czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 10

Było ciężko. Najpierw nie wiedziałam jak zacząć, potem nie wiedziałam jak skończyć. Ale finalnie jest - 10 rozdział! Jestem bardzo ciekawa waszych opinii na temat wizyty naszych bohaterów w Ministerstwie. Zapraszam do czytania i komentowania!



-„Jak ja mam się ubrać?” – Hermiona stała zrozpaczona przed swoją szafą. Wiedziała, że do Ministerstwa Magii nie może pójść ani w dresie, ani w wytartych jeansach co jej dosyć przeszkadzało. Westchnęła głośno. – „Może jakaś sukienka dla odmiany?” – przeszło jej przez myśl. Wyciągnęła swoje trzy ulubione patrząc na nie krytycznie. Czarną odrzuciła z miejsca – była trochę za krótka. Biała? Nie… jakoś jej się nie uśmiechała. Wzrok Gryfonki spoczął na czerwonym materiale. Wzruszyła ramionami i zaczęła ściągać swój mundurek. Kiedy sukienka znalazła się już na jej ciele przejrzała się w lustrze. Dopasowana w górnej części, delikatnie rozkloszowana na dole, rękawki tuż za łokcie, zapinana z tyłu na zamek. – W sumie. Może być. – powiedziała sama do siebie. Nie miała ochoty bawić się za bardzo swoją fryzurą, rozpuszczone włosy tylko delikatnie zawinęła za pomocą zaklęcia w loki, żeby je poskromić. Podobnie z makijażem – nałożyła tylko odrobinę podkładu i tuszu do rzęs, po czym popsikała się swoimi ulubionymi perfumami. Ogarnęła całość w lustrze. – „Niech będzie.” – pomyślała. Zerknęła na zegar. Zostało jej 30 minut do spotkania z Malfoyem. Wzdrygnęła się. Nie wiedziała co myśleć o dzisiejszym zajściu podczas lekcji eliksirów. Czemu on się tak zachował? Dlaczego ją przeprosił? Dlaczego jej pomógł? Nie potrafiła tego zrozumieć. Zrezygnowana siadła przy biurku i otworzyła podręcznik do „Starożytnych run”, żeby powtórzyć sobie materiał przed jutrzejszą lekcją. Kiedy pozostało jej tylko 5 minut do spotkania szybko włożyła czarne szpilki i chwyciła torbę, po czym wyszła z pokoju. Przemierzała kolejne piętra zamyślona. Kiedy w końcu doszła pod gabinet profesor McGonagall zauważyła, że jej towarzysz niedoli już czeka. Ubrany był w spodnie od garnituru i marynarkę, oraz białą koszulę rozpiętą pod szyją. Nie bawił się w krawat. Kiedy szła powoli korytarzem spojrzał w jej stronę odgarniając jednocześnie blondwłosy pozostające w wiecznym nieładzie. Gryfonka miała wrażenie, że jego oczy jakby się powiększyły, kiedy ją zobaczył, a pierś podniosła znacznie do góry. Może się jej tylko wydawało?
-Granger? Tak idziesz? – zapytał. W jego głosie wyraźnie było czuć zdziwienie.
-Ohh. Siedź cicho. Nie chciało mi się pół godziny przygotowywać na głupi szlaban, więc ubrałam pierwszą rzecz, która była stosowna. Nie idziemy na pokaz mody, więc może przeżyjesz. – fuknęła poprawiając sukienkę. Chłopak zamknął mocno oczy i otworzył jeszcze raz, jakby miał wrażenie, że pani Prefekt zaraz zniknie. Hermiona tylko prychnęła i weszła do gabinetu wicedyrektorki. Pokój był pusty – profesorka ostrzegła, że może jej nie być i kazała im samym przenieść się do Ministerstwa za pomocą sieci „Fiuu”. Gryfonka zgarnęła z biurka upoważnienie do odbioru dokumentów, które mieli pokazać w obu wydziałach. – Idziemy? – zapytała podchodząc do kominka.
