piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 8

Kubek ciepłej herbatki i pisanie nowego rozdziału idzie jak z płatka :) Mam nadzieję, że z niczym nie przesadziłam i rozdział wam się spodoba. Komentujcie proszę! Jak tak dalej pójdzie będę musiała chyba poszukać sobie bety, bo co jak co, ale sprawdzać rozdziału samej po sobie to ja ani nie umiem, ani nie lubię ;)



Pluła sobie w brodę za to jak się zachowała na ostatnim szlabanie. Malfoy pogrywał w jakieś typowe dla niego arystokratyczne gierki, a ona mu na to pozwalała. Tak nie mogło być dalej. Jej znajomość z nim musi wrócić do dawnego stanu rzeczy.
-„Ale jak w takim razie był sens tej wojny skoro wszystko ma zostać takie samo. Czy to nie właśnie równość wśród czarodziejów była jedną z rzeczy o które walczyliśmy i na których nam zależało? O zburzenie murów i uprzedzeń? Przestań. To Malfoy. Jego mur jest kilometrowej długości i zrobiony z zimnej stali. Dokładnie takiej jak jego oczy…”
-Uhh…przestań. – wściekła mruknęła do siebie pod nosem, kiedy zrozumiała, że myśli o oczach tego idioty.
-Hermiona, mówisz sama do siebie? Wiesz, że to jest pierwszy objaw choroby psychicznej? – zapytał Harry z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna uniosła wysoko brwi z kpiną na twarzy.
-Ze wszystkich tu zebranych mi chyba najdalej do choroby psychicznej. – powiedziała. Siedziała w Pokoju Wspólnym Gryfonów razem Harrym, Ronnem i Ginny. Siedzieli przy stoliku niedaleko kominka odrabiając swoje zadania domowe. Brązowowłosa była akurat w trakcie pisania eseju na eliksiry dla Slughorna, czym zajmowali się również (a przynajmniej chcieli) chłopcy. Ruda za to pochylała się nad podręcznikiem z zielarstwa zakuwając regułki przed jutrzejszym sprawdzianem. – Zamyśliłam się po prostu, ok?
-Nie ty jedna. Harry też co chwila odlatuje. To chyba nie jest najlepszy dzień na naukę. – powiedziała panna Weasley patrząc na Harrego.
-Też, tak sobie myślałem… - zaczął Wybraniec.
-Nawet tobie się czasem zdarza. – przerwał mu kpiąco rudy przyjaciel. Potter żartobliwie rzucił mu urażone spojrzenie i kontynuował.
-Tak sobie myślałem, że od pierwszej klasy, kiedy się poznaliśmy, co roku się w coś pakowaliśmy. Żadna klasa nie upłynęła nam spokojnie, bez rewelacji, za każdym jednym razem coś robiliśmy, na coś się narażaliśmy. Przez te kilka lat złamaliśmy prawie wszystkie poważne zakazy punkty szkolnego regulaminu. A wszystko co się działo sprowadzało się do jednego: Voldemorta i walki z nim. A teraz? To już koniec. Nie ma go, a my przeżyjemy prawdopodobnie zwykły, normalny rok szkolny w Hogwarcie. Tak jak na porządnych uczniów przystało.
-Jedyny taki w naszym życiu. – zaśmiała się Hermiona. Wszyscy poczuli dziwne uczucie w klatce piersiowej. Harry miał racje. Wraz z końcem wojny i śmiercią Voldemorta skończył się bardzo ważny etap w ich życiu. Był on mroczny i strasznie niebezpieczny, ale też pełen przygód, dający wiele niezapomnianych wspomnień.
-Jak sobie tak przypomnę co my robiliśmy przez ostatnie 7 lat, to się tylko zastanawiam jakim cudem my jeszcze żyjemy? – odezwał się Ronald.
-W sumie. Jak tak mówisz to rzeczywiście, chyba jechaliśmy cały czas na jednym wielkim farcie. – westchnęła Prefekt naczelna.
-A teraz już koniec pakowania się w tarapaty. – westchnął brunet. Odchylając się na krześle do tyłu i przeciągając leniwie.
