Już o 21:55 Hermiona stała w holu pod Wielką Salą i czekała
na swojego towarzysza niedoli. Chłopak był idealnie punktualny, przyszedł
dokładnie o 22.
-Idziemy? – zapytał obojętnym tonem nie patrząc się nawet
Gryfonkę.
-Mhm. – mruknęła i oboje ruszyli w stronę wyjścia z zamku.
Noc była pogodna, na niebie mieniły się miliony gwiazd nieprzysłonięte ani
jedną chmurką. Księżycowi brakowało kilka dni do pełni. Od czasu do czasu
powiewał chłodny wiatr. Gdy musnął tylko policzki Hermiony przypomniała sobie,
że miała wybrać się do Hogsmeade po nowy mundurek. Na ten rok miała tylko dwa
komplety, przy czym sweterek jednego z nich był dość zniszczony, a ciepłe
ubranie będzie jej potrzebne biorąc pod uwagę, że to już ostatnie ciepłe wrześniowe
dni. Okrążyli dziedziniec w ciszy i powolnym krokiem skierowali się na most
prowadzący na błonia. Atmosfera pomiędzy nimi była ciężka i bardzo napięta.
Gryfońska duma nie pozwalała odezwać się Hermionie pierwszej. Tymczasem Malfoy
pamiętając podsłuchane słowa dziewczyny z przed kilku godzin nie miał pojęcia
jak się odezwać, żeby nie doprowadzić dziewczyny do szału.
-Już wszystko w porządku Granger? – zapytał w końcu. Za
wszelką cenę chciał przerwać tą ciszę, która aż dzwoniła w ich uszach.
-A co cię to obchodzi? – odpowiedziała zjadliwie.
-Bo jeżeli źle to lepiej od razu idź do Skrzydła Szpitalnego,
żeby nie musiał Cię tam nieść. – fuknął. – „Kurwa, Malfoy… miałeś być miły…” – pomyślał.
Chociaż nie był pewny czy potrafi to zrobić. – „Cholera. To tylko Granger. Po
co się tak starasz?” – Przeszli przez most i wyszli na szkolne błonia. Wtedy
dziewczyna się cicho odezwała.
-Malfoy…
-Hmm? – Hermiona wzięła głęboki wdech.
-Dziękuje za to wtedy… że mi pomogłeś… - wykrztusiła. Dracon
zdziwiony spojrzał na nią, dziewczyna ewidentnie unikała jego wzroku. Zmusił się
na miły ton głosu.
-Nie ma sprawy.
-Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała niepewnie patrząc się na
czubki swoich butów zmoczonych od rosy, która już pojawiła się na trawie.
-A jak miałem się inaczej zachować? Zostawić cię taką chorą?
Dobić? – odpowiedział ironicznie.
-To już by było bardziej do ciebie podobne. – skwitowała.
Chłopak zacisnął mocno pięści co nie uszło jej uwadze.
-Słuchaj, ja wiem, że od pierwszej klasy byłem dla ciebie
straszny, ale…
-Nie Malfoy! Nic nie rozumiesz! – wybuchła dziewczyna.
-„No i masz co chciałeś idioto!” – powiedział sobie w duchu
blondyn. – „Teraz się zacznie.”
-Przez ostatnie 7 lat dręczyłeś mnie na każdym kroku.
Zatruwałeś życie jak tylko się dało. A to co się wydarzyło ostatnio, podczas
wojny. – przerwała na chwilę. – To co się wydarzyło w Twoim domu… - wyszeptała.
Czuła ucisk w gardle, do oczu napływały jej łzy. – … wtedy jakoś stałeś
bezczynie. – mówiąc ostatnie słowa Gryfonka spojrzała z nienawiścią prosto w
oczy arystokraty, któremu aż przeszedł dreszcz po plecach.
-Nie mogłem wtedy nic zrobić. – Hermiona prychnęła i
przyśpieszyła kroku. Draco złapał ją za rękę zmuszając, żeby obróciła się w
jego stronę. – Rozumiem, że moje słowa tak naprawdę gówno znaczą, ale… - tutaj
wziął głęboki oddech - … czy jest coś co mogę zrobić, żeby wynagrodzić tobie
chociaż ułamek tego co przeszłaś? – Gryfonka patrzała na niego nie dowierzając –
„Kurwa! Co ty do cholery jasnej robisz? Co ty mówisz?” – karcił siebie w
myślach Draco. Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć spuścił głowę na
dół i wyminął ją idąc dalej przez błonia. Dziewczyna dość szybko do goniła i
zrównała krok. Dalej szli w ciszy.
-Sprawdzamy sowiarnie? – zapytała kiedy przechodzili obok
wysokiej wieży.
-Mhm. – mruknął potwierdzająco. – Zostań tu, ja sprawdzę
środek. – powiedział kiedy wspięli się już na górę. Hermiona została sama,
podeszła do barierki na samym szycie schodów, oparła się o nią rękoma i
spuściła głowę. Starała się ogarnąć wszystko to co się dzieje między nią a
Malfoyem, ale nie bardzo jej to wychodziło. Po chwili wyczuła, że chłopak staje
obok niej. Usłyszała charakterystyczny trzask odpalanej zapalniczki. Zerknęła na
niego kotem oka. Ślizgon odpalał papierosa. Zaciągnął się głęboko i wypuścił
dym opierając się o balustradę obok Hermiony.
-Palisz? – zapytała zdziwiona.
-Czasem… - odpowiedział wkładając zapalniczkę do paczki
papierosów. Hermiona wzięła ją od niego. Zdziwiony Draco nawet nie zdążył
zareagować. Dziewczyna wyjęła jednego i odpaliła.
-Granger? Ty? – blondyn stał wmurowany. – Zawsze miałem cię za
największą cnotkę w Hogwarcie.
-Bo taka byłam. – uśmiechnęła się wypuszczając dym z ust.
Przypomniała jej się sama końcówka wakacji, które spędziła z mugolskimi
przyjaciółmi starając się zapomnieć. To David i Patrick nauczyli ją palić. –
Ale przez ostatnie miesiące bardzo wiele się zmieniło. Szczególnie po wojnie,
kiedy wróciłam do domu i starałam się zapomnieć o… o wszystkim. – skwitowała
nie chcąc znowu poruszać bolesnego tematu. Malfoy i tak zrozumiał co miała na
myśli.
-Rozumiem. – wyszeptał. Zaległa między nimi cisza, ale
zupełnie inna niż wcześniej. Nie przeszkadzała, nie drażniła, była całkowicie
naturalna.
-Postaram się. – powiedziała w końcu Hermiona na co on, aż
się wzdrygnął i spojrzał na nią pytająco. – Nie wiem czy dam radę ci wybaczyć,
a już na pewno nie zapomnieć. Ale spróbuję dać Ci drugą szansę. – chłopak już
otwierał usta, ale ona nie dała mu odpowiedzieć. – Pamiętaj tylko, że jeżeli
mnie oszukujesz to pożałujesz tego. – jej głos nie pozostawiał żadnych
wątpliwości, mówiła całkowicie poważnie.
-Nie boisz się? – zapytał po chwili.
-Czego?
-No bo co powiesz Potterowi i tym dwóm wiewiórkom?
-To moja sprawa co im powiem. – odburknęła. Nie wpadła na to.
Przecież jej przyjaciele będą wściekli jak się dowiedzą, że „pogodziła się” z
Malfoyem. I wcale im się nie będzie dziwić. Ona sama już jest na siebie zła, że
to wszystko robi. – A to co powiesz swoim?
-Ja? A niby komu mam o tym mówić? Diabeł już sam cię polubił,
a reszta mnie nie obchodzi.
-A twoi rodzice? – na to pytanie Malfoy spiął wszystkie
mięśnie.
-Nie rozmawiajmy o moich rodzicach. – widząc reakcje chłopaka
Hermiona przystanęła na to mimo zaciekawienia. Zaczęli powolutku schodzić ze
schodów sowiarni. Szli jeden obok drugiego, oboje zamyśleni. Zegar na
dziedzińcu wybił 23:00.