-Panie przodem. – powiedział Ślizgon siląc się na obojętny ton. Hermiona wzruszyła ramionami i wzięła małą garść proszku z kociołka stojącego obok. Weszła ostrożnie w palenisko.
-Ministerstwo Magii. – powiedziała głośno i wyraźnie rzucając pył pod nogi, po chwili zniknęła w zielonych płomieniach. Ciemne korytarze Ministerstwa były jak zawsze zatłoczone. Prefekt naczelna Hogwartu wyszła ostrożnie z kominka. Kilka chwil później wyłonił się z niego Draco otrzepując spodnie z ewentualnego kurzu. – Malfoy?
-Hmmm?
-Wiesz gdzie iść? Bo ja się na Ministerstwie nie znam ani trochę.
-Nie wierzę. Granger czegoś nie wie i prosi mnie o pomoc? – zadrwił blondyn. Dziewczyna rzuciła mu tylko lodowate spojrzenie. – No już, nie morduj mnie tym spojrzeniem bazyliszka. Gdzie najpierw?
-Może najpierw załatwimy pozwolenie na rozgrywki, a potem pójdziemy po papiery Danaila i Milana. – odpowiedziała. Ślizgon delikatnie skrzywił się na dźwięk pierwszego imienia, ona jednak tego nie zauważyła.
-To choć. – mruknął i poprowadził ją przez korytarz. Dookoła pełno było czarodziei, ubranych przeważnie w czarne garnitury lub w przypadku czarodziejek eleganckie sukienki, czy garsonki. Każdy podążał w swoją stronę trzymając w ręku teczkę lub plik papierów. Nie wiele się tu zmieniło od jej wizyty, kiedy była na piątym roku. Bardzo szybko znaleźli się pod windą, czekali w milczeniu, aż otworzą się drzwi. Kiedy weszli do środka Malfoy od niechcenia nacisnął jeden z przycisków i oparł się o ścianę, wzrok wlepił w Gryfonkę.
-Na co się gapisz? – syknęła.
-No na ciebie. – powiedział jakby to była najnormalniejsza i najoczywistsza rzecz.
-Bufon. – blondyn z delikatnym uśmiechem na ustach podniósł jedną brew.
-Awansowałem z „blond kretyna” na „bufona”? Czuje się zaszczycony. – powiedział swoim typowym, szyderczo-ironicznym tonem. Hermiona prychnęła. Kiedy drzwi otworzyły się na odpowiednim piętrze Dracon puścił swoją towarzyszkę przodem. Departament Magicznych Gier i Sportów znajdował się za drzwiami na końcu korytarza. Również tutaj Malofy postąpił jak na arystokratę przystało i otworzył dziewczynie drzwi. Bardzo dziwnie się z nim czuła. W końcu jakby nie było to oznaka grzeczności i szacunku… ani jedno, ani drugie nie pasowało do ich relacji. Weszli do kolejnego korytarza pełnego drzwi, dość szybko udało im się znaleźć te odpowiednie – Smok zapukał. Szybko usłyszeli kobiecy głos mówiący „Proszę” – wtedy nacisnął na klamkę. Za biurkiem siedziała przysadzista kobieta, na oko miała trochę ponad 60 lat i ubrana była w czarno-czerwony kwiatowy kostium w którym niekoniecznie wyglądała dobrze.
-Słucham? – zapytała. Blondyn już otwierał usta żeby odpowiedzieć, ale brązowooka go ubiegła.
-Jesteśmy delegacją ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Przychodzimy w imieniu profesora Dumbledora i profesor McGonagall po pozwolenie na organizację szkolnych rozgrywek w Qudditchu. Nazywam się Hermiona Granger i jestem Prefektem Naczelnym, mój… - tutaj w oficjalnym tonie pojawiła się nutka zawahania - …kolega, Dracon Malfoy – jeden z kapitanów szkolnych drużyn. – wskazała a chłopaka. Rzeczywiście słowo „kolega” w ustach Granger mówiący o NIM to bardzo dziwne zjawisko. Sam zainteresowany poczuł się dosyć nieswojo.
