonagall po
pozwolenie na organizację szkolnych rozgrywek w Qudditchu. Nazywam się Hermiona
Granger i jestem Prefektem Naczelnym, mój… - tutaj w oficjalnym tonie pojawiła
się nutka zawahania - …kolega, Dracon Malfoy – jeden z kapitanów szkolnych drużyn. – wskazała a chłopaka. Rzeczywiście słowo „kolega” w ustach Granger
mówiący o NIM to bardzo dziwne zjawisko. Sam zainteresowany poczuł się dosyć nieswojo.
-Czy mogę zobaczyć upoważnienie? – zapytała kobieta mierząc
ich wzrokiem zza swoich czerwonych okularów o bardzo wymyślnym kształcie.
-Oczywiście. – Gryfonka podała jej pergamin. Urzędniczka
uważnie czytała go przez chwilę, w końcu skinęła głową.
– Proszę poczekać. – odpowiedziała i weszła do pomieszczenia
obok. Uczniowie stali w bardzo krępującej ciszy. Przez głowę dziewczyny
przelatywało milion myśli na sekundę.
-„Co się ostatnio dzieje? Czemu on mnie tak traktuje? Nie
jest taki jak kiedyś. Nie nazywa mnie „szlamą” na każdym kroku. W ogóle nie wiem
kiedy ostatnio usłyszałam z jego ust to słowo. Na pewno nie w tym roku
szkolnym. Ostatnimi czasy wszystko się zmieniło.” – myślała Gryfonka.
Przypomniała sobie sytuację na dzisiejszej lekcji eliksirów. Dalej nie umiała
uwierzyć w to że ON tak po prostu jej pomógł. Ba! Usłyszała od niego
„przepraszam”. Drzwi ponownie się otworzyły i do pomieszczenia z powrotem
weszła urzędniczka podsuwając im dokument.
-Proszę podpisać. Imieniem i nazwiskiem. Czytelnie. –
zaskrzeczała. Draco machnął ręką w sposób, który mówił, że Hermiona ma to
zrobić pierwsza. Pani Prefekt wzięła do ręki pióro leżące na biurku i zamoczyła
w atramencie. Kształtnymi literami podpisała się w odpowiednim miejscu po czym
oddała pióro Malfoyowi. On załatwił to kilkoma szybkimi ruchami, od niechcenia.
Następnie odebrali pergamin z pozwoleniem. Gryfonka szybko przebiegła wzrokiem
po tekście i zwinęła w rulon, po czym schował do torebki.
-Dziękujemy. Do widzenia. – powiedziała grzecznie wychodząc.
-Do widzenia. – mruknął cicho jej towarzysz idąc za nią. Skierowali
się z powrotem do windy.
-A ten drugi departament wiesz gdzie jest? – starała się na
jak najbardziej obojętny ton.
-Spokojnie. Nie zgubimy się. Chociaż nie wątpię, że
chciałabyś się przez przypadek ze mną zatrzasnąć w jakimś małym, pustym biurze.
– powiedział swoim zalotnym głosem. – „Po cholerę ja to robię?” – pytał sam
siebie w myślach. – „Opanuj się!”
-Chyba śnisz Malfoy. – kiedy weszli do windy sytuacja się
powtórzyła. On naciska przycisk i opiera się o ścianę wlepiając w nią wzrok, a
ona stara się nie wybuchnąć wkurzona jego zachowaniem.
-Dobra. To teraz na serio Granger. Idziesz gdzieś jeszcze
potem, że się tak odstawiłaś? – Hermiona oniemiała słysząc te słowa.
-Słucham? – przypomniało jej się mimo wszystko, że jest jeszcze
umówiona na 19 z Danailem i musi się przebrać po powrocie w coś bardziej normalnego.
– To czy gdzieś się wybieram to nie twój interes. A ubrana jestem całkowicie
normalnie! – odwróciła głowę w przeciwnym do niego kierunku. Czuła, że niemal
gotuje się ze złości. – „Jak on śmie w ten sposób do mnie mówić?” – nie
zauważyła, kiedy blondyn stanął tuż za nią i nachylił się nad jej uchem.