-No, tego to bym nie powiedziała. Tak się składa, że nasza Hermiona już na samym początku roku wzięła się za kontynuowanie w tradycji. Przez cały tydzień, codziennie o 18, tak? – powiedziała kpiącym tonem Ginny szczerząc się w stronę przyjaciółki.
-Ani mi nie mów. Już mam dość, a mam dopiero za sobą 3 szlabany. Zostały jeszcze 4.
-Nie ciesz się tak bardzo. – zaśmiał się Ron, a dziewczyna pokazała mu język. Zerknęła na zegar. Była 17:25, kolacja zaczynała się o 17:30.
-Idziemy jeść? – zapytała.
-Tak wcześnie? – odpowiedziała jej przyjaciółka.
-Jak już wcześniej zauważyłaś mam bardzo ważne spotkanie o 18, a nie chcę iść głodna.
-Ah. No tak. Chodźmy w takim razie.
-To wy idźcie, a my tylko zaniesiemy swoje książki do dormitorium. – powiedział Harry, kiedy z Ronem zbierali swoje rzeczy. Hermiona wrzuciła wszystko do dużej, czarnej torby ze sztucznej skóry, którą miała przy sobie. Odniesie ją do siebie po kolacji, przy okazji się przebierze. Kiedy były w połowie drogie do Wielkiej Sali dognili je chłopcy.
-Cholernie trudne do wypracowanie na eliksiry, co nie Miona? – zaczął rudy.
-Zapomnij Ronaldzie. Nie jest wcale takie trudne. Wszystkie informacje masz w książce. Poza tym ja muszę dokończyć jeszcze swoje i nie mam czasu na zajmowanie się jeszcze twoją pracą. Przez tego blond kretyna w ogóle mam teraz mało czasu na cokolwiek. – powiedziała kiedy byli już w holu i zbliżali się do drzwi Wielkiej Sali.
-Jak już kogoś obgadujesz Gragner to upewnij się przynajmniej, że nie stoi za Twoimi plecami. – syknął blond kretyn, który akurat wyszedł z lochów i szedł w kierunku grupki przyjaciół. Hermionie dreszcz przeszedł po plecach. Obok niego szedł czarnoskóry władca piekieł.
-Cześć Blaise. – Gryfonka postanowiła udawać, że nie widzi obiektu, jej wcześniejszej wypowiedzi.
-Witam, witam. – uśmiechnął się czarująco Diabeł i przejechał ręką po jej brązowych lokach, gdy przechodził obok. Dracon widząc to prychnął teatralnie i otworzył z rozmachem drzwi za którymi wśród głośnych rozmów kolację jedli uczniowie Hogwartu.
-Co to było? – zapytał zszokowany Ron, gdy Ślizgoni zniknęli za progiem.
-Zabini jest naprawdę w porządku. Zmienił się bardzo. Pozatym oboje jesteśmy naczelnymi, więc wypadało żebyśmy się dogadywali. – wytłumaczyła. Mimo to przyjaciele patrzyli na nią z powątpiewaniem.
-No co? Wiem, że to… Zabini… - nie chciała mówić nic na temat śmierciożerczej przeszłości chłopaka - … ale myślę, że dopóki jest wobec mnie miły i nic nie kombinuje to chyba mogę traktować go tak samo.
-Jesteś z nasz wszystkich najmądrzejsza i pewnie masz rację… ale i tak uważaj. – powiedział Wybraniec obejmując przyjaciółkę ramieniem.
-Wiem Harry. – odpowiedziała i weszli do Wielkiej Sali.
-Na Salazara! Czy ja też mam zacząć nazywać Cię „blond kretynem”, żebyś w końcu zwrócił na mnie uwagę i zaczął słuchać? – Zabini starał się sprowadzić przyjaciela na ziemie.
-Hmmm? – mruknął w końcu pytająco Dracon.
-Nie „hmmm” tylko ogarnij się. Od kiedy siedliśmy wpatrujesz się w nią i nic do ciebie nie dociera. I jajecznica już ci całkiem wystygła. – Malfoy spojrzał krytycznym okiem na swój talerz. Wziął z niechęcią widelec i zaczął powoli jeść.
-Strasznie wkurwia mnie ta Granger. – powiedział po przełknięciu pierwszego kęsa.
-Jak dla mnie powiedziała po prostu to, o czym wiemy wszyscy. – zaśmiał się Blaise co spotkało się z mrożącym spojrzeniem przyjaciela.
-Ona jest teraz z tym Potterem? – zapytał.
-A czemu niby?
-Widziałeś jak ją obejmował jak weszli?
-Zazdrosny? – zapytał Diabeł teatralnie poruszając brwiami.
-Chyba kpisz. Tak się zastanawiam… - prychnął blondyn.
-Słuchaj. To są przyjaciele. A przyjaciele się nawzajem czasem obejmują. Chociaż tobie zdarza się mnie obejmować tylko jak wypijesz za dużo Ognistej i nie potrafisz sam dojść do łóżka. – zakpił Prefekt.
-Wiem, że na mnie liczysz i chciałbyś czegoś więcej, ale zapomnij. – odpowiedział Draco nie chcąc pozostać dłużnym. W tym momencie zauważył, że brązowowłosa Gryfonka wstaje od swojego stołu i żegna się z przyjaciółmi dając każdemu buziaka w policzek. Zauważył, że siedzący obok niego Ślizgon już otwiera usta, żeby coś powiedzieć.
-Zapomnij Zabini. Całować też się z tobą nie będę. – powiedział Draco. Uśmiech przyjaciela zamienił się w grymas zawodu. Bynajmniej nie z powodu, że jego przyjaciel „dał mu kosza”, ale dlatego, że nie zdążył mu dopiec przy tak wyśmienitej okazji. Hermiona założyła swoją torbę na ramię i spojrzała z pogardą na Malfoya, a później na zegar znajdujący się w sali. Zrozumiał aluzje, wskazówki pokazywała 17:45. Pora było się zbierać na szlaban. Dziewczyna nie czekając na jego reakcję skierowała się do wyjścia. – Muszę się zbierać. – rzucił „blond kretyn” do kolegi i odszedł od stołu.
-Miłego wieczoru życzę! – krzyknął do kolegi. Malfoy dogonił dziewczynę na schodach. Dopiero kiedy znalazł się obok niej zadał sobie pytanie po cholerę tak  biegł. Mógł przecież iść z sam. Było już jednak za późno. Przeszli w ciszy korytarz i weszli na ruchome schody, które powoli przesuwały się torując im wejście na wyższe piętra.
-Muszę iść do siebie zanieść rzeczy. – rzuciła Gryfonka kiedy znaleźli się przy wejściu na 7 piętro. Skręciła w korytarz i ze zdziwieniem stwierdziła, że Ślizgon idzie razem z nią. On sam, też nie potrafił wyjść z szoku kiedy znalazł się przed portretem prowadzącym do jej dormitorium.
-„Co ja tutaj robię?” – zapytał sam siebie w myślach. Hermiona postanowiła udawać, że nie zwraca na niego uwagi.
-Felix draco* – powiedziała Hermiona na co jej zamyślony towarzysz uniósł pytająco głowę. Dopiero wtedy uświadomiła sobie znaczenie hasła do swojego dormitorium i jego wydźwięk. Po chwili wpadła na jeszcze jedną rzecz. – „Czy ty właśnie powiedziałaś swoje hasło przy MALFOY’U?!” – krzyczała po sobie w myślach. Lekko oszołomiony Ślizgon bez namysłu wszedł za dziewczyną do pokoju. I po raz kolejny dotarło do niego, że nie powinien tak za nią łazić kiedy było już za późno. Chcąc jakoś zatuszować swoje głupie zachowanie odezwał się:
-Ciekawe hasło Granger. Sama wybierałaś? – starał się na swój zwykły, zimny, trochę szyderczy ton. Nawet mu wyszło.
-Zamknij się Malfoy. – syknęła.
-„Powiało chłodem.” – pomyślał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było minimalnie mniejsze od tego, które dzielił z Zabinim. Chociaż mogło się tak wydawać przez to, że ich dormitorium było zdecydowanie bardziej minimalistycznie urządzone. Mieli proste, czarne meble na których nie stało zbyt wiele ozdób. Nie mieli też żadnego dywanu ani obrazu na ścianie. Srebrno-zielone pościele i czarne, skórzane kanapy wyglądały całkiem nieźle, ale wszystko składało się na zimną i ponurą całość. Jedyną rozgrzewającą rzeczą w pokoju był barek pełen Ognistej Whisky. Dormitorium Hermiony było za to bardzo przytulne. Na jednej z kamiennych ścian wisiała wielka flaga z godłem Gryffindoru. Obok tablica korkowa przepełniona poprzypinanymi notatkami, zaraz pod nią wielkie dębowe biurko na którym w idealnym porządku poukładane były pióra i pergaminy. W rogu stały dwa regały z półkami uginającymi się pod ciężarem książek. Zaraz obok kominek na którym stały zarówno zwykłe jak i magiczne zdjęcia oprawione w ramki. Przed trzaskającym paleniskiem ustawiona była 3 osobowa kanapa i fotel obite czerwoną tapicerką oraz mały stolik, również przepełniony książkami stojący na okrągłym czerwonym dywanie ze złotymi zakończeniami. W tych samych kolorach było duże, dębowe łóżko z baldachimem i zasłonkami znajdujące się naprzeciwko drzwi. Obok stała komoda z poukładanymi na niej bibelotami a jeszcze dalej, w kącie, duża szafa. W całym dormitorium panował porządek i czuć było przyjemny zapach damskich perfum. Dziewczyna wkurzona i zrezygnowana rzuciła swoją torbę na łóżko. I skierowała się do szafy.
-Jeszcze tylko się przebiorę. – rzuciła chłodno.
-Byle szybko Granger. Nie mam zamiaru się spóźnić przez twoje kaprysy. – odpowiedział jeszcze chłodniej i rozsiadł się na fotelu. Dziewczyna otworzyła szafę i wyjęła z niej bez zastanowienia kilka rzeczy. Malofya zdziwiło, że Gryfonka nie zastanawia się jak typowa baba 3 dni co ma na siebie włożyć. Nie umknął, też jego uwadze porządek w jej szafie. On sam też lubił mieć swoje ubranie idealnie poukładane, ale przyzwyczajony był również do szafy Zabiniego, którą brunet zamykał bardzo szybko, żeby rzeczy które wcześniej upchał w niej nogą nie zdążyły wypaść. Hermiona zamknęła się w swojej łazience. Dracon rozejrzał się jaszcze raz po pokoju. Jego uwagę przykuły zdjęcia na kominku, obok którego teraz siedział. Te poruszające się przedstawiały ją i jej przyjaciół z Hogwartu, rodzinę Weasleyów, jedno Wiktora Kruma uśmiechającego się zalotnie. Chłopak prychnął widząc Bułgara i skierował wzork na te nie magiczne zdjęcia. Wstał, żeby przyjżeć im się bliżej. Raczej rzadko miał do czynienia z mugolskimi rzeczami. Jego brwi uniosły się bardzo wysoko. Na jednym ze zdjęć Hermiona siedziała w jakimś jak przypuszczał mugolskim klubie ubrana w czerwony krótki top, skórzane spodnie i kurtkę z tego samego materiału. Uśmiechnięta patrzyła do obiektywu drapieżnie podkreślonymi oczyma. Jej włosy upięte były luźny kok, a na policzki opadały niesforne kosmyki. Ślizgon nie chciał przyznać nawet sam przed sobą jak seksownie wygląda na tym zdjęciu. Obejmowali ją dwaj przystojni chłopcy, a właściwie mężczyźni. Chyba jej mugolscy przyjaciele wyglądali jakby byli ze sobą bardzo blisko. Na następnym zdjęciu Gryfonka ubrana była w zwykłą czarną sukienkę, na którą opadały wyprostowane, brązowe włosy. Obok niej stali – jak przypuszczał  - jej rodzice. Była do nich bardzo podobna. Gdy przesunął wzrok na następną fotografię, aż wziął głębszy oddech. Hermiona stała tam na małym molo nad jeziorem razem z dwojgiem chłopaków z pierwszego zdjęcia i jeszcze jedną blondynką. Wszyscy byli całkowicie mokrzy i ubrani w stroje kąpielowe szczerzyli się w kierunku aparatu. Hermiona miała na sobie dość proste czarne bikini, bez żadnych wiązań u górnej części. Jej mokre włosy przylepiały się do ciała, jeden z chłopaków obejmował ją w biodrach.
