No i kolejny rozdział pyknął :D Trochę krótszy niż te poprzednie, ale myślę, że mi całkiem fajny wszedł. Komentujecie!
Draco wpadł do swojego dormitorium jak oparzony. Bez zastanowienia
skierował się do barku. Kryształową szklankę wypełnił do połowy whisky, nie
bawił się w dodawanie lodu, wypił całość na raz. Krzywiąc się od razu zaczął
lać następną. Blaise wyłożony na kanapie z książką do transmutacji w ręku
przyglądał się przyjacielowi z wysoko uniesionymi brwiami. Gdy blondyn opróżnił duszkiem już trzecią szklankę czarnoskóry chłopak zdecydował się odezwać.
-Widzę, że szlaban się udał. – Malfoy tylko rzucił mu ostrzegawcze
spojrzenie i nalał sobie czwartą szklankę, tym razem dodając już lodu i
upijając tylko łyk. Zabini postanowił jak najszybciej wydobyć się z Dracona
jakieś informacje, dopóki ten jest jeszcze w stanie mu odpowiedzieć. – Dobra
Smoku. Konkrety. Co się stało? I dobrze wiesz, że nie wmówisz mi, że „nic”.
-Jestem pieprzonym idiotom. – odpowiedział siadając na
skórzanym fotelu i upijając kolejny łyk bursztynowego płynu.
-Hogwart miał czterech założycieli…
-O czym ty pierdolisz? – Smok spojrzał na niego zdziwiony.
-No skoro mamy mówić rzeczy o których wszyscy wiedzą…
-Wiesz co? Odpierdol się. – Diabeł zamilkł na chwilę. Sam
podszedł do barku i sobie również nalał wysokoprocentowej cieczy. Kiedy z
powrotem usiadł na kanapie odczekał jeszcze chwilę i dopiero się odezwał:
-Więc? – Malfoy najpierw spojrzał na niego niepewnie, ale
zdecydował jednak się odezwać.
-Byliśmy w szklarni. Mieliśmy posprzątać. – przez „Ognistą”
jego mózg zaczął pracować na wolniejszych obrotach. – Nawąchałem się jakiegoś
proszku od Sprout.
-Iiii? – wyraźnie zaintrygowany ciągnął Blaise. Draco się
skrzywił. Bardzo ciężko było mu to przyznać, nawet przed najlepszym
przyjacielem.
-Poczułem straszne parcie na Granger. – przyznał.
-Nie mów, że…
-Nie! Oszalałeś? Przecież to jest… - nie umiał dokończyć. Nie
umiał wypowiedzieć zwykłego słowa „szlama”, co do tej pory przychodziło mu z
taką łatwością. – „Na Salazara co się ze mną dzieje?” – pomyślał. - …Granger. –
wyrzucił w końcu zły na siebie. Zabini westchnął i upił łyk ze swojej szklanki.
-Niech ci będzie, ale skoro tylko „miałeś na nią parcie” i do
niczego nie doszło, to w czym problem? – zapytał i znowu zamoczył usta w
„Ognistej”.
-Niezupełnie „do niczego nie doszło” – burknął cicho blondyn.
Prefekt zachłysnął się swoim napojem.
-Mów! – wykrztusił, gdy odzyskał zdolność oddychania. Draco
siedział cicho wpatrując się nieprzytomnie w jakiś punkt i popijając od czasu
do czasu whisky. Blaise wiedział, że nie ma sensu go w tym momencie poganiać.
-W sumie to sam nie wiem co robiłem. – odpowiedział w końcu.
Alkohol już nieźle szumiał mu w głowie. Mniej więcej streścił przyjacielowi
sytuację w szklarni. Gdy Diabeł wysłuchał wszystkiego zagwizdał z wrażenia.
-No nieźle. – podsumował. Dracon wstał, żeby nalać sobie
jeszcze jedną szklankę. – Czyli mówisz Smoku, że Hermiona chciała się wyrwać i
protestowała?
-Mhm.
-Szczerze przyznaj. Kiedy Ci się ostatnio coś takiego
zdarzyło? – Malfoy słysząc to pytanie zamyślił się na chwilę. Zdawał sobie
sprawę, że większość ludzi ma go za faceta, który zalicza każdą, która mu się
spodoba. Nie było tak. Święty nie był, ale do męskich dziwek zdecydowanie się
nie zaliczał. Może i bawił się wieloma dziewczynami zachowując się jak na
czystego drania przystało, ale jak do tej pory niewiele dziewczyn miało to
szczęście, żeby znaleźć się z nim w jednym łóżku. Zdawał sobie sprawę z tego
jak działa na płeć przeciwną i nieraz robił z tego pewną grę. Ale nie w ten
sposób w jaki myślą inni. Były to raczej delikatne sugestie i adorowanie
dziewczyny, która już po chwili zachowywała się wobec niego jak kukiełka
robiąca wszystko pod jego dyktando.