-Chodźmy w kierunku jeziora. – zaproponowała Gryfonka.
Skierowali się w tamtą stronę.
-Jeżeli chcesz możemy na razie udawać przed Potterem i
resztą, że jest po staremu. Do momentu, aż coś się wymyśli.
-Oszalałeś? To są moi przyjaciele. Dlaczego niby miałabym ich
oszukiwać? – oburzyła się Miona.
-Oh, już dobrze, nie spinaj się tak. Zaproponowałem tylko,
żebyś nie miała w razie czego z nimi problemów. – dziewczyna spojrzała na niego
podejrzliwie i myśląc o tym co powiedział.
-No dobrze, ale tylko przez jakiś czas. I masz nie przesadzać.
A jak komuś o tym powiesz…
-Zluzuj Granger. – uśmiechnął się pod nosem. I tyle było z jej
oporu i szlachetności wobec przyjaciół. Mimo wszystko zupełnie ją rozumiał.
Jest bardzo odważna i dużo ryzykuje dając mu drugą szansę. – „Tylko nie
spierdol tego Malfoy.” – pomyślał. Dochodzili już do jeziora w tafli którego
odbijał się księżyc. Widok był niesamowity.
-Możemy tu usiąść na chwilę? – zapytała Gryfonka siadając pod
drzewem rosnącym najbliżej brzegu.
-Pewnie. – mruknął i usiadł obok niej również opierając się o
pień. Milczenie przerwała Hermiona.
-Malfoy…
-Mhm?
-Tylko nie spierdol tego, ok? – Draco spojrzał na nią
zaskoczony. Przez chwilę nawet podejrzewał, że dziewczyna potrafi czytać w
myślach. Uśmiechnął się w końcu pod nosem.
-A jeżeli spierdolę to złamiesz mi nos jak w trzeciej klasie?
-Żebyś wiedział.
-Ok. W takim razie będę grzeczny. – powiedział z typową dla
siebie kpiną w głosie. Ze strony jeziora powiał bardzo chłodny wiatr.
Dziewczyna zapięła swoją bluzę pod samą szyje i skuliła nogi obejmując je
rękoma.
-Zimno ci? Znowu? – zapytał.
-Troszkę. Przeżyję. – blondyn mimo to przyłożył rękę do jej
czoła.
-Przynajmniej tym razem nie masz gorączki.
-Dam sobie radę, ok? – powiedziała mrużąc gniewnie oczy.
-Niech ci będzie. – wzruszył ramionami.
-Kiedy zaczynacie treningi? – mruknęła.
-Serio cię to interesuje? – uniósł zaskoczony brwi.
-Nie, ale moglibyśmy pogadać o czymkolwiek normalnym to czas
szybciej zleci. – chłopak zaśmiał się cicho.
-W najbliższą sobotę rano chyba zorganizuję nabór na wolne
miejsca, a wieczorem pierwszy trening.
-Blaise też gra w tym roku? – Draco spiął się trochę. Nie spodobało
mu się to, że Hermiona mówi o jego przyjacielu po imieniu. Oznaczało to, że są
dosyć blisko. Nie wiedział czemu, ale przeszkadzało mu to.
-Tak. Jako rozgrywający. – kolejny podmuch zimnego wiatru
sprawił, że Gryfonka zadrżała i mocniej się skuliła. Chłopak widząc to wahał się
tylko chwilę i rozpiął swoją czarną bluzę.
-Co robisz Malfoy? – zapytała kiedy bez pytania przysunął ją
do siebie i przytulił opatulając z jednej strony swoim ramieniem.
-Nie marudź. Zostało nam jeszcze 2,5 godziny. Znowu
zachorujesz i jeszcze pomyślą, że specjalnie coś robię, żeby cię wykończyć. A tym
razem nie oddam ci jej całkowicie bo też mi chłodno. – powiedział siląc się na
obojętny ton. Dziewczyna już nie protestowała, znajdowała się w potrzasku
pomiędzy ramieniem i bluzą Dracona, a jego ciepłym i umięśnionym ciałem.