-Już się napatrzyłeś? – usłyszał fuknięcie za sobą. Szybko się obrócił, czując się trochę jak mały chłopiec przyłapany na gorącym uczynku. Teraz Gryfonka miała na sobie ciemnoczerwony sweter sięgający do połowy uda, czarne leginsy i skórzane buty wiązane za kostkę w tym samym kolorze. Włosy spieła u góry w luźnego koka. Patrzyła wyczekująco na blondyna. – Idziemy. – rzuciła w końcu.
-Nie wiedziałem, że aż tak bardzo mi ufasz, żeby zdradzać swoje hasło. – powiedział jak tylko wyszli na korytarz. Starał się pozbyć z przed oczu widoku Granger w bikini. – No chyba, że na coś liczysz, a to była delikatna sugestia? – jego głos przepełniony był kpiną.
-Chyba żartujesz. – syknęła czerwieniąc się nieznacznie. – Zapomniałam się. A ty masz o tym wszystkim zapomnieć. A spróbuj tylko wejść do mojego dormitorium bez mojego pozwolenia to cię chyba uduszę! – ostatnie słowa prawie wykrzyczała. – „Na brodę Merlina! Jak ja go nie znoszę!” – Szli bardzo szybko w kierunku gabinetu wicedyrektorki niechcąc się spóźnić. Wyrobili się idealnie na czas. Kiedy po zapukaniu do drzwi słyszeli ciche „Proszę” weszli i witając się niemrawo usiedli na dwóch fotelach przed nauczycielką. Czekał ich kolejny wieczór spędzony razem.
- Dziś chcę, żebyście posprzątali szklarnię, trzeba posegregować i poukładać donice, rośliny o oraz posprzątać ziemię.
- Dobrze pani profesor. – powiedziała Hermiona. Malfoy tylko wzruszył ramionami.
-Za to jutro mam dla was specjalnie zadanie. – Spojrzała na na nich znad swoich okularów. – Chcę żebyście zaraz po lekcjach udali się do Ministerstwa Magii. – tutaj oboje uczniowie z zainteresowaniem poruszyli się na swoich fotelach – Waszym zadaniem będzie odwiedzenie dwóch resortów. Departamentu Magicznych Gier i Sportów, skąd odbierzecie zgodę na przeprowadzenie tegorocznych rozgrywek szkolnych w qudditchu. Potem pójdziecie do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów skąd odbierzecie papiery dwojga nowych uczniów: Danaila Nikolowa i Milana Kisziszewa.
-Milana jakiego? – prychnął Dracon.
-Panie Malfoy. To są typowo bułgarskie nazwiska, mogę wydawać się panu dziwne, ale nie widzę w tym nic śmiesznego. – powiedziała surowo Minewra. – Jutro, zaraz po lekcjach chcę żebyście przyszli tutaj, do mojego gabinetu. Przez sieć „Fiu” dostaniecie się do Ministerstwa. Myślę, że nie będziecie mieli dużego problemu trafić do poszczególnych departamentów. Pracownicy będą uprzedzeni o waszym przybyciu. Ważne jest, żebyście pokwitowali odbiór obu dokumentów. Jeżeli chodzi o papiery samych uczniów wystarczy, że podpisze się panna Granger jako Prefekt naczelna. Za to przy pozwoleniu na rozgrywki będzie wymagany również pański podpis panie Malfoy, jako jednego z kapitanów drużyn. Czy wszystko jasne? – oboje kiwnęli głowami. Profesor McGonagll uśmiechnęła się delikatnie. – W takim razie to wszystko. Możecie już iść do szklarni. – kiedy byli już przy drzwiach usłyszeli jeszcze głos wicedyrektorki – I pamiętajcie, że jeżeli będziecie wspomagać się różdżkami przy waszej pracy dowiem się o tym.