-Czy mogę zobaczyć upoważnienie? – zapytała kobieta mierząc ich wzrokiem zza swoich czerwonych okularów o bardzo wymyślnym kształcie.
-Oczywiście. – Gryfonka podała jej pergamin. Urzędniczka uważnie czytała go przez chwilę, w końcu skinęła głową.
– Proszę poczekać. – odpowiedziała i weszła do pomieszczenia obok. Uczniowie stali w bardzo krępującej ciszy. Przez głowę dziewczyny przelatywało milion myśli na sekundę.
-„Co się ostatnio dzieje? Czemu on mnie tak traktuje? Nie jest taki jak kiedyś. Nie nazywa mnie „szlamą” na każdym kroku. W ogóle nie wiem kiedy ostatnio usłyszałam z jego ust to słowo. Na pewno nie w tym roku szkolnym. Ostatnimi czasy wszystko się zmieniło.” – myślała Gryfonka. Przypomniała sobie sytuację na dzisiejszej lekcji eliksirów. Dalej nie umiała uwierzyć w to że ON tak po prostu jej pomógł. Ba! Usłyszała od niego „przepraszam”. Drzwi ponownie się otworzyły i do pomieszczenia z powrotem weszła urzędniczka podsuwając im dokument.
-Proszę podpisać. Imieniem i nazwiskiem. Czytelnie. – zaskrzeczała. Draco machnął ręką w sposób, który mówił, że Hermiona ma to zrobić pierwsza. Pani Prefekt wzięła do ręki pióro leżące na biurku i zamoczyła w atramencie. Kształtnymi literami podpisała się w odpowiednim miejscu po czym oddała pióro Malfoyowi. On załatwił to kilkoma szybkimi ruchami, od niechcenia. Następnie odebrali pergamin z pozwoleniem. Gryfonka szybko przebiegła wzrokiem po tekście i zwinęła w rulon, po czym schował do torebki.
-Dziękujemy. Do widzenia. – powiedziała grzecznie wychodząc.
-Do widzenia. – mruknął cicho jej towarzysz idąc za nią. Skierowali się z powrotem do windy.
-A ten drugi departament wiesz gdzie jest? – starała się na jak najbardziej obojętny ton.
-Spokojnie. Nie zgubimy się. Chociaż nie wątpię, że chciałabyś się przez przypadek ze mną zatrzasnąć w jakimś małym, pustym biurze. – powiedział swoim zalotnym głosem. – „Po cholerę ja to robię?” – pytał sam siebie w myślach. – „Opanuj się!”
-Chyba śnisz Malfoy. – kiedy weszli do windy sytuacja się powtórzyła. On naciska przycisk i opiera się o ścianę wlepiając w nią wzrok, a ona stara się nie wybuchnąć wkurzona jego zachowaniem.
-Dobra. To teraz na serio Granger. Idziesz gdzieś jeszcze potem, że się tak odstawiłaś? – Hermiona oniemiała słysząc te słowa.
-Słucham? – przypomniało jej się mimo wszystko, że jest jeszcze umówiona na 19 z Danailem i musi się przebrać po powrocie w coś bardziej normalnego. – To czy gdzieś się wybieram to nie twój interes. A ubrana jestem całkowicie normalnie! – odwróciła głowę w przeciwnym do niego kierunku. Czuła, że niemal gotuje się ze złości. – „Jak on śmie w ten sposób do mnie mówić?” – nie zauważyła, kiedy blondyn stanął tuż za nią i nachylił się nad jej uchem.