Poczuła jak się rumieni, dziękowała samej sobie, że zostawiła dziś włosy
rozpuszczone, więc mogła choć trochę zakryć swoje policzki.
-Ładnie pachniesz. – powiedziała cicho i zaraz skarciła się
za to w myślach. Zaskoczony Ślizgon uśmiechnął się z niedowierzaniem.
-To miał być wstęp do podrywu?
-Oszalałeś? – oburzyła się brązowooka starając się odsunąć.
Rumieniła się przy tym jeszcze bardziej.
-Uspokój się. Tylko żartuje, ok? – powiedział i zamiast ją
wypuścić przycisnął do siebie mocniej. Dziewczyna ostrożnie położyła głowę na
jego torsie wdychając zniewalający zapach męskich perfum.
-„Nie wierzę, że to się dzieje.” – pomyślała.
-„Czemu ja to robię?” – zapytał siebie
Malfoy. Siedzieli tak dalej patrząc się w mieniącą się tafle jeziora, słuchając
szumu drzew i bicia własnych serc. Oboje za wszelką cenę nie chcieli się
przyznać przed sobą samym do jednego: było im w tym momencie bardzo dobrze.
Blaise Zabini siedział w swoim dormitorium i właśnie kończył
pisać ostatnią pracę domową. Przeciągnął się leniwie i podszedł do barku z
którego wyjął kryształową szklankę i
butelkę Ognistej Whisky. Nalał sobie trochę bursztynowego płynu i dodał dwie
kostki lodu. Pociągnął łyk i podszedł do
okna. Była piękna, bezchmurna noc. Przejechał wzrokiem po szkolnych błoniach i
zatrzymał się przy jeziorze. Pod jednym z drzew siedziały dwie osoby
przytulając się nawzajem.
-Czy to…? Nie... nie, na pewno nie. –
mówił sam do siebie z niedowierzaniem. Męska postać się ruszyła, blask księżyca
przez moment oświetlił jego platynowe włosy. Ręką przejechał dziewczynie po
głowie odgarniając z twarzy długie loki. Diabeł zaśmiał się. – Smoku… ten
szlaban to dla ciebie jak wygrana na loterii. – powiedział i pociągnął ze szklanki
łyk alkoholu.
Hermiona czekała na Ginny w holu głównym. Miały się spotkać i
iść do Hogsmeade po mundurek dla szatynki. Dzień w szkole minął jej bardzo
szybko i spokojnie. Przez wszystkie lekcje myślała o wczorajszym szlabanie z
Malfoyem. Kiedy o 2 w nocy skończyli patrol odprowadził ją pod drzwi jej
dormitorium. Oboje byli bardzo zaspani i trochę skrępowani sobą nawzajem. Do
tej pory jeszcze czuła palce Ślizgona dotykające jej czerwonego policzka, kiedy
odgarniał jej kosmyki. „Ładniej ci bez włosów na twarzy” – powiedział z nutą
ironii w głosie. Widać było, że jednak szybko pożałował tego co powiedział, bo
niemal od razu skrępowany odwrócił wzrok.
-Już jestem. – powiedziała ruda dziewczyna dźgając ją
delikatnie palcem w bok.
-Uhum. Chodźmy. – odpowiedziała Hermiona. Dzień był bardzo
pochmurny i wietrzny. Pani Prefekt zapięła swoją skórzaną kurtkę i schowała
połowę twarzy w chuście w kolorze czerwonego wina.
-Jak było wczoraj na szlabanie z Malfoyem? – zapytała z
wyraźną kpiną w głosie jej przyjaciółka.
-A jak myślisz? – odburknęła.
-Myślę, że bardzo przyjemnie i romantycznie. – westchnęła Ginny.
Hermiona, aż się zatrzymała zdziwiona.
-„Szlag. Widziała nas.” – pomyślała tylko i zaczęła szukać
jakiegoś dobrego wytłumaczenia na swoje zachowanie.