-Skoro to taki normalny strój to może jutro na szlaban też
się tak ubierzesz? Ja bym nie miał nic przeciwko. – wyszeptał zmysłowo. Poczuła
jego oddech na swojej szyi i zadrżała – nie, na pewno nie z przyjemności. A nawet
jeśli to już na pewno tego przed sobą nie przyzna. Przez głowę szybko
przemknęła jej jedna, niesforna myśl, którą powinna zignorować. Niestety jej silna
wola ją zawiodła. Uległa tej drobnej przyjemności. Odwróciła się w jego
kierunku. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Pomimo, że miała na sobie
szpilki był od niej sporo wyższy – prawie o głowę. Objęła jego szyję delikatnie
przybliżając jego twarz do swojej. Poczuła zniewalający zapach męskich perfum i
jego ręce które spoczęły na jej talii. Musiała z całych sił starać się
opanować, żeby nie zapomnieć się w tej chwili słabości. Przystawiła swoje usta
do jego ucha ocierając się jednocześnie policzkiem o jego twarz. Czuła, że
blondyn wstrzymał oddech, czuła, że zaczarowała go na te kilka krótkich chwil.
Uśmiechnęła się delikatnie i wyszeptała najbardziej zmysłowym głosem na jaki
było ją stać w tamtej chwili.
-Uważaj tylko, żeby nie pobrudzić się szlamem, ty nędzny
arystokratyczny dupku. – w tym momencie drzwi w windzie otworzyły się zanim on
zdążył przetworzyć w głowie słowa Gryfonki i zanim ona zdążyła odsunąć się
przystojnego Ślizgona, który dalej obejmował jej biodra. Malfoy uniósł głowę i
zastygł strwożony. Chłopak jak mógł najszybciej odsunął od siebie Hermione,
która obróciła się przy tym w kierunku drzwi. Ona również stanęła zszokowana i
trochę wystraszona.
-Draco? – powiedziała cicho zaskoczona kobieta. Szybko
przebiegła wzorkiem po Gryfonce, tu przybrała jeszcze bardziej zdziwiony wyraz
twarzy, po czym wróciła do niego. Spojrzenia dwóch par stalowych oczu spotkały
się.
-Witaj matko. – powiedział, czuł jak jego gardło zaciska się
przy wypowiadaniu tych dwóch krótkich słów.
-Dzień dobry. – powiedziała cichutko Hermiona patrząc się na
czubki swoich butów. Oboje szybko wyszli z windy.
-Co ty tu robisz? – zapytała Narcyza.
-My… McGonagall nas wydelegowała do Ministerstwa, żeby
pozałatwiać kilka spraw dla szkoły. Ona… – wskazała ruchem głowy na Gryfonkę. –
…jest Prefektem naczelnym. – powiedział szybko, trochę za szybko. Dziewczyna
czuła głośnie bicie swojego serca. Stała cichutko starając się zapaść pod
ziemię. To była jej wina.
-A to teraz? – pani Malfoy ściszyła głos i spojrzała na syna
z wyczekiwaniem.
-My… my się kłóciliśmy. – palnął przypominając sobie ostatnie
słowa Hermiony w windzie. – „Kurwa. Naprawdę jestem blond kretynem.” – pomyślał
kiedy uświadomił sobie absurdalność swoich słów względem zaistniałej sytuacji.
Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Narcyza uniosła wysoko brwi i o mało
nie parsknęła śmiechem.
-Ah tak? Powiedz mi… często się kłócicie? – zapytała
ironicznie. Jej ton głosu był sympatyczny, wyraźnie rozbawiony. Prefekt
zdziwiła się trochę. Nie spodziewała się takiej reakcji matki Malfoya na to zajście. Jej syn już otwierał usta żeby coś odpowiedzieć (o zgrozo), ale przerwał mu lodowaty męski głos.
-Dracon? – wszyscy odwrócili się w stronę z której dobiegał.
Korytarzem szedł sam Lucjusz Malfoy. Hermiona poczuła jak jej żołądek robi pętelkę i zaciska supeł, a serce podchodzi do gardła. Narcyzie uśmiech spełzł z twarzy, która przybrała obojętny, arystokratyczny wyraz. Sam Smok wyprostował
się i uniósł wysoko podbródek przeczesując palcami niesforne kosmyki włosów, a
następnie poprawiając klapę czarnej marynarki. Gryfonka zlustrowała go
wzrokiem.
-„Naprawdę wygląda jak prawdziwy arystokrata. W każdym calu.”
– przeszło jej przez myśl.
-Witaj ojcze. – odpowiedział równie chłodnym i obojętnym
tonem. Zabrzmiało to bardzo oficjalnie. Miona zadrżała.
-Można wiedzieć co tutaj robisz? – pytanie obniżyło
temperaturę powietrza o kilka stopni.
-„Jeżeli kiedyś mówiłam, że głos młodego Malfoya jest zimny,
lodowaty, pełen pogardy i nienawiści, to wszystko cofam. To nic w porwaniu z
głosem jego ojca.” – pomyślała Hermiona. Miała ochotę zniknąć, chciała uciekać
jak najdalej. Przełknęła jednak ślinę i pozostała niewzruszona na swoim miejscu
starając się nie okazać zdenerwowania.