Zawsze każde jego zbliżenie się, dotyk, choćby odpowiednie spojrzenie sprawiło,
że każda niemal już chciała biec do jego sypialni. Kiedy już znudziło go
obserwowanie podniecenia, wyczekiwania i zwyczajnej naiwności dziewczny po
prostu zostawiał ją bez słowa. Gra mogła trwać zarówno kilka dni, jak i kilka
minut. Kobiet, którym najpierw dał nadzieje i rozpalił, a potem od których
zwyczajnie odwrócił się na pięcie było bardzo wiele, ale…
-Nigdy. – odpowiedział przyjacielowi uśmiechając się pod
nosem z lekkim niedowierzaniem.
-Wszystko ok? – zapytał ją Harry na śniadaniu. Siedzieli razem
w Wielkiej Sali już od 15 minut w ciągu których, chłopak zjadł już kilka tostów
z dżemem i jajecznicę. Tymczasem Hermiona popijała tylko kawę z mlekiem patrząc
się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń.
-Mhm. – mruknęła.
-Więc dlaczego nic nie jesz? – zapytał.
-Nie zaczyna się zdania od „więc”. – fuknęła tylko dziewczyna
udając, że nie słyszała pytania. Niechętnie nałożyła na swój talerz parówkę i
posmarowała chleb masłem. Wybraniec miał racje. Musiała coś zjeść. – Co teraz
mamy?
-Zaklęcia z Krukonami.
-A jest coś ze Ślizgonami?
-Tak. Transmutacje na drugiej godzinie i eliksiry na
ostatniej lekcji. Czemu pytasz? – zapytał brunet z obawą patrząc na panią
Prefekt. – Miałaś jakiś problem z Malfoyem na wczorajszym szlabanie? – w jego
głosie czuć było troskę.
-Nie! W ogóle skąd ten pomysł? Potrafię o siebie zadbać i nie
wiem jaki mogłabym mieć z NIM problem! – uniosła się zdenerwowana. Potter patrzył
na nią w szoku. Hermiona uświadamiając sobie nietakt swojego wybuchu uspokoiła
się trochę. On się po prostu o nią martwił i chciał być miły. – Przepraszam. Po
prostu już mam dość tego idioty i nie wiem jak przeżyje jeszcze te 3 dni.
-Wiesz, że możesz na mnie liczyć? – zapytał.
-Dziękuje. – odpowiedziała uśmiechając się ciepło i zabrała
się za swoje śniadanie. Kiedy wzięła pierwszy kęs drzwi do Wielkiej Sali
otworzyły się, stanął w nich drugi Prefekt naczelny Hogwartu, który z uśmiechem
na ustach skierował się w stronę stołu Slytherinu. Tuż za nim szedł jego blond
przyjaciel, na widok którego Hermionie na moment stanęło serce. Wyglądał jak po bardzo ciężkiej nocy, miał podkrążone oczy, włosy w większym nieładzie niż
zawsze, a jego twarz miała bardzo zmęczony wyraz.
-„Czemu nawet w takim stanie jest tak przystojny?” – zapytała
się w myślach po czym miała ochotę samą siebie uderzyć w twarz. Nie może tak
myśleć – to jest przecież Malfoy - podła i podstępna żmija. Kiedy szukający
domu węża usiadł przy swoim stole skierował swój wzrok w jej stronę. Kiedy ich
spojrzenia spotkały się oboje szybko spuścili wzrok udając, że nie obchodzą
siebie nawzajem. Gryfonka starała się nie myśleć o sytuacji z wczorajszego
wieczora. W kółko powtarzała sobie, że Malfoy był pod wpływem pyłu pożądania i
nie panował nad sobą. Mimo wszystko była na niego wściekła. Jeszcze bardziej
wściekła była na siebie, za to że przez kilka sekund w jej głowie pojawiła się
myśl, że to wszystko co robił Ślizgon było bardzo przyjemne.
-Idziemy? – zapytał Harry wstając od stołu.