-Oh, już przestań. Żartuje przecież. Wiesz, że ci współczuje
tego wszystkiego. Dupek cię podpuścił na korytarzu, a teraz musisz się z nim
męczyć… - na te słowa Hermiona odetchnęła w duchu z ulgą. Przytaknęła i ruszyła
dalej.
-A jak z Harrym? – zapytała Miona. Wiedziała, że to dość
drażliwy temat.
-Nie wiem. Od kiedy się rozstaliśmy niby wszystko jest w
porządku. Przyjaźnimy się i wszystko jest fajnie. Tylko mimo wszystko nie wiem,
czy to nie skończy się na tym, że wrócimy do siebie.
-A chcesz tego? – Ginevera westchnęła głośno.
-Nie wiem Hermi. Niby dobrze mi było przy nim i gdyby nie ta
wojna to może dalej bylibyśmy razem, ale jak teraz o tym myślę to nie wiem czy
jestem w stanie go tak kochać jak kiedyś. Czy jestem w stanie go kochać inaczej
niż jak barta. Coś się po wojnie zmieniło w nas, że zaczęliśmy na siebie
patrzeć zupełnie inaczej, ale nie wiem co. – ostatnie zdanie pasowało Hermionie
nie tylko do sytuacji Ginny i Harrego.
-Wojna zmieniła nas wszystkich. Tego nie da się ukryć. –
mrukneła zachmurzona. Kiedy doszły do Hogsmeade skierowały się prosto do sklepu
z ubraniami w którym sprzedawano również mundurki Hogwartu. Hermiona
przymierzyła gryfoński komplet.
-I jak? – zapytała Ginny zza parawanu w szatni. Szatynka
przejrzała się w lustrze i pokazała przyjaciółce.
-To mój stary rozmiar. Spódniczka na długość jest idealna,
ale mam ją trochę za szeroką w pasie. Sweter też mógłby być minimalnie węższy.
-To weź mniejszy rozmiar. Jaki problem?
-Taki, że spódniczka będzie krótsza.
-No i co z tego? Wiem, że najchętniej byś chodziła w habicie
zakonnicy, ale myślę, że mniejsza będzie pasować idealnie. Poza tym masz
świetne nogi i mogłabyś też je czasem pokazać. – Hermiona już otwierała usta,
żeby coś powiedzieć, ale ruda nie dała jej dojść do głosu i zawoła
ekspedientkę. – Przepraszam, czy możemy prosić mniejszy rozmiar tej gryfońskiej
szaty? – kobieta kazała im chwilę poczekać.
-Przykro mi, ale w tej chwili nie mamy ich na stanie. Mogę za
to dać do przymiarki komplet z innego domu, jeżeli będzie pasował to w ciągu
kilku dni przyślę pani sową gryfońską.
-Dobrze. Poprosimy. – odpowiedziała Weasley.
-Dziękuje, że dajesz mi podjąć decyzje. – syknęła Hermiona.
-Nie ma za co. – ekspedientka przyszła z nowym strojem.
-Dziękuje. – odpowiedziała Miona i wzięła ubrania.
Sprzedawczyni uśmiechnęła się i odeszła.
-Dziękujesz za ślizgońskie stroje? – prychnęła młodsza
Gryfonka – Ja bym tego kijem nie dotknęła.
-Mam przymierzyć ten rozmiar czy nie? – fuknęła starsza i
zasłoniła się parawanem. Kiedy wyszła Ginny klasnęła w dłonie.
-Idealnie.
-Na pewno? Nie jest…
-Nie, nie jest za krótka. Gdyby nie kolor wyglądałabyś bosko.
-Niech ci będzie. Idę zapłacić i zapytać się kiedy dokładnie
bym dostała szkarłatną.
-Dobra. – odpowiedziała przyjaciółka i zaczęła przeglądać
ubrania będące najbliżej przymierzalni. Hermiona przeszła przez cały, dość duży
sklep w kierunku kasy. Z daleka widziała, że ekspedientka wchodzi na zaplecze.
Jeszcze raz spojrzała na spódniczkę, którą dalej miała na sobie i swoje odsłonięte
nogi.
-„Na pewno nie jest za krótka?” – pomyślała. W tym momencie zderzyła się z kimś. Zachwiała się na
chwilę. Silna ręka objęła ją w pasie. Poczuła znajomy zapach męskich perfum.
-Przepra…- zaczęła Hermiona ale zamilkła gdy zobaczyła stalowe
tęczówki oczu wpatrujące się w nią. Kosmyki blond włosów opadające na bladą
twarz. Miękkie usta o idealnym kształcie. Wszystkie jej mięśnie się spięły. Serce
zaczęło szybciej być. Szybko odskoczyła od niego. Czuła jak się rumieni. Ślizgon
stał przez chwilę zbity z tropu wpatrując się w dziewczynę. Zmierzył ją
wzrokiem zatrzymując się chwilę na spódniczce. – Na co się gapisz? – warknęła.
-Granger? – zapytał zdziwiony.
-Jak widać! Coś ci nie pasuje? – zza pleców Malfoya wyłonił
się czarnoskóry chłopak i uśmiechnął przyjaźnie.
-Co ty masz na sobie? Zamierzasz zmienić dom? – zaśmiał się.
Na jego widok dziewczynie trochę ulżyło. Czuła się zdecydowanie bezpieczniej
gdy nie była z blondynem sam na sam.
-Tyko przymierzam rozmiar. Ok? – powiedziała już bardziej
spokojnym tonem. W tym momencie z zaplecza wyszła sprzedawczyni.
-Ta szata jest dobra. Kiedy bym dostała gryfońską? –
powiedziała Hermiona kładąc pieniądze na blacie.
-Przyślę w ciągu najbliższych trzech dni. – kobieta uśmiechnęła
się i podała jej rachunek. Szatynka podziękowała i odeszła w stronę
przymierzalni. Nie zdążyła jednak zrobić kilku kroków kiedy usłyszała za sobą
głos Zabiniego.
-Dobra? Dobra to mało powiedziane. Jest idealna! Hermiono
czemu nie zakładasz takich spódniczek jak mamy wspólne spotkania, albo patrole?
– zapytał zalotnym tonem dając Malfoyowi kuksańca w bok. – A może ubiera się
tak na szlabany z tobą, Dracusiu? – Hermiona pokazała drugiemu Prefektowi język
i odeszła.
-„Dziwne. Czy mi się wydawało, czy Malfoy przed chwilą był
lekko zaczerwieniony… Nie. Przestań. Przywidziało ci się.” – wróciła do
przymierzalni i przebrała się w swoje ciuchy nie wspominając o niczym Ginny. Wyszły
ze sklepu omijając dwojga Ślizgonow. Zabini szukał czegoś na dziele męskim, a
blondyn czekał na niego oparty o ścianę patrząc ukradkiem na jedną z Gryfonek.
Rozdział wyszedł trochę długi jak na mnie, ale myślę, że to dobrze. Bardzo proszę o komentarze :)
ogólnie mega dziwne jest czytanie rozdziału od środka, nie wiem co mnie naszło;p
OdpowiedzUsuńdo całości wrócę :P o tym rozdziale mogę powiedzieć, ze jest całkiem fajny. Masz dobry styl, żadne błędy mi nie wpadły w oko. Historia też ciekawie się rozkręca ;)
Pozdrawiam Syntia
Super:-)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać parę dni temu i już wiem że to opowiadanie robi się coraz lepsze. Czekam na kolejne części, przepraszam za brak komentarzy pod poprzednimi rozdziałami, od teraz będę komentowała już każdy kolejny rozdział. Dużo weny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Świetny rozdział, no i dłuższy od poprzedniego. Bardzo się cieszę, że postanowiłaś wrócić. :) Podoba mi się relacja Hermiony i Draco, no i coś się między nimi dzieje!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Jeśli będziesz miała ochotę, zapraszam na mojego bloga dramione: niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/
Pozdrawiam, M.