-Już tłumaczyłem matce. Zostałem wysłany tutaj, żeby załatwić
kilka spraw dla szkoły. – jego głos był opanowany, nie wyrażał cienia emocji.
Lucjusz przeniósł swój wzrok na dziewczynę, zlustrował ją od stóp po czubek
głowy i uniósł lekko brwi.
-Razem z nią? – zapytał niby obojętnie, mimo wszystko każdy
wyczuł nutę pogardy dla Gryfonki.
-Granger jest Prefektem naczelnym. Wszędzie potrzebny jest
jej podpis. – wyjaśnił sucho.
-Prefekt naczelna? – uśmiechnął się pod nosem i jakby z niedowierzaniem kontynuował – To smutne, że Hogwart obsadza tak ważne i odpowiedzialne
stanowiska ludźmi takiego pokroju. – długowłosy mężczyzna świdrował ją swoim
wzrokiem. Hermiona poczerwieniała ze złości. Już otwierała usta, żeby
odpowiedzieć „temu drugiemu zasranemu arystokracie”, ale ubiegł ją Smok.
-Myślę, że to już nie ma znaczenia. – w jego głosie również
było słychać złość. – A co u ciebie, drogi ojcze? Jak kolejna wizyta w Wizengamocie?
– słowa przepełnione były jadem. Blondyni mierzyli się przez chwilę wzrokiem,
stojące obok panie przypatrywały się temu na jednym wdechu.
-Zważ na słowa chłopcze. – wysyczał w końcu Lucjusz. – I nie
zapominaj się, pamiętaj kim jesteś. - popatrzył na swoją żonę, która stała
blada pod ścianą.
-Ty nigdy mi na to nie pozwolisz. – odpowiedział jego syn z
nienawiścią.
- Idziemy, Cyziu? –
mężczyzna udał, że nie słyszał tej kąśliwej uwagi.
-Tak. Czas na nas. – kobiecie wyraźnie ulżyło. Podeszła do
syna i ucałowała go w policzek. – Żegnaj Draco. Zobaczymy się podczas przerwy świątecznej.
-Oczywiście. – odpowiedział. Hermiona nie widziała jego
twarzy, bo stał do niej plecami, ale w jego głosie czuć było nutkę ciepła, co
nie uszło jej uwadze. Narcyza przypatrywała się synowi uśmiechając się w dość
dziwny sposób, ruchem oczu wskazała szatynkę. Dracon tylko prychnął lekko, a
jego matka weszła do windy. Kiedy drzwi
się zamknęły Gryfonka głośno wypuściła powietrze. Smok obrócił się i podszedł do niej.
-Przepraszam za to. – powiedział cicho przeczesując palcami
włosy, jego wzrok utkwił w jej czekoladowych tęczówkach.
-To moja wina. To w windzie…
-To było wredne. – powiedział a na jego twarz wstąpił
delikatny uśmiech. Dziewczyna nie miała pojęcia, skąd ten dobry humor? Blondyn
powoli ruszył w stronę Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. –
Jak na Ślizgonkę przystało. Ty chyba naprawdę chciałabyś zmienić dom. – zakpił.
-A to szuja. – mruknęła pod nosem mimowolnie się uśmiechając.
Szybkim krokiem dogoniła go. – Nie jesteś na mnie zły? – zapytała zdziwiona.
-Zawiedziona? Spotkanie z moją rodzinką było dla ciebie wystarczającą
karą. Poza tym nie tak łatwo mnie ruszyć.
-Doprawdy? W windzie chyba mi się udało. Podobało ci się,
przyznaj. – tym razem to ona przybrała ten denerwujący, pełen kpiny ton.
-Z tobą? Chyba żartujesz. – prychnął. – „Kurwa...nawet nie
masz pojęcia jak bardzo…”
-To do jutra. – powiedziała trochę nieśmiało. Była wtedy taka
urocza.
-To jak? Jutro też się tak ładnie dla mnie ubierzesz? –
zapytał.
-Zapomnij Malofy. Idę do dormitorium i od razu się
przebieram. – trochę krępowało ją to co mówił. Spojrzała na zegar znajdujący
się w korytarzu, przed gabinetem wicedyrektorki do którego trafili z powrotem
również za pomocą sieci „Fiuu”. Wskazywał 18:40. – Muszę już lecieć. Jestem
umówiona. – powiedziała i szybko poszła w swoją stronę.
-Z kim? –rzucił tylko Draco zaskoczony.
-Z Danailem! – odkrzyknęła już z końca korytarza. Dracon
mimowolnie poczuł jak jego pięści się zaciskają. Denerwował go ten zasrany
Bułgar. Czemu w kółko tak się kręci obok niej.
-„Smoku… przestań w końcu tak myśleć o tej Granger. Jest dużo
lepszych tematów.” – skierował się w stronę lochów, a następnie Pokoju
Wspólnego Ślizgonów. Ostatnio rzadko tam bywał, wolał przebywanie samemu ze
sobą, ewentualnie jeszcze Diabłem, w ich wspólnym dormitorium. Pomieszczenie
nie było bardzo zatłoczone, każdy realizował jakieś swoje piątkowe plany. Draco
usiadł na skórzaną kanapę przed kominkiem, odchylił głowę i zamknął oczy.
-Dracusiu! Już wróciłeś? – usłyszał piskliwy głos Astorii.
-„Nie… błagam, zrobię wszystko… tylko nie ona.” – już po
chwili poczuł jak dziewczyna wiesza się na jego ramieniu i zaczyna trajkotać. A
chciał spędzić spokojnie wieczór… Wyłączył się, nie słuchał w ogóle tego co
mówi do niego blondynka. Myślami był w Ministerstwie, w tej nieszczęsnej windzie
w której przez kilka krótkich sekund przestało mu bić serce. Później
przypomniał sobie wczorajszy szlaban na którym zdarzyło się zbyt wiele. Nie
umiał wytłumaczyć tego co się z nim dzieje. To było chore i zdecydowanie mu się
nie podobało.
-Zjeżdżaj stąd Greengrass. – usłyszał lodowaty kobiecy głos.
Otworzył oczy. Stała przed nim czarnowłosa dziewczyna ubrana w szkolny
mundurek.
-Bo co? Niby czemu mam się ciebie słuchać? – fuknęła blondynka.
Tym razem wtrącił się Malfoy.
-Nie zapominaj się. Pansy to moja przyjaciółka, więc skoro
każe ci zjeżdżać to masz po prostu kurwa zjeżdżać! Zbyt trudne?! – krzyknął.
Astoria potulnie zeszła z kanapy i odeszła w stronę dormitorium dziewcząt. Nie odezwała
się już słowem. – Jesteś moją wybawicielką. – powiedział do brunetki.
-Wiem. – dziewczyna usiadła obok. – Cóż się stało, że
szanowny pan Dracon Malfoy zawitał w nasze skromne progi?
-Nie wiem co mi odbiło. Ale jak widać dość szybko zostałem
ukarany.
-Czemu po prostu jej nie powiesz, żeby się odwaliła?
-A myślisz, że nie mówiłem? Jej mózg chyba całkiem się
wypalił od tego lakieru do włosów. Wiesz jak to śmierdzi? Raz przy śniadaniu myślałem,
że zemdleje przez tą idiotkę.
-Dobrze wiesz, że i tak ci nie współczuję. – prychnęła Parkinson.
-Wiem, ale lubię sobie ponarzekać. – uśmiechnął się pod nosem
Draco. – Co słychać?
-Jakoś się toczy. Jutro robisz nabór do drużyny?
-Mhm. O 15, potem zaraz trening. Ale szukam tylko graczy na
wolne miejsca, resztę składu zostawiam, więc nie musisz się martwić, że ktoś
cię wygryzie.
-Niby kto? Dobrze wiesz, że jestem najlepszą ścigającą w
całym Hogwracie. – powiedziała dumnie lekko się uśmiechając.
-Powiedz to przy Diable. Chętnie popatrzę jak się kłócicie. –
zaśmiał się blondyn. Pansy mu zawtórowała. O jej kłótniach z Zabinim na temat
ich zdolności krążyły już legendy. Raz nawet, w przypływie furii, rozbiła
chłopakowi na głowie wazon z kwiatami.
-A co u ciebie? – zapytała go dziewczyna łagodnym tonem.
-Żyje, jak widać.
-A jak twoje szlabany z Granger? – Draco przewrócił oczyma.
-Co jest z wami? Czy to jest dla każdego obowiązkowe pytanie,
które musi mi zadać?
-No wiesz. Codzienność to to nie jest…
-Normalnie. – Ślizgonka uniosła brew.
-Normalnie? No sorry, ale spędzasz z nią każdy wieczór w tym
tygodniu. Dużo słów tutaj pasuje, ale na pewno nie „normalnie”.
-A co cię to interesuje? Granger, jak Granger, zostały
jeszcze tylko 2 dni i w końcu będę miał święty spokój. – wstał z kanapy
naburmuszony i skierował się w stronę wyjścia. – Idę do siebie. – rzucił i
wyszedł z Pokoju Wspólnego. W jego głowie obijały się jego własne słowa : „…zostały
jeszcze tylko 2 dni…”. Martwiło go, że jakoś nie cieszy się z tego powodu.