-Tak. Chodźmy. – odpowiedziała zbierając się jak najszybciej.
Odetchnęła z ulgą kiedy znaleźli się w holu. Spokojnym krokiem udali się do
sali, gdzie mieli lekcje. Po drodze spotkali zdyszanego Rona.
-Budziłem cię. Twierdziłeś, że już wstajesz i mogę iść bo
zaraz dojdziesz. – powiedział Potter.
-Coś mi nie wyszło. – powiedział zdyszany. Pozostała dwójka
roześmiała się. Podczas lekcji zaklęć Hemrionie udało się zdobyć 15 punktów dla
Gryffindoru. Kiedy zajęcia dobiegły końca „Święta Trójca Hogwartu” udała się na
w stronę sali opiekunki swojego domu na lekcje transmutacji. Harry i Ron
usiedli w jednej ławce. Hermiona zajęła miejsce pod samym oknem. Po chwili obok
niej dosiadł się Danail.
-Co słychać? – zapytała na widok Bułgara.
-Dobrze. – odpowiedział. Jego silny akcent bił Gryfonkę po
uszach. – A u ciebie?
-Jakoś leci. Dużo nauki i obowiązków. – odpowiedziała
wzruszając ramionami.
-Ale jest już piątek. Masz jakieś plany na weekend? –
Gryfonka zmarszczyła nos na to pytanie.
-Nic szczególnego. – odpowiedziała. Cały weekend planowała
spędzić w bibliotece.
-Może wyszłabyś ze mną dziś na spacer późnym popołudniem? Na
przykład o 18? – Hermiona już miała zamiar zaprotestować, ponieważ o 18 odbywa
swój szlaban u McGonagall, ale przypomniała sobie, że dziś ma iść do
Ministerstwa zaraz po lekcjach. Zmarszczyła czoło.
-Wiesz… muszę załatwić jeszcze kilka spraw i nie wiem czym
się wyrobię. – powiedziała. Jakoś nie chciała mówić koledze o swoim dzisiejszym
zadaniu. Tym bardziej, że to m.in. jego papiery są jej celem. – Ale o 19
powinno być ok. – uśmiechnęła się na zakończenie.
-Super. To o 19 w holu?
-Pewnie. – w tym momencie usłyszała, że ktoś siada w ławce za
nią. Spojrzała przez ramię, żeby tego „kogoś” zidentyfikować.
-Witam. – jej uszu dobiegł przyjazny głos jednego z najprzystojniejszych
facetów w szkole.
-Cześć Blaise. Co tam? – nigdy w życiu nie pomyślałaby, że
będzie używać tak miłego tonu wobec jakiegokolwiek Ślizgona. – „Na Godryka,
Hermiono! Właśnie umówiłaś się z jednym z nich na wieczorny spacer! A wczoraj z jeszcze
innym…. STOP! Nie myśl o tym. To nie jest niczyja wina. On był pod wpływem pyłu
i nie mógł na to nic poradzić.”
-Dziś piątek, czyli zajebiście. – uśmiechnął się Prefekt
naczelny. – No w sumie może nie dla każdego.
-To znaczy? – Gryfonka uniosła delikatnie brew.
-Widziałaś dziś ten blond cień człowieka, który za mną chodzi?
Wczoraj wieczorem przesadził z „Ognistą”, a dziś przez to cierpimy obaj. Jego
boli głowa przez kaca, a mnie przez jego narzekanie. – powiedział z udawaną
nutą goryczy w głosie. – O Smoku mowa, właśnie się wtacza. – Na te słowa
szatynka spięła wszystkie mięśnie i zerknęła w kierunku drzwi. Malfoy
rzeczywiście wyglądał okropnie. Co oczywiście nie przeszkadzało mu w byciu mega
seksownym – ale tego już przed sobą nie przyznała. Widząc, gdzie siedzi jego
czarnoskóry przyjaciel niechętnie podążył w ich kierunku.
-Cześć. – rzucił cicho całej trójce nie zaszczycając nikogo spojrzeniem.
A jej widoku unikał jak ognia. Danail delikatnie uniósł dłoń i odwrócił się w
kierunku biurka nauczyciela do którego podchodziła już profesor McGonagall.
Hermiona cicho bąknęła jakąś odpowiedź Ślizgonowi i również zajęła się
wpatrywaniem w swoją opiekunkę.
-Witam wszystkich. – zaczęła. – Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się tzw. „Transmutacją żywą”. Za pomocą prostego zaklęcia postaramy się przemienić zwykłą muchę w motyla. – przebiegła swoim zimnym spojrzeniem po
klasie zatrzymując się na Hermionie. Zdziwiona uniosła brwi, ale niczego nie
skomentowała. Gryfonka na początku nie miała pojęcia o co jej chodzi, ale po
chwili zrozumiała. Siedziała sobie jak gdyby nigdy nic w otoczeniu trzech Ślizgonów.
Dosyć niecodzienny widok. Co się dzieje z tym światem? Po krótkim wstępie
teoretycznym przeszli do ćwiczeń. Oczywiście pani Prefekt wykonała swoje
zadanie idealnie już za pierwszym podejściem. Po sali latał już piękny motyl,
który jeszcze kilka chwil wcześniej była zwyczajną muchą sporych rozmiarów. Jej
partnerowi z ławki nie szło jednak tak dobrze.
-Źle ruszasz ręką. – pouczyła go widząc bez efektowne zmagania
Bułgara. Zademonstrowała prawidłowy manewr swoją różdżką. – Powtórz.
-Tak? – chłopak spróbował.
-Nie. Popatrz. – chwyciła jego nadgarstek i powoli
pokierowała jego dłoń. Po trzech powtórzeniach chłopak spróbował sam. Motyl
poderwał się do lotu. Hermiona usłyszała za sobą ciche prychnięcie. Nie musiała
się odwracać, wiedziała doskonale, że był to komentarz stalowookiego.
Postanowiła to zignorować i uśmiechnęła się ciepło do Danaila, który zachwycony
swoim sukcesem odpowiedział jej tym samym. Kolejne lekcje minęły bardzo
spokojnie. Przerwa obiadowa wypadała przed jej ostatnimi zajęciami. Razem z
przyjaciółmi siedziała przy stole patrząc z niedowierzaniem na ilości jedzenia,
które pochłaniał Ron.
-Ronaldzie mógłbyś jeść trochę wolniej? – zapytała w końcu.
-Jestem głodny. Nie było mnie na śniadaniu. – odpowiedział.
Sukcesem było to, że najpierw przełknął, a nie mówił z pełnymi ustami.
-Coś się zgadałaś z tym nowym Ślizgonem, co nie? – zapytał ostrożnie
Harry. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Jest nowy. Moim obowiązkiem jako Prefekta naczelnego jest
zadbać, żeby dobrze się tu czuł. Poza tym jest bardzo miły.
-No ale to dalej Ślizgon. – tym razem rudzielec nie poczekał
z komentarzem, aż będzie miał pustą buzię.
-No i co z tego? Wojna się skończyła, Ron. Trzeba budować
wszystko od nowa. – sama nie była przekonana co do słuszności swoich słów, ale
brzmiały sensownie. Weasley zmarszczył z niezadowoleniem nos, ale nie odpowiedział.
Kiedy skończyli jeść zeszli do lochów. Drzwi sali do eliksirów były otwarte
więc zajęli już swoje miejsca. Chłopcy razem, dziewczyna siadła dwie ławki
dalej przy pustym stoliku. Klasa powoli się zapełniała.
-Mogę? – gdy usłyszała to jedno słowo wypowiedziane
obojętnie-lodowatym tonem o mało nie zachłysnęła się powietrzem. Dracon nie
czekał na pozwolenie – to nie było w jego stylu, a pytanie było czysto
retoryczne. Hermiona szybko odwróciła się w kierunku przyjaciół. Gdy napotkała ich
zdziwione spojrzenia sama wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia. – jedynie poruszyła ustami w ich kierunku i
z powrotem obróciła się do stolika. Siedzieli chwilę w ciszy, którą przerwał
Smok.
-Jeżeli chodzi o wczoraj… - zaczął cicho.
-Nie ważne. – wyrzuciła szybko przerywając mu. On spojrzał na
nią pytająco. – Nawąchałeś się „pyłu pożądania”. – mówiła prawie szeptem. Nie
chciała, żeby ktoś oprócz niego to usłyszał. – Nie miałeś wpływu na to co
robisz. To nie jest niczyja wina. Chociaż nie błysnąłeś inteligencją wsadzając nos w substancję, której nie znasz. Tak czy inaczej, zapomnijmy o tym. I
zostanie to między nami. Do niczego nie doszło. Jasne? – głos lekko jej drżał
ze zdenerwowania, mówiła bardzo szybko. Chłopak pokiwał głową na znak zgody.
Gryfonka sama nie wierzyła, że udało jej się to wszystko powiedzieć. Jednak
ulżyło jej. Lekcja się zaczęła. Mieli uwarzyć eliksir spokoju. Banał zarówno dla
wszechwiedzącej Gryfonki, jak i wybitnego z eliksirów Ślizgona. Praca nad
wspólnym kociołkiem szła im całkiem sprawnie. On kruszył moździerzem kamień
księżycowy, a ona kroiła na drobne kawałeczki ciemiernik z którego wydobyć
musiała syrop.
-Granger… - zaczął cicho.
-Hmm? – mruknęła pochłonięta pracą.
-…no bo. Ja rzeczywiście nie panowałem nad sobą i tak dalej…
-To już ustaliliśmy, więc o co chodzi? – syknęła lekko spięta
tym, że Dracon znowu porusza ten niewygodny dla obojga temat.
-… no, ale myślałam trochę o tym. I kurwa mimo wszystko to
fajne nie było… znaczy… chodzi mi, że ogólnie nie fajna sytuacja… - trochę
plątał się w tym co mówił, szczególnie kiedy usłyszał jak to zabrzmiało.
-„W sumie czy ja wiem, czy to nie było fajne?” – ta myśl
przeszła przez głowę obojgu naraz i oboje wymierzyli sobie, za nią mentalnego
policzka.
-Rozumiem o co ci chodzi. – wyjąkała speszona Hermiona.
-Właśnie. I chciałem… - tutaj wziął głęboki oddech. – Kurwa,
nie wierzę, że to mówię. Przepraszam cię za to Granger.
-Aua! – Gryfonka krzyknęła kiedy trafiła ostrzem na swój
palec.
-Wszystko w porządku panno Granger? Proszę o zachowanie
ostrożności. – usłyszała głos profesora Slughorna zza jego biurka. Spojrzała na
blondyna z niedowierzaniem. Siedział z lekko spuszczoną głową nie odrywając wzroku od moździerza w którym kruszył kamień z straszną zawziętością. Unikał
jej wzroku.
-„Czy właśnie Dracon Malfoy powiedział do mnie „przepraszam”?
To chyba jakiś sen. To nie może się dziać naprawdę. Sam się do mnie przysiadł,
sam zaczął temat i sam mnie przeprosił! O co chodzi?”
-Tylko pamiętaj. WSZYSTKO zostaje między nami. – powiedział jeszcze.
Dziewczyna tępym wzrokiem patrzyła na swój lekko rozcięty palec z którego
płynęła delikatnie czerwona stróżka. Absurdalność tej sytuacji nie mieściła się
w jej głowie. Sprawę pogorszyło to co się stało później.
-Granger. Idiotko. Nie widzisz, że krwawisz? – syknął Malfoy.
I wyciągnął różdżkę. – Episkey –
powiedział celując w jej palec. Rana momentalnie znikła.
-„Teraz to już kurwa zupełnie nic nie wiem” – pomyślała.
Ostatnie zdanie spodobało mi się najbardziej! I w ogóle cały rozdział wyszedł Ci cudownie. Draco i Hermiona się coraz bardziej do siebie zbliżają, ale fajnie. Liczyłam na to, że w tym rozdziale opiszesz wypad do Ministerstwa, ale może jakoś uda mi się poczekać do kolejnego rozdziału. Podoba mi się, że nie zapominasz o lekcjach i opisujesz je, bo niektórzy opisując akcję dziejącą się w Hogwarcie zapominają o czymś takim, jak lekcje. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam, M.
wszystko super i świetnie jak zwykle, nie zawiodłaś! bardzo podoba mi się, że wszystko jest tak powoli, nie nagle, bo to by było takie nie w ich stylu, taka zmiana charakterów, u ciebie jest to super zrobione, jak zwykle mam ochotę na więcej i tylko ostrzysz mój apetyt końcówką, dawaj szybko nexta,
OdpowiedzUsuńzapraszam tez do mnie na 2 rozdział http://dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com/
Vanillia
Jeśli będziesz dodawała kolejne rozdziały w takim pośpiechu to ja nigdy nie odejdę od komputera, rozdział jest super, bardzo podoba mi się fabuła, wszystko toczy się powoli tak jak powinno. Gratuluję, i życzę duuuuuzo weny :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam rozmowy Dracona z Blaisem, są świetne. Czytam dalej :)
OdpowiedzUsuń