-Skoro to taki normalny strój to może jutro na szlaban też się tak ubierzesz? Ja bym nie miał nic przeciwko. – wyszeptał zmysłowo. Poczuła jego oddech na swojej szyi i zadrżała – nie, na pewno nie z przyjemności. A nawet jeśli to już na pewno tego przed sobą nie przyzna. Przez głowę szybko przemknęła jej jedna, niesforna myśl, którą powinna zignorować. Niestety jej silna wola ją zawiodła. Uległa tej drobnej przyjemności. Odwróciła się w jego kierunku. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Pomimo, że miała na sobie szpilki był od niej sporo wyższy – prawie o głowę. Objęła jego szyję delikatnie przybliżając jego twarz do swojej. Poczuła zniewalający zapach męskich perfum i jego ręce które spoczęły na jej talii. Musiała z całych sił starać się opanować, żeby nie zapomnieć się w tej chwili słabości. Przystawiła swoje usta do jego ucha ocierając się jednocześnie policzkiem o jego twarz. Czuła, że blondyn wstrzymał oddech, czuła, że zaczarowała go na te kilka krótkich chwil. Uśmiechnęła się delikatnie i wyszeptała najbardziej zmysłowym głosem na jaki było ją stać w tamtej chwili.
-Uważaj tylko, żeby nie pobrudzić się szlamem, ty nędzny arystokratyczny dupku. – w tym momencie drzwi w windzie otworzyły się zanim on zdążył przetworzyć w głowie słowa Gryfonki i zanim ona zdążyła odsunąć się przystojnego Ślizgona, który dalej obejmował jej biodra. Malfoy uniósł głowę i zastygł strwożony. Chłopak jak mógł najszybciej odsunął od siebie Hermione, która obróciła się przy tym w kierunku drzwi. Ona również stanęła zszokowana i trochę wystraszona.
-Draco? – powiedziała cicho zaskoczona kobieta. Szybko przebiegła wzorkiem po Gryfonce, tu przybrała jeszcze bardziej zdziwiony wyraz twarzy, po czym wróciła do niego. Spojrzenia dwóch par stalowych oczu spotkały się.
-Witaj matko. – powiedział, czuł jak jego gardło zaciska się przy wypowiadaniu tych dwóch krótkich słów.
-Dzień dobry. – powiedziała cichutko Hermiona patrząc się na czubki swoich butów. Oboje szybko wyszli z windy.
-Co ty tu robisz? – zapytała Narcyza.
-My… McGonagall nas wydelegowała do Ministerstwa, żeby pozałatwiać kilka spraw dla szkoły. Ona… – wskazała ruchem głowy na Gryfonkę. – …jest Prefektem naczelnym. – powiedział szybko, trochę za szybko. Dziewczyna czuła głośnie bicie swojego serca. Stała cichutko starając się zapaść pod ziemię. To była jej wina.
-A to teraz? – pani Malfoy ściszyła głos i spojrzała na syna z wyczekiwaniem.
-My… my się kłóciliśmy. – palnął przypominając sobie ostatnie słowa Hermiony w windzie. – „Kurwa. Naprawdę jestem blond kretynem.” – pomyślał kiedy uświadomił sobie absurdalność swoich słów względem zaistniałej sytuacji. Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Narcyza uniosła wysoko brwi i o mało nie parsknęła śmiechem.
-Ah tak? Powiedz mi… często się kłócicie? – zapytała ironicznie. Jej ton głosu był sympatyczny, wyraźnie rozbawiony. Prefekt zdziwiła się trochę. Nie spodziewała się takiej reakcji matki Malfoya na to zajście. Jej syn już otwierał usta żeby coś odpowiedzieć (o zgrozo), ale przerwał mu lodowaty męski głos.
-Dracon? – wszyscy odwrócili się w stronę z której dobiegał. Korytarzem szedł sam Lucjusz Malfoy. Hermiona poczuła jak jej żołądek robi pętelkę i zaciska supeł, a serce podchodzi do gardła. Narcyzie uśmiech spełzł z twarzy, która przybrała obojętny, arystokratyczny wyraz. Sam Smok wyprostował się i uniósł wysoko podbródek przeczesując palcami niesforne kosmyki włosów, a następnie poprawiając klapę czarnej marynarki. Gryfonka zlustrowała go wzrokiem.
-„Naprawdę wygląda jak prawdziwy arystokrata. W każdym calu.” – przeszło jej przez myśl.
-Witaj ojcze. – odpowiedział równie chłodnym i obojętnym tonem. Zabrzmiało to bardzo oficjalnie. Miona zadrżała.
-Można wiedzieć co tutaj robisz? – pytanie obniżyło temperaturę powietrza o kilka stopni.
-„Jeżeli kiedyś mówiłam, że głos młodego Malfoya jest zimny, lodowaty, pełen pogardy i nienawiści, to wszystko cofam. To nic w porwaniu z głosem jego ojca.” – pomyślała Hermiona. Miała ochotę zniknąć, chciała uciekać jak najdalej. Przełknęła jednak ślinę i pozostała niewzruszona na swoim miejscu starając się nie okazać zdenerwowania.
-Już tłumaczyłem matce. Zostałem wysłany tutaj, żeby załatwić kilka spraw dla szkoły. – jego głos był opanowany, nie wyrażał cienia emocji. Lucjusz przeniósł swój wzrok na dziewczynę, zlustrował ją od stóp po czubek głowy i uniósł lekko brwi.
-Razem z nią? – zapytał niby obojętnie, mimo wszystko każdy wyczuł nutę pogardy dla Gryfonki.
-Granger jest Prefektem naczelnym. Wszędzie potrzebny jest jej podpis. – wyjaśnił sucho.
-Prefekt naczelna? – uśmiechnął się pod nosem i jakby z niedowierzaniem kontynuował – To smutne, że Hogwart obsadza tak ważne i odpowiedzialne stanowiska ludźmi takiego pokroju. – długowłosy mężczyzna świdrował ją swoim wzrokiem. Hermiona poczerwieniała ze złości. Już otwierała usta, żeby odpowiedzieć „temu drugiemu zasranemu arystokracie”, ale ubiegł ją Smok.
-Myślę, że to już nie ma znaczenia. – w jego głosie również było słychać złość. – A co u ciebie, drogi ojcze? Jak kolejna wizyta w Wizengamocie? – słowa przepełnione były jadem. Blondyni mierzyli się przez chwilę wzrokiem, stojące obok panie przypatrywały się temu na jednym wdechu.
-Zważ na słowa chłopcze. – wysyczał w końcu Lucjusz. – I nie zapominaj się, pamiętaj kim jesteś. - popatrzył na swoją żonę, która stała blada pod ścianą.
-Ty nigdy mi na to nie pozwolisz. – odpowiedział jego syn z nienawiścią.
 - Idziemy, Cyziu? – mężczyzna udał, że nie słyszał tej kąśliwej uwagi.
-Tak. Czas na nas. – kobiecie wyraźnie ulżyło. Podeszła do syna i ucałowała go w policzek. – Żegnaj Draco. Zobaczymy się podczas przerwy świątecznej.
-Oczywiście. – odpowiedział. Hermiona nie widziała jego twarzy, bo stał do niej plecami, ale w jego głosie czuć było nutkę ciepła, co nie uszło jej uwadze. Narcyza przypatrywała się synowi uśmiechając się w dość dziwny sposób, ruchem oczu wskazała szatynkę. Dracon tylko prychnął lekko, a jego matka weszła do windy.  Kiedy drzwi się zamknęły Gryfonka głośno wypuściła powietrze. Smok obrócił się  i podszedł do niej.
-Przepraszam za to. – powiedział cicho przeczesując palcami włosy, jego wzrok utkwił w jej czekoladowych tęczówkach.
-To moja wina. To w windzie…
-To było wredne. – powiedział a na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech. Dziewczyna nie miała pojęcia, skąd ten dobry humor? Blondyn powoli ruszył w stronę Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. – Jak na Ślizgonkę przystało. Ty chyba naprawdę chciałabyś zmienić dom. – zakpił.
-A to szuja. – mruknęła pod nosem mimowolnie się uśmiechając. Szybkim krokiem dogoniła go. – Nie jesteś na mnie zły? – zapytała zdziwiona.
-Zawiedziona? Spotkanie z moją rodzinką było dla ciebie wystarczającą karą. Poza tym nie tak łatwo mnie ruszyć.
-Doprawdy? W windzie chyba mi się udało. Podobało ci się, przyznaj. – tym razem to ona przybrała ten denerwujący, pełen kpiny ton.
-Z tobą? Chyba żartujesz. – prychnął. – „Kurwa...nawet nie masz pojęcia jak bardzo…”


-To do jutra. – powiedziała trochę nieśmiało. Była wtedy taka urocza.
-To jak? Jutro też się tak ładnie dla mnie ubierzesz? – zapytał.
-Zapomnij Malofy. Idę do dormitorium i od razu się przebieram. – trochę krępowało ją to co mówił. Spojrzała na zegar znajdujący się w korytarzu, przed gabinetem wicedyrektorki do którego trafili z powrotem również za pomocą sieci „Fiuu”. Wskazywał 18:40. – Muszę już lecieć. Jestem umówiona. – powiedziała i szybko poszła w swoją stronę.
-Z kim? –rzucił tylko Draco zaskoczony.
-Z Danailem! – odkrzyknęła już z końca korytarza. Dracon mimowolnie poczuł jak jego pięści się zaciskają. Denerwował go ten zasrany Bułgar. Czemu w kółko tak się kręci obok niej.
-„Smoku… przestań w końcu tak myśleć o tej Granger. Jest dużo lepszych tematów.” – skierował się w stronę lochów, a następnie Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Ostatnio rzadko tam bywał, wolał przebywanie samemu ze sobą, ewentualnie jeszcze Diabłem, w ich wspólnym dormitorium. Pomieszczenie nie było bardzo zatłoczone, każdy realizował jakieś swoje piątkowe plany. Draco usiadł na skórzaną kanapę przed kominkiem, odchylił głowę i zamknął oczy.
-Dracusiu! Już wróciłeś? – usłyszał piskliwy głos Astorii.
-„Nie… błagam, zrobię wszystko… tylko nie ona.” – już po chwili poczuł jak dziewczyna wiesza się na jego ramieniu i zaczyna trajkotać. A chciał spędzić spokojnie wieczór… Wyłączył się, nie słuchał w ogóle tego co mówi do niego blondynka. Myślami był w Ministerstwie, w tej nieszczęsnej windzie w której przez kilka krótkich sekund przestało mu bić serce. Później przypomniał sobie wczorajszy szlaban na którym zdarzyło się zbyt wiele. Nie umiał wytłumaczyć tego co się z nim dzieje. To było chore i zdecydowanie mu się nie podobało.
-Zjeżdżaj stąd Greengrass. – usłyszał lodowaty kobiecy głos. Otworzył oczy. Stała przed nim czarnowłosa dziewczyna ubrana w szkolny mundurek.
-Bo co? Niby czemu mam się ciebie słuchać? – fuknęła blondynka. Tym razem wtrącił się Malfoy.
-Nie zapominaj się. Pansy to moja przyjaciółka, więc skoro każe ci zjeżdżać to masz po prostu kurwa zjeżdżać! Zbyt trudne?! – krzyknął. Astoria potulnie zeszła z kanapy i odeszła w stronę dormitorium dziewcząt. Nie odezwała się już słowem. – Jesteś moją wybawicielką. – powiedział do brunetki.
-Wiem. – dziewczyna usiadła obok. – Cóż się stało, że szanowny pan Dracon Malfoy zawitał w nasze skromne progi?
-Nie wiem co mi odbiło. Ale jak widać dość szybko zostałem ukarany.
-Czemu po prostu jej nie powiesz, żeby się odwaliła?
-A myślisz, że nie mówiłem? Jej mózg chyba całkiem się wypalił od tego lakieru do włosów. Wiesz jak to śmierdzi? Raz przy śniadaniu myślałem, że zemdleje przez tą idiotkę.
-Dobrze wiesz, że i tak ci nie współczuję. – prychnęła Parkinson.
-Wiem, ale lubię sobie ponarzekać. – uśmiechnął się pod nosem Draco. – Co słychać?
-Jakoś się toczy. Jutro robisz nabór do drużyny?
-Mhm. O 15, potem zaraz trening. Ale szukam tylko graczy na wolne miejsca, resztę składu zostawiam, więc nie musisz się martwić, że ktoś cię wygryzie.
-Niby kto? Dobrze wiesz, że jestem najlepszą ścigającą w całym Hogwracie. – powiedziała dumnie lekko się uśmiechając.
-Powiedz to przy Diable. Chętnie popatrzę jak się kłócicie. – zaśmiał się blondyn. Pansy mu zawtórowała. O jej kłótniach z Zabinim na temat ich zdolności krążyły już legendy. Raz nawet, w przypływie furii, rozbiła chłopakowi na głowie wazon z kwiatami.
-A co u ciebie? – zapytała go dziewczyna łagodnym tonem.
-Żyje, jak widać.
-A jak twoje szlabany z Granger? – Draco przewrócił oczyma.
-Co jest z wami? Czy to jest dla każdego obowiązkowe pytanie, które musi mi zadać?
-No wiesz. Codzienność to to nie jest…
-Normalnie. – Ślizgonka uniosła brew.
-Normalnie? No sorry, ale spędzasz z nią każdy wieczór w tym tygodniu. Dużo słów tutaj pasuje, ale na pewno nie „normalnie”.

-A co cię to interesuje? Granger, jak Granger, zostały jeszcze tylko 2 dni i w końcu będę miał święty spokój. – wstał z kanapy naburmuszony i skierował się w stronę wyjścia. – Idę do siebie. – rzucił i wyszedł z Pokoju Wspólnego. W jego głowie obijały się jego własne słowa : „…zostały jeszcze tylko 2 dni…”. Martwiło go, że jakoś nie cieszy się z tego powodu.

7 komentarzy:

  1. O matko Draco w windzie.... <3 jest super, opłacało się czekać, bo rozdział odpowiednio długi i odpowiednio interesujący, dużo akcji, ciągle coś się dzieje, kocham Twoje opisy sytuacji, naprawdę 10/10, wspólny szlaban im się kończy i co teraz? :o dawaj szybciutko nexta, bo czekam ;)
    Pozdrawiam gorąco- Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No muszę przyznać, że Draco w windzie mi się udał :D Dziękuje za komplementy *czerwieni się*. Postaram się pisać jak najszybciej.

      Usuń
  2. Jeju, cudowny rozdział, świetnie wszystko rozegrałaś, wszystko się ze sobą łączy i po prostu jest tutaj potrzebne. Sytuacja w windzie mnie przerosła i usmiechałam się do telefonu jak idiotka. Późniejsze spotkanie z rodzicami Draco bardzo mnie zaskoczyło! Lucjusz zachował się tak, jak to sobie wyobraziłam, tak samo z Narcyzą.
    Wszystko opisujesz bardzo realistycznie, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Mam nadzieję, że pojawi się szybko. :)

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się podobało. Starałam się, żeby Lucjusz wyszedł taki prawdziwy - typowy "arystokratyczny dupek". Postaram się pisać jak najszybciej i czekam na następny rozdział na Twoim blogu :)

      Usuń
  3. Uwielbiam to opowiadanie, dowodem na to jest fakt że jestem w pracy i czytam Twojego bloga ! Rozdział jest super, cieszę się że Lucjusz Malfoy pozostał prostakiem, jakoś nie lubie go w wersji pozytywnej. Opis sceny w windzie i całej reszty jest bardzo fajny. Dobrze ze akcja rozwija się w swoim tempie :)

    Dużo weny ! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że tak Ci się podoba mój blog :) Po przeczytaniu takiego komentarza uśmiech wchodzi mi na twarz a wena zaczyna buzować! Też zdecydowanie wolę Lucjusza w tym wydaniu - nie pasuje mi do miłego ojczulka.

      Usuń
  4. Świetny rozdział, akcja w windzie - boska! Dobrze, że Lucjusz nadal został chamem, Narcyza rysuje się całkiem miło.

    OdpowiedzUsuń