-Tak, pani profesor. – powiedzieli na raz i wyszli.


Słońce już powoli chyliło się ku zachodowi. W szklarni pomimo chłodnego wrześniowego dnia było bardzo ciepło. Hermiona segregowała według wielkości donice w szafach, a Draco przenosił ciężkie worki z ziemią układając je na swoich miejscach w rogu pomieszczenia.
-Jak tu strasznie gorąco. – sapnął blondyn kiedy ustawił ostatni wór.
-To się rozbierz. – mruknęła dziewczyna zajęta donicami. Ślizgon spojrzał w jej kierunku.
-Granger, ty zbereźnico, chyba naprawdę na coś liczysz. – powiedział swoim tonem pełnym rozbawienia i złośliwości.
-Możesz sobie pomarzyć Malfoy. – powiedziała chłodno. – Nie mam po prostu ochoty słuchać Twojego marudzenia. Rób co chcesz, jak już się zdecydujesz to idź poukładać pojemniki na tym drewnianym regale obok konewek.
-I jak to mam niby poukładać? Kolorystycznie? – zapytał wkurzony widząc półkę zawaloną malutkimi pudełeczkami.
-Każde powinno być podpisane. Poukładaj alfabetycznie. – wytłumaczyła i odwróciła głowę w jego kierunku chcąc sprawdzić czy robi to co powiedziała. Jednak gdy go zobaczyła zatrzymała na nim na chwilę swoje szeroko otwarte oczy po czym szybko odwróciła się do swojej szafki czując jak się rumieni. I to nie z powodu wysokiej temperatury. Chłopak rzeczywiście zdjął swoją bluzkę pokazując swój umięśniony tors, szerokie ramiona i wąskie biodra. Widok za który nie jedna dziewczyna dałaby się pokroić. Potrząsnęła głową i starając się nie myśleć o Ślizgonie i jego boskim ciele skupiła się na układaniu przedostatniej półki. Musiała przestać – przecież sama powiedziała, żeby ściągnął koszulkę skoro mu gorąco. Poczuła kropelki potu na swoim czole. Wytarła je rękawem swetra i zdecydowała się go zdjąć. Pod spodem miała zwykłą bluzeczkę na ramiączkach w ciemnozielonym kolorze. Od razu poczuła ulgę. –„Mogłam to zrobić wcześniej” – pomyślała i wróciła do swojej pracy. Po kilku minutach podskoczyła gdy usłyszała głos księcia Slytherinu tuż za sobą.
-Nie ma etykiety. Wiesz może co to jest? – powiedział obojętnym tonem. Hermiona szybko się odwróciła się w jego stronę. Chłopak stał przed nią z wyciągniętą ręką i małym brązowym pudełeczkiem. Dziewczyna wstrzymała oddech gdy zobaczyła na jego ręce tatuaż. Zamknęła oczy.
-„Już po wszystkim. Wojna się skończyła. A ten przed tobą był zmuszony do walki po przeciwnej stronie.” – starała się wytłumaczyć sobie w myślach. W między czasie wzięła małe pudełeczko. Gdy otworzyła oczy stwierdziła, że Malfoy nie zauważył jej nerwowej reakcji na Mroczony Znak i szybko zbadała zawartość pojemnika. Znajdował się w nim różowy proszek o silnym balsamicznym zapachu.
-To proszek z Dyptamu. – oznajmiła zamykając wieczko i oddając pudełko blondynowi. Mimowolnie przejechała wzrokiem po jego umięśnionym torsie, brzuchu na którym wyrazie zarysowany był sześciopak i podbrzuszu na którym bardzo wyraźnie zarysowane mięśnie układające się w literę V schodziły zachęcająco poniżej paska u spodni. Gryfonka zarumieniona szybko się odwróciła, jednak Draconowi nie umknął jej wzrok przejeżdżający po jego półnagim ciele. Uśmiechnął się pod nosem i również zlustrował Hermionę wzrokiem, zwracając uwagę na ciemnozieloną bluzkę. Odszedł w kierunku regału, który aktualnie sprzątał, jednak półuśmieszek nie schodził z jego twarzy. Otrząsnął się jednak po chwili. Nie rozumiał tego. Od początku roku Granger jakoś dziwnie na niego działa. Szczególnie na szlabanach, kiedy są sami. Nie rozumiał co się zmieniło. Przecież dalej jest tym samym przemądrzałym molem książkowym, który zawsze musiał być najlepszy i zawsze wiedzieć najwięcej szczycąc się tym. Przeczytała pół biblioteki i myśli, że przez to wszystko jej wolno. Ślepo zapatrzona w tych dwóch idiotów: Pottera i Weasleya. Nie znosił jej. Jednak coś go w niej intrygowało. Od tego roku? Nie… chyba wcześniej. Tak. Ale nie potrafił sobie przypomnieć kiedy to się zaczęło, kiedy oprócz nienawiści pojawiło się coś innego w jego myśleniu co do brązowowłosej Gryfonki.
-To już przesada. Za gorąco tu. – sapnęła zgrzana pod nosem.
-Mówisz sama do siebie Granger? – zapytał blondyn. – Wiesz, że to pierwszy obojaw choroby psychicznej. – dodał złośliwie. Hermiona wzdrygnęła się przypominając sobie, że kilka godzin temu to samo powiedział do niej, jej przyjaciel.
-Ja po prostu lubię czasem pogadać z kimś inteligentnym. A w tym momencie nie mam okazji. – sykneła zdenerwowana i wróciła do pracy.
-Sporo jest tu niepodpisanych. – powiedział po chwili.
-To odłóż je na bok. Potem je sprawdzę. – westchnęła. Skończyła układać donice i przeszła do jednego ze stołów stojących pod szklaną ścianą, żeby poukładać wszystkie narzędzie i wyczyścić blat. – Tylko nie wpadnij na to, żeby wąchać te proszki. Niektóre mogę dziwnie działać. – powiedziała nie odwracając się nawet do niego. Spóźniła się jednak o kilka sekund. Zaciekawiony szukający Slytherinu prawie wsadził nos w fioletowy, mieniący się proszek, którego zapach wydał mu się bardzo przyjemny już z daleka. Po jego ciele przeszedł dreszcz a potem poczuł przyjemne ciepło w nozdrzach, schodzące po jego ciele w dół i rozchodzące się w okolicach podbrzusza. Szybko odłożył pudełeczko nie przyznając się, że coś powąchał. Dalej pracowali ciężko przez jeszcze jakieś pół godziny. Po tym czasie Malfoy uporał się z bałaganem na regale. Odwrócił się i poczuł, że jest mu jeszcze bardziej gorąco niż było, delikatnie zakręciło mu się w głowie. Spojrzał na termometr przy drzwiach do szklarni. Słońce już zaszło, ale temperatura w środku dalej wynosiła 40 stopni. Przy pomocy magii przez cały rok utrzymywany tutaj był mniej więcej stały poziom ciepła, by móc uprawiać nawet najbardziej egzotyczne rośliny. Draco jeszcze zrobił głęboki wdech i wydech. To zdecydowanie nie jego klimat. Przyzwyczajony był raczej do chłodu panującego zarówno w lochach jak i w Malfoy Menor. Zaciekawiony spojrzał jak sobie radzi Granger. Dziewczyna męczyła się przy szorowaniu blatu od dobrych 15 minut. Pozbycie się śladów wszelkich substancji wymieszanych z ziemią bez pomocy różdżki wcale nie było łatwe. Widać, było gorąc jej też daje się we znaki. Na jej policzkach widniały spore rumieńce dodające pani Prefekt uroku. Poczuł jeszcze raz jak zakręciło mu się w głowie.
-„Pomogę jej. Chce już iść.” – Pomyślał i podszedł w stronę dziewczyny powolnym krokiem. Kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach jej perfum poczuł dziwne ciepło w okolicach brzucha. Po raz kolejny zlustrował ją wzrokiem, męczącą się przy szorowaniu i nagle stanęła mu znów przed oczami ona w stroju kąpielowym nad jeziorem.
-Pomóc ci? – zapytał łapiąc głęboko oddech.
-Poradzę sobie. – odpowiedziała starając się na obojętny ton, jednak zmęczenie i frustracja warunkami nie były wyraźnie wyczuwalne. Nie wytrzymał. Niewiele (a właściwie nic) nie myśląc podszedł do niej od tyłu i położył ręce na jej biodrach. Czuł delikatne zawroty głowy, ale nie przeszkadzało mu to. Dziewczyna zamarła nie wiedząc co robić. Draco nachylił się nad nią:
- Widzę, że ostatnio spodobały ci się zielone kolory. – wyszeptał jej do ucha – Może naprawdę chcesz zmienić dom? – jego ręce delikatnie głodziły jej biodra. Sam nie wiedział dlaczego to robi. Nie miał żadnej władzy nad swoim ciałem.
-Malfoy. Co ty robisz? Co ty bredzisz? – syknęła Hermiona. Spróbowała się wyrwać chłopakowi.  Jednak ten przytrzymał ją mocniej i obrócił przodem do siebie, chwycił za uda i posadził szybko na blacie napierając na nią delikatnie. Poczuła jego oddech na swojej szyi. – Przestań. – powiedziała cicho wystraszona.
-Wcześniej powiedziałaś żebym robił co chciał. – szepnął delikatnie muskając jej ucho wargami. Cichutko jęknęła – nie wiedziała co zrobić. Było jej strasznie gorąco, to co robił Malfoy było bardzo przyjemne, ale wiedziała, że tak nie może być.
-Proszę, nie. – wyszeptała cichutko. I to go otrzeźwiło. Spojrzał na nią jakby te słowa były policzkiem, który przywróciły go do rzeczywistości. Puścił ją i odsunął się spuszczając głowę. Widać, że czuł się trochę zagubiony. Szybko podszedł do regału przy którym spędził większość wieczoru i szybko znalazł małe czarne pudełeczko. Postawił je na stole.
-Powąchałem to. Chyba za mocno… - powiedział szybko nie patrząc się w jej oczy. Pospiesznie ubrał bluzkę i wyszedł. Hermiona powoli osunęła się na ziemię. Była w szoku.
-„Co to miało być?” – to pytanie huczało jej po głowie. Po chwili podeszła do stołu na którym leżało małe pudełeczko.

-Eris cupiditas – przeczytała cicho – Pył pożądania…

____________________________
* felix draco - szczęśliwy smok

6 komentarzy:

  1. No nieźle. :D Rozdział jest cudowny, a końcówka dość zaskakująca. Naprawdę się cieszę, że powróciłaś, bo mamy okazję czytać świetne opowiadanie. ;) Fajny pomysł z wyjazdem do Ministerstwa Magii - nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału.

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo. Ja również nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału na Twoim blogu. I szczerze liczę, że Sophie wyzdrowieje. Nie łam mi serca!

      Usuń
  2. Aaaaa, genialne ! Dalej, pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, że takie długie, chociaż wiadomo, że jak jest coś dobrego to można czytać i czytać w nieskończoność. Opowiadanie jest super, masz oryginalne pomysły, fabuła jet świetna, aż chce się czytać i czekać na kolejny rozdział. Końcówka okazała się zaskakująca, ale taki efekt jest najlepszy. Kocham, kocham, kocham. Dawaj szybciutko nexta! Tymczasem zapraszam również do mnie na pierwszy rozdział nowego opowiadania dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
    Gorąco pozdrawiam, będę wpadać czytać i oczywiście komentować!
    Vanillia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, końcówka miażdżąca! Rozdział mega długi, uwielbiam takie :) Świetnie piszesz!!

    OdpowiedzUsuń