poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 9

No i kolejny rozdział pyknął :D Trochę krótszy niż te poprzednie, ale myślę, że mi całkiem fajny wszedł. Komentujecie!



Draco wpadł do swojego dormitorium jak oparzony. Bez zastanowienia skierował się do barku. Kryształową szklankę wypełnił do połowy whisky, nie bawił się w dodawanie lodu, wypił całość na raz. Krzywiąc się od razu zaczął lać następną. Blaise wyłożony na kanapie z książką do transmutacji w ręku przyglądał się przyjacielowi z wysoko uniesionymi brwiami. Gdy blondyn opróżnił duszkiem już trzecią szklankę czarnoskóry chłopak zdecydował się odezwać.
-Widzę, że szlaban się udał. – Malfoy tylko rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie i nalał sobie czwartą szklankę, tym razem dodając już lodu i upijając tylko łyk. Zabini postanowił jak najszybciej wydobyć się z Dracona jakieś informacje, dopóki ten jest jeszcze w stanie mu odpowiedzieć. – Dobra Smoku. Konkrety. Co się stało? I dobrze wiesz, że nie wmówisz mi, że „nic”.
-Jestem pieprzonym idiotom. – odpowiedział siadając na skórzanym fotelu i upijając kolejny łyk bursztynowego płynu.
-Hogwart miał czterech założycieli…
-O czym ty pierdolisz? – Smok spojrzał na niego zdziwiony.
-No skoro mamy mówić rzeczy o których wszyscy wiedzą…
-Wiesz co? Odpierdol się. – Diabeł zamilkł na chwilę. Sam podszedł do barku i sobie również nalał wysokoprocentowej cieczy. Kiedy z powrotem usiadł na kanapie odczekał jeszcze chwilę i dopiero się odezwał:
-Więc? – Malfoy najpierw spojrzał na niego niepewnie, ale zdecydował jednak się odezwać.
-Byliśmy w szklarni. Mieliśmy posprzątać. – przez „Ognistą” jego mózg zaczął pracować na wolniejszych obrotach. – Nawąchałem się jakiegoś proszku od Sprout.
-Iiii? – wyraźnie zaintrygowany ciągnął Blaise. Draco się skrzywił. Bardzo ciężko było mu to przyznać, nawet przed najlepszym przyjacielem.
-Poczułem straszne parcie na Granger. – przyznał.
-Nie mów, że…
-Nie! Oszalałeś? Przecież to jest… - nie umiał dokończyć. Nie umiał wypowiedzieć zwykłego słowa „szlama”, co do tej pory przychodziło mu z taką łatwością. – „Na Salazara co się ze mną dzieje?” – pomyślał. - …Granger. – wyrzucił w końcu zły na siebie. Zabini westchnął i upił łyk ze swojej szklanki.
-Niech ci będzie, ale skoro tylko „miałeś na nią parcie” i do niczego nie doszło, to w czym problem? – zapytał i znowu zamoczył usta w „Ognistej”.
-Niezupełnie „do niczego nie doszło” – burknął cicho blondyn. Prefekt zachłysnął się swoim napojem.
-Mów! – wykrztusił, gdy odzyskał zdolność oddychania. Draco siedział cicho wpatrując się nieprzytomnie w jakiś punkt i popijając od czasu do czasu whisky. Blaise wiedział, że nie ma sensu go w tym momencie poganiać.
-W sumie to sam nie wiem co robiłem. – odpowiedział w końcu. Alkohol już nieźle szumiał mu w głowie. Mniej więcej streścił przyjacielowi sytuację w szklarni. Gdy Diabeł wysłuchał wszystkiego zagwizdał z wrażenia.
-No nieźle. – podsumował. Dracon wstał, żeby nalać sobie jeszcze jedną szklankę. – Czyli mówisz Smoku, że Hermiona chciała się wyrwać i protestowała?
-Mhm.
-Szczerze przyznaj. Kiedy Ci się ostatnio coś takiego zdarzyło? – Malfoy słysząc to pytanie zamyślił się na chwilę. Zdawał sobie sprawę, że większość ludzi ma go za faceta, który zalicza każdą, która mu się spodoba. Nie było tak. Święty nie był, ale do męskich dziwek zdecydowanie się nie zaliczał. Może i bawił się wieloma dziewczynami zachowując się jak na czystego drania przystało, ale jak do tej pory niewiele dziewczyn miało to szczęście, żeby znaleźć się z nim w jednym łóżku. Zdawał sobie sprawę z tego jak działa na płeć przeciwną i nieraz robił z tego pewną grę. Ale nie w ten sposób w jaki myślą inni. Były to raczej delikatne sugestie i adorowanie dziewczyny, która już po chwili zachowywała się wobec niego jak kukiełka robiąca wszystko pod jego dyktando.  Zawsze każde jego zbliżenie się, dotyk, choćby odpowiednie spojrzenie sprawiło, że każda niemal już chciała biec do jego sypialni. Kiedy już znudziło go obserwowanie podniecenia, wyczekiwania i zwyczajnej naiwności dziewczny po prostu zostawiał ją bez słowa. Gra mogła trwać zarówno kilka dni, jak i kilka minut. Kobiet, którym najpierw dał nadzieje i rozpalił, a potem od których zwyczajnie odwrócił się na pięcie było bardzo wiele, ale…
-Nigdy. – odpowiedział przyjacielowi uśmiechając się pod nosem z lekkim niedowierzaniem.



-Wszystko ok? – zapytał ją Harry na śniadaniu. Siedzieli razem w Wielkiej Sali już od 15 minut w ciągu których, chłopak zjadł już kilka tostów z dżemem i jajecznicę. Tymczasem Hermiona popijała tylko kawę z mlekiem patrząc się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń.
-Mhm. – mruknęła.
-Więc dlaczego nic nie jesz? – zapytał.
-Nie zaczyna się zdania od „więc”. – fuknęła tylko dziewczyna udając, że nie słyszała pytania. Niechętnie nałożyła na swój talerz parówkę i posmarowała chleb masłem. Wybraniec miał racje. Musiała coś zjeść. – Co teraz mamy?
-Zaklęcia z Krukonami.
-A jest coś ze Ślizgonami?
-Tak. Transmutacje na drugiej godzinie i eliksiry na ostatniej lekcji. Czemu pytasz? – zapytał brunet z obawą patrząc na panią Prefekt. – Miałaś jakiś problem z Malfoyem na wczorajszym szlabanie? – w jego głosie czuć było troskę.
-Nie! W ogóle skąd ten pomysł? Potrafię o siebie zadbać i nie wiem jaki mogłabym mieć z NIM problem! – uniosła się zdenerwowana. Potter patrzył na nią w szoku. Hermiona uświadamiając sobie nietakt swojego wybuchu uspokoiła się trochę. On się po prostu o nią martwił i chciał być miły. – Przepraszam. Po prostu już mam dość tego idioty i nie wiem jak przeżyje jeszcze te 3 dni.
-Wiesz, że możesz na mnie liczyć? – zapytał.
-Dziękuje. – odpowiedziała uśmiechając się ciepło i zabrała się za swoje śniadanie. Kiedy wzięła pierwszy kęs drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, stanął w nich drugi Prefekt naczelny Hogwartu, który z uśmiechem na ustach skierował się w stronę stołu Slytherinu. Tuż za nim szedł jego blond przyjaciel, na widok którego Hermionie na moment stanęło serce. Wyglądał jak po bardzo ciężkiej nocy, miał podkrążone oczy, włosy w większym nieładzie niż zawsze, a jego twarz miała bardzo zmęczony wyraz.
-„Czemu nawet w takim stanie jest tak przystojny?” – zapytała się w myślach po czym miała ochotę samą siebie uderzyć w twarz. Nie może tak myśleć – to jest przecież Malfoy - podła i podstępna żmija. Kiedy szukający domu węża usiadł przy swoim stole skierował swój wzrok w jej stronę. Kiedy ich spojrzenia spotkały się oboje szybko spuścili wzrok udając, że nie obchodzą siebie nawzajem. Gryfonka starała się nie myśleć o sytuacji z wczorajszego wieczora. W kółko powtarzała sobie, że Malfoy był pod wpływem pyłu pożądania i nie panował nad sobą. Mimo wszystko była na niego wściekła. Jeszcze bardziej wściekła była na siebie, za to że przez kilka sekund w jej głowie pojawiła się myśl, że to wszystko co robił Ślizgon było bardzo przyjemne.
-Idziemy? – zapytał Harry wstając od stołu.
-Tak. Chodźmy. – odpowiedziała zbierając się jak najszybciej. Odetchnęła z ulgą kiedy znaleźli się w holu. Spokojnym krokiem udali się do sali, gdzie mieli lekcje. Po drodze spotkali zdyszanego Rona.
-Budziłem cię. Twierdziłeś, że już wstajesz i mogę iść bo zaraz dojdziesz. – powiedział Potter.
-Coś mi nie wyszło. – powiedział zdyszany. Pozostała dwójka roześmiała się. Podczas lekcji zaklęć Hemrionie udało się zdobyć 15 punktów dla Gryffindoru. Kiedy zajęcia dobiegły końca „Święta Trójca Hogwartu” udała się na w stronę sali opiekunki swojego domu na lekcje transmutacji. Harry i Ron usiedli w jednej ławce. Hermiona zajęła miejsce pod samym oknem. Po chwili obok niej dosiadł się Danail.
-Co słychać? – zapytała na widok Bułgara.
-Dobrze. – odpowiedział. Jego silny akcent bił Gryfonkę po uszach. – A u ciebie?
-Jakoś leci. Dużo nauki i obowiązków. – odpowiedziała wzruszając ramionami.
-Ale jest już piątek. Masz jakieś plany na weekend? – Gryfonka zmarszczyła nos na to pytanie.
-Nic szczególnego. – odpowiedziała. Cały weekend planowała spędzić w bibliotece.
-Może wyszłabyś ze mną dziś na spacer późnym popołudniem? Na przykład o 18? – Hermiona już miała zamiar zaprotestować, ponieważ o 18 odbywa swój szlaban u McGonagall, ale przypomniała sobie, że dziś ma iść do Ministerstwa zaraz po lekcjach. Zmarszczyła czoło.
-Wiesz… muszę załatwić jeszcze kilka spraw i nie wiem czym się wyrobię. – powiedziała. Jakoś nie chciała mówić koledze o swoim dzisiejszym zadaniu. Tym bardziej, że to m.in. jego papiery są jej celem. – Ale o 19 powinno być ok. – uśmiechnęła się na zakończenie.
-Super. To o 19 w holu?
-Pewnie. – w tym momencie usłyszała, że ktoś siada w ławce za nią. Spojrzała przez ramię, żeby tego „kogoś” zidentyfikować.
-Witam. – jej uszu dobiegł przyjazny głos jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole.
-Cześć Blaise. Co tam? – nigdy w życiu nie pomyślałaby, że będzie używać tak miłego tonu wobec jakiegokolwiek Ślizgona. – „Na Godryka, Hermiono! Właśnie umówiłaś się z jednym z  nich na wieczorny spacer! A wczoraj z jeszcze innym…. STOP! Nie myśl o tym. To nie jest niczyja wina. On był pod wpływem pyłu i nie mógł na to nic poradzić.”
-Dziś piątek, czyli zajebiście. – uśmiechnął się Prefekt naczelny. – No w sumie może nie dla każdego.
-To znaczy? – Gryfonka uniosła delikatnie brew.
-Widziałaś dziś ten blond cień człowieka, który za mną chodzi? Wczoraj wieczorem przesadził z „Ognistą”, a dziś przez to cierpimy obaj. Jego boli głowa przez kaca, a mnie przez jego narzekanie. – powiedział z udawaną nutą goryczy w głosie. – O Smoku mowa, właśnie się wtacza. – Na te słowa szatynka spięła wszystkie mięśnie i zerknęła w kierunku drzwi. Malfoy rzeczywiście wyglądał okropnie. Co oczywiście nie przeszkadzało mu w byciu mega seksownym – ale tego już przed sobą nie przyznała. Widząc, gdzie siedzi jego czarnoskóry przyjaciel niechętnie podążył w ich kierunku.
-Cześć. – rzucił cicho całej trójce nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. A jej widoku unikał jak ognia. Danail delikatnie uniósł dłoń i odwrócił się w kierunku biurka nauczyciela do którego podchodziła już profesor McGonagall. Hermiona cicho bąknęła jakąś odpowiedź Ślizgonowi i również zajęła się wpatrywaniem w swoją opiekunkę.
-Witam wszystkich. – zaczęła. – Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się tzw. „Transmutacją żywą”. Za pomocą prostego zaklęcia postaramy się przemienić zwykłą muchę w motyla. – przebiegła swoim zimnym spojrzeniem po klasie zatrzymując się na Hermionie. Zdziwiona uniosła brwi, ale niczego nie skomentowała. Gryfonka na początku nie miała pojęcia o co jej chodzi, ale po chwili zrozumiała. Siedziała sobie jak gdyby nigdy nic w otoczeniu trzech Ślizgonów. Dosyć niecodzienny widok. Co się dzieje z tym światem? Po krótkim wstępie teoretycznym przeszli do ćwiczeń. Oczywiście pani Prefekt wykonała swoje zadanie idealnie już za pierwszym podejściem. Po sali latał już piękny motyl, który jeszcze kilka chwil wcześniej była zwyczajną muchą sporych rozmiarów. Jej partnerowi z ławki nie szło jednak tak dobrze.
-Źle ruszasz ręką. – pouczyła go widząc bez efektowne zmagania Bułgara. Zademonstrowała prawidłowy manewr swoją różdżką. – Powtórz.
-Tak? – chłopak spróbował.
-Nie. Popatrz. – chwyciła jego nadgarstek i powoli pokierowała jego dłoń. Po trzech powtórzeniach chłopak spróbował sam. Motyl poderwał się do lotu. Hermiona usłyszała za sobą ciche prychnięcie. Nie musiała się odwracać, wiedziała doskonale, że był to komentarz stalowookiego. Postanowiła to zignorować i uśmiechnęła się ciepło do Danaila, który zachwycony swoim sukcesem odpowiedział jej tym samym. Kolejne lekcje minęły bardzo spokojnie. Przerwa obiadowa wypadała przed jej ostatnimi zajęciami. Razem z przyjaciółmi siedziała przy stole patrząc z niedowierzaniem na ilości jedzenia, które pochłaniał Ron.
-Ronaldzie mógłbyś jeść trochę wolniej? – zapytała w końcu.
-Jestem głodny. Nie było mnie na śniadaniu. – odpowiedział. Sukcesem było to, że najpierw przełknął, a nie mówił z pełnymi ustami.
-Coś się zgadałaś z tym nowym Ślizgonem, co nie? – zapytał ostrożnie Harry. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Jest nowy. Moim obowiązkiem jako Prefekta naczelnego jest zadbać, żeby dobrze się tu czuł. Poza tym jest bardzo miły.
-No ale to dalej Ślizgon. – tym razem rudzielec nie poczekał z komentarzem, aż będzie miał pustą buzię.
-No i co z tego? Wojna się skończyła, Ron. Trzeba budować wszystko od nowa. – sama nie była przekonana co do słuszności swoich słów, ale brzmiały sensownie. Weasley zmarszczył z niezadowoleniem nos, ale nie odpowiedział. Kiedy skończyli jeść zeszli do lochów. Drzwi sali do eliksirów były otwarte więc zajęli już swoje miejsca. Chłopcy razem, dziewczyna siadła dwie ławki dalej przy pustym stoliku. Klasa powoli się zapełniała.
-Mogę? – gdy usłyszała to jedno słowo wypowiedziane obojętnie-lodowatym tonem o mało nie zachłysnęła się powietrzem. Dracon nie czekał na pozwolenie – to nie było w jego stylu, a pytanie było czysto retoryczne. Hermiona szybko odwróciła się w kierunku przyjaciół. Gdy napotkała ich zdziwione spojrzenia sama wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia. – jedynie poruszyła ustami w ich kierunku i z powrotem obróciła się do stolika. Siedzieli chwilę w ciszy, którą przerwał Smok.
-Jeżeli chodzi o wczoraj… - zaczął cicho.
-Nie ważne. – wyrzuciła szybko przerywając mu. On spojrzał na nią pytająco. – Nawąchałeś się „pyłu pożądania”. – mówiła prawie szeptem. Nie chciała, żeby ktoś oprócz niego to usłyszał. – Nie miałeś wpływu na to co robisz. To nie jest niczyja wina. Chociaż nie błysnąłeś inteligencją wsadzając nos w substancję, której nie znasz. Tak czy inaczej, zapomnijmy o tym. I zostanie to między nami. Do niczego nie doszło. Jasne? – głos lekko jej drżał ze zdenerwowania, mówiła bardzo szybko. Chłopak pokiwał głową na znak zgody. Gryfonka sama nie wierzyła, że udało jej się to wszystko powiedzieć. Jednak ulżyło jej. Lekcja się zaczęła. Mieli uwarzyć eliksir spokoju. Banał zarówno dla wszechwiedzącej Gryfonki, jak i wybitnego z eliksirów Ślizgona. Praca nad wspólnym kociołkiem szła im całkiem sprawnie. On kruszył moździerzem kamień księżycowy, a ona kroiła na drobne kawałeczki ciemiernik z którego wydobyć musiała syrop.
-Granger… - zaczął cicho.
-Hmm? – mruknęła pochłonięta pracą.
-…no bo. Ja rzeczywiście nie panowałem nad sobą i tak dalej…
-To już ustaliliśmy, więc o co chodzi? – syknęła lekko spięta tym, że Dracon znowu porusza ten niewygodny dla obojga temat.
-… no, ale myślałam trochę o tym. I kurwa mimo wszystko to fajne nie było… znaczy… chodzi mi, że ogólnie nie fajna sytuacja… - trochę plątał się w tym co mówił, szczególnie kiedy usłyszał jak to zabrzmiało.
-„W sumie czy ja wiem, czy to nie było fajne?” – ta myśl przeszła przez głowę obojgu naraz i oboje wymierzyli sobie, za nią mentalnego policzka.
-Rozumiem o co ci chodzi. – wyjąkała speszona Hermiona.
-Właśnie. I chciałem… - tutaj wziął głęboki oddech. – Kurwa, nie wierzę, że to mówię. Przepraszam cię za to Granger.
-Aua! – Gryfonka krzyknęła kiedy trafiła ostrzem na swój palec.
-Wszystko w porządku panno Granger? Proszę o zachowanie ostrożności. – usłyszała głos profesora Slughorna zza jego biurka. Spojrzała na blondyna z niedowierzaniem. Siedział z lekko spuszczoną głową nie odrywając wzroku od moździerza w którym kruszył kamień z straszną zawziętością. Unikał jej wzroku.
-„Czy właśnie Dracon Malfoy powiedział do mnie „przepraszam”? To chyba jakiś sen. To nie może się dziać naprawdę. Sam się do mnie przysiadł, sam zaczął temat i sam mnie przeprosił! O co chodzi?”
-Tylko pamiętaj. WSZYSTKO zostaje między nami. – powiedział jeszcze. Dziewczyna tępym wzrokiem patrzyła na swój lekko rozcięty palec z którego płynęła delikatnie czerwona stróżka. Absurdalność tej sytuacji nie mieściła się w jej głowie. Sprawę pogorszyło to co się stało później.
-Granger. Idiotko. Nie widzisz, że krwawisz? – syknął Malfoy. I wyciągnął różdżkę. – Episkey – powiedział celując w jej palec. Rana momentalnie znikła.

-„Teraz to już kurwa zupełnie nic nie wiem” – pomyślała.

4 komentarze:

  1. Ostatnie zdanie spodobało mi się najbardziej! I w ogóle cały rozdział wyszedł Ci cudownie. Draco i Hermiona się coraz bardziej do siebie zbliżają, ale fajnie. Liczyłam na to, że w tym rozdziale opiszesz wypad do Ministerstwa, ale może jakoś uda mi się poczekać do kolejnego rozdziału. Podoba mi się, że nie zapominasz o lekcjach i opisujesz je, bo niektórzy opisując akcję dziejącą się w Hogwarcie zapominają o czymś takim, jak lekcje. :)
    Czekam na kolejny rozdział!

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  2. wszystko super i świetnie jak zwykle, nie zawiodłaś! bardzo podoba mi się, że wszystko jest tak powoli, nie nagle, bo to by było takie nie w ich stylu, taka zmiana charakterów, u ciebie jest to super zrobione, jak zwykle mam ochotę na więcej i tylko ostrzysz mój apetyt końcówką, dawaj szybko nexta,
    zapraszam tez do mnie na 2 rozdział http://dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com/
    Vanillia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli będziesz dodawała kolejne rozdziały w takim pośpiechu to ja nigdy nie odejdę od komputera, rozdział jest super, bardzo podoba mi się fabuła, wszystko toczy się powoli tak jak powinno. Gratuluję, i życzę duuuuuzo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam rozmowy Dracona z Blaisem, są świetne